Jedenastka kumpli: Kosowski zbudował dwie, ale tylko jedną z prawdziwych kumpli

redakcja

Autor:redakcja

20 grudnia 2013, 14:51 • 5 min czytania

Jeśli porównać jedenastkę kumpli Kamila Kosowskiego z którąkolwiek już wcześniej na Weszło zamieszczoną, to nie robi ona żadnego wrażenia. To nie są gwiazdy z pierwszych stron gazet, to nie są największe piłkarskie nazwiska. Mogłyby być, gdyby nie kryterium, które Kosowski narzucił sobie sam. – Kumple to ludzie, z którymi coś mnie łączyło, z którymi coś przeżyłem nie tylko na murawie. To nie mogą być tylko goście, z którymi dzieliłem szatnię – tłumaczy. Jedenastki wybiera więc dwie: w jednej są piłkarze, których cenił na boisku i poza nim, w drugiej najsilniejsze nazwiska, z którymi grał.
W obu przypadkach wyszło ciekawie…

Jedenastka kumpli: Kosowski zbudował dwie, ale tylko jedną z prawdziwych kumpli
Reklama

Jedenastka „dla ludu”: Pedro Contreras – Savvas Poursaitidis, Jacek Bąk, Jose de la Cuesta, Bill Tchato – Theo Walcott, Libero Parri, Lincoln, Gustavo Lopez – Mioslav Klose, Marian Pahars.

I poniżej właściwa „jedenastka kumpli” plus obszerne wyjaśnienie.

Reklama

– W bramce jest spory problem, bo wielu dobrych piłkarzy na tej pozycji miała reprezentacja Polski. Ale ja lubię i wysoko cenię przede wszystkim Dionisisa Chiotisa z APOEL-u. On między słupkami robił cuda, to głównie dzięki niemu zagraliśmy w Lidze Mistrzów. Otwarty człowiek, z fajną rodziną, do tańca i do różańca. Czasem czujesz, nawet słabiej kogoś znając, że „latacie” w tej samej wadze i tak właśnie było z Chiotisem. Między słupkami w Cadiz, już na samym końcu swojej kariery, stał Pedro Contreras, były bramkarz Realu. Klasa sama w sobie.

– W obronie mam samych Polaków. Moi kumple, mocne charaktery, prawdziwi liderzy na boisku i świetni goście poza nim. Od prawej: Marcin Baszczyński, Arkadiusz Głowacki, Tomasz Hajto, Michał Ł»ewłakow. Z trzema z nich się przyjaźnię, każdego bardzo szanuję. Dziś najmniejszy kontakt utrzymuje z Hajtą, ale niezależnie od tego, co niektórzy o nim mówią, jest dobrym człowiekiem. Kapitan Schalke, dobra wizytówka Polaków w Bundeslidze. Michał to z kolei wizytówka w Belgii i Grecji. Takich ludzi, jak ta czwórka – przede wszystkim mentalnie i charakterologicznie – brakuje reprezentacji.

Największe nazwiska w defensywie specjalnego wrażenia nie robią. Savvas Poursaitidis jest w podobnym do mnie wieku, dobrze wyszkolony technicznie i bardzo solidny. Grając z APOEL-em w Lidze Mistrzów, dawał radę przeciwko bardzo konkretnym zawodnikom. Na środku Jacek Bąk i Jose Julian de la Cuesta, który świetnie się zapowiadał, ale – z tego, co właśnie widzę – coś musiało pójść nie po jego myśli. Na lewej obronie Bill Tchato, reprezentant Kamerunu, choć europejski charakter. Ł»elazne płuca, typ Patricka Evry, graliśmy razem w Kaiserslautern.

