Weszło Retro. Solniczki, krokodyle i kwiaty, czyli najbardziej przesądni w historii futbolu

redakcja

Autor:redakcja

19 grudnia 2013, 10:02 • 8 min czytania

Johan Cruyff przed meczem wypluwał gumę do żucia na połówkę rywala, Blanc całował Bartheza w łysinę, a Trapattoni przemywał twarz wodą święconą, którą dostarczała mu jego siostra, zakonnica. Pepe Reina jeździ na stację benzynową i tankuje bak do pełna, nawet jeśli tego nie potrzebuje, a Jermaine Defoe przycina włosy, bo kontuzje łapał tylko wtedy, gdy miał w swojej opinii zbyt bujną czuprynę. Ludzi przesądnych nie brakuje, każdy z nas zna kogoś, kto nagle zmieni trasę tylko z powodu czarnego kota, a pod drabiną nie przejdzie nawet gdyby dać mu za to okrągłą sumkę. Siłą rzeczy w futbolu również takie osoby muszą się zdarzać, a przedmeczowe rytuały są dla nich równie ważne, co odpowiednie przygotowanie taktyczne. Oto najbarwniejsze przykłady postaci z piłkarskiego środowiska, dla których piątek trzynastego był dniem, w którym bali się opuszczać własne łóżko.
Szaleństwo Carlosa Bilardo

Weszło Retro. Solniczki, krokodyle i kwiaty, czyli najbardziej przesądni w historii futbolu
Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Dzięki komu Argentyna zdobyła mistrzostwo świata w 1986? Dzięki życiowej formie Maradony, a może dzięki rytuałom Carlosa Bilardo? Tych było całe mrowie, a co jeden to bardziej dziwaczny. Przykładowo w autobusie wiozącym drużynę na mecz zawsze grała ta sama piosenka, co więcej, kierowca musiał jechać tempem jej odpowiadającym. Gdy melodia przyspieszała, przyspieszał też autobus, gdy zwalniała, szofer puszczał nogę z gazu. Pewnego razu jednak bus nawalił i zespół musiał dojechać na stadion taksówkami. Argentyna wygrała, Bilardo więc od tej pory nakazał, by na wszystkie kolejne starcia również piłkarze docierali taksą. Przed grą z Meksykiem trener pożyczył pastę do zębów od jednego z piłkarzy, dzień później „Albicelestes” odnieśli triumf, Bilardo więc nie zamierzał kupować swojej tubki, wolał do końca turnieju korzystać z tej szczęśliwej. Zresztą, jego przesądy nigdy nie wygasły. W 2003 roku, gdy prowadził Estudiantes, pewna brazylijska fanka przed meczem życzyła mu szczęścia z trybun. Jego drużyna wygrała 4:1, Bilardo nakazał więc odnalezienie przynoszącej farta muzy. Potem przed każdą grą dzwonił do niej, a kobieta życzyła mu szczęścia tak jak za pierwszym razem.

Reklama

Liczne przesądy Manciniego

Image and video hosting by TinyPic

Jesteś przesądny jak Roberto Mancini – śmiało można ukuć takie powiedzenie. Włoch to klasyczny przykład człowieka, który ucieka przed czarnymi kotami choćby i na drzewo, a w piątek trzynastego nie wychodzi z domu. Mancini dosłownie wściekł się, gdy nowe koszulki treningowe City miały purpurowy kolor, przez niego uznawany za niezwykle pechowy. Boi się również solniczek, podanie takiej drugiej osobie ma być w jego drużynie absolutnie zakazane. David Platt, asystent Manciniego w City, nie mógł opanować chęci do żartów i notorycznie organizował obiady tak, by wokół Włocha było jak najwięcej solniczek. – Najgorzej jednak było z winem – wspomina Platt. – Jeśli je rozlałeś, musiał włożyć palce w kieliszek i wetrzeć sobie kroplę za ucho. Miało to zdjąć zły urok. Pewnego razu byliśmy na imprezie po meczu z Liverpoolem, pełno ludzi, mnie się zdarzyło coś tam rozlać ze swojej lampki. Mancini błyskawicznie podszedł do mnie z drugiego końca pokoju, wcisnął palec do szklanki, a potem sobie to wtarł. Bez słowa wyjaśnienia przed kimkolwiek.

Brakująca koszulka Pele

Image and video hosting by TinyPic

Pele był tak dobry, że nie potrafił uwierzyć w swoją gorszą formę, winne musiały być czynniki paranormalne. Któregoś razu Brazylijczyk przekazał swoją koszulkę meczową jednemu z fanów. Niedługo potem zanotował wyraźnie słabszy okres, ciągnący się ładnych kilka tygodni. Rozwiązanie problemu mogło być tylko jedno: odszukać kibica i odzyskać koszulkę. Pele otrzymał swoją zgubę po kilku dniach i od razu powrócił do wielkiego grania. Jego przyjaciel, który organizował owe poszukiwania, nigdy mu jednak nie powiedział, że po prostu poszedł do magazynu i wziął nowy strój.

Goycochea przed karnymi

Image and video hosting by TinyPic

Sergio Goycochea, były bramkarz reprezentacji Argentyny, miał legendarny rytuał przed jedenastkami, zupełnie niepowtarzalny. Niech schowają się zgubione koszulki, odwrócone skarpety, Goycochea dyskretnie odlewał się na boisku, także podczas finałów MŚ. – Robiłem tak przed każdą serią karnych, przynosiło mi to szczęście. To było bardzo subtelnie, nigdy nikt nie protestował, rzadko ktoś zauważył – śmiał się po latach Argentyńczyk.

Jack Charlton odmawia opaski kapitańskiej

Image and video hosting by TinyPic

Myślisz Charlton, mówisz Sir Bobby, ale miał on za brata również bardzo dobrego piłkarza. Jack Charlton rozegrał trzydzieści pięć spotkań dla reprezentacji, zdobył złoty medal MŚ, został legendą Leeds. W klubie tym grał przez dwadzieścia jeden lat, w międzyczasie rozegrawszy 629 gier, a więc oczywiste, że w którymś momencie zaproponowano mu opaskę kapitańską. Jack jednak odmówił. Zakłócałoby to jego przedmeczowy rytuał, zawsze wychodził bowiem na murawę jako ostatni