Kontakty na linii Wisła Kraków – Robert Maaskant spokojnie można by określić w jednym zdaniu, jako dość napięte. Nietrudno odnotować, że Holender w przeszłości parę razy niepochlebnie wypowiedział się o tym, co dzieje się u jego byłego pracodawcy. Ale w gruncie czy można mu się dziwić, skoro miesiącami facet nie mógł się doprosić pełnej kwoty, która należała mu się z tytułu kontraktu?
Maaskant ma prawo nie kochać wiec Cupiała czy Bednarza. Bednarz też może sobie alergicznie reagować na kolejne pisma słane przez Maaskanta i jego prawników, jasne. Ale kiedy okazuje się, że człowiek, który zdobył z Wisłą tytuł mistrza Polski i grał z nią w fazie grupowej Ligi Europy, nie może wejść na stadion tak jak powinien wchodzić były trener, to źle świadczy to o tylko jednej stronie: Wiśle i jej pracownikach.
Tak Maaskant mówi dziś o tym na łamach Faktu:
– Chciałem pokazać przyjaciołom stadion. Chciałem, by poczuli atmosferę trybun. Zadzwoniłem do Jarka (Krzoski, kierownika drużyny – przyp. red.) z prośbą o bilet. Powiedział, że nie ma sprawy.
„Nie ma sprawy”. Cała historia powinna się na tym właśnie skończyć. Ale…
Rano w dniu meczu Jarek zadzwonił, że jednak tych biletów nie może załatwić. Musieliśmy pójść wyrobić sobie kartę kibica i kupić normalny bilet. Dzięki pomocy ludzi za to odpowiedzialnych, udało się to zrobić bardzo sprawnie. (…) Być może pan Jacek Bednarz wycofał bilet dla mnie, bo niedawno przysłałem im kolejne pismo w sprawie pieniędzy, które mi zalegająâ€¦.
Maaskant żadną wiślacką legendą nie jest i z pewnością nigdy nią nie będzie, ale coś jednak w historii tego klubu znaczy. Okres jego pracy można wspominać mniej lub bardziej surowo, wypominać opłakaną w skutkach politykę jego druha Stana Valckxa, ale do cholery – czy to nie bez znaczenia? Chodzi o głupi bilet na jeszcze głupszy mecz z Pogonią. Mistrz Polski, były trener, musi ustawiać się w kolejce, robić zdjęcie biometryczne i wyrabiać kartę kibica, bo ktoś w klubie tak akurat zdecydował.
Rany, jakie to słabe… Odmawianie byłemu pracownikowi tak gównianie drobnej przysługi, gdy rozmowa tak naprawdę powinna trwać trzydzieści sekund:
– Chciałbym przyjechać na mecz Wisły.
– Na który?
– Z Pogonią.
– Ok, bilet będzie czekał.
Tyle. Tak to wygląda w normalnym świecie.
Fot. FotoPyK