– Moja linia pomocy już z dwoma obcokrajowcami, na prawej stronie Kalu Uche, na lewej – Cristiano Pereira de Souza… Czyli Brasilia. Spokojny, religijny, uśmiechnięty, może niezbyt imprezowy, ale niezwykle sympatyczny. Kalu, wiadomo, równie skoczny na boisku, jak i poza nim, zrobiliśmy razem kilka głupot, ale chyba każdy liczył, że zajdzie trochę wyżej. Bodaj Jacek Bednarz ostatnio powiedział, że Wisła jest wspaniałą kochanką, ale nie toleruje zdrady. I ja się pod tym podpisuję. W tamtych czasach był to klub przez wielkie „K”, wielu piłkarzy marzyło o Wiśle, a nikt nie myślał o wpisywaniu jakichś klauzul odstępnego. Trudno było się więc do Wisły dostać, a jeszcze trudniej się z niej wydostać. Prezes nie chciał wtedy sprzedawać piłkarzy, a jak już chciał, to za trzy razy większą kwotę, niż mu proponowano. Jeśli ja miałem dużo ofert, to Uche musiał mieć ich jeszcze więcej. Sporo klub nam dał, ale sporo też zabrał. Środek pomocy to ludzie, za którymi jeszcze mocno zatęsknimy, czyli Radosław SobolewskiMirosław Szymkowiak. Znamy się od wielu lat, ja im sporo zawdzięczam.

Druga linia, jeśli chodzi o nazwiska, wyszła naprawdę mocna: Walcott, Libero Parri, Lincoln, Gustavo Lopez. Aż jestem ciekaw, ile milionów euro by tutaj biegało. Walcott dopiero wchodził do Southampton, grzeczny i ułożony chłopak, który powoli wyrastał na dobrego zawodnika, ale dokąd zaszedł – wszyscy wiedzą. Parriego spotkałem w Cadiz, wcześniej był w Valencii u Hectora Cupera, i robił na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem tylko, dlaczego już jakiś czas temu zakończył karierę. Lincoln, kiedy odszedł do Schalke, był najlepszym piłkarzem Bundesligi. Taki Szymkowiak, tylko że znacznie lepszy. Jeżeli miałbym za umiejętności piłkarskie dać komuś gwiazdkę, to właśnie jemu – nakrywa czapkę chyba każdego, z którym grałem. Lopez to z kolei rozdmuchane ego do granic możliwości, legenda Celty Vigo z jej najlepszych czasów, jeszcze w Lidze Mistrzów. Świetny piłkarz, ja go poznałem dopiero, gdy miał 35 lat, ale jeśli wówczas trafiłby do Polski, to zrobiłby furorę. Niski, lewonożny, nie do zatrzymania, ale z syndromem – co ma wielu Argentyńczków – Diego Maradony. To znaczy, myślał, że… jest nim.

– No i w ataku mam problem, bo… wybrałem czterech piłkarzy: Marcin Kuźba, Maciej Ł»urawski, Tomasz Frankowski i Marcin Ł»ewłakow. Ktoś chce wybrać za mnie? Z Kuźbą znam się od dwudziestu lat i dla mnie był to wypisz-wymaluj Robert Lewandowski. Gdyby dziś grał w piłkę, byłby w wielkim klubie europejskim, ale wtedy przytrafiały mu się kontuzje, nieodpowiedni menedżerowie, niezbyt pomocne kluby, błędne decyzje… Nigdy nie był tak doceniany, jak Ł»uraw czy Franek, ale łączył cechy tej dwójki: szybki, ruchliwy i z najlepszym wykończeniem, jakie w Polsce widziałem. Z Ł»ewłakiem grałem w Lidze Mistrzów, każdą zagraną na głowę piłkę zamieniał na gola, a dziś się przyjaźnimy. Franek to jeden z najlepszych napastników wszechczasów ligi, ale to jednak z Ł»urawskim często mieszkaliśmy w pokoju na zgrupowaniach, byliśmy prawie jak bracia. Ł»eby ich wszystkich zmieścić, musiałbym upychać w obronie i pomocy.

Piłkarsko spore wrażenie robili też Miro Klose i Marian Pahars. Z Mirkiem mieliśmy wspólne hobby, często jeździliśmy na ryby, dobrze znały się nasze żony. Każda dobra wrzutka na głowę, tak jak w przypadku Ł»ewłaka, oznaczała gol. To nie była bajeczna taktyka, on umiał się przepchać i staranować rywali – napastnik idealny do polskiej ligi. W Niemczech to żywa legenda. Natomiast Pahars to drugi Frankowski, taki lisek, wiele lat spędził w Southampton. Gdyby nie kontuzje, długo pograłby na wysokim poziomie.

Pozostałe jedenastki kumpli, które powstały za naszą namową:

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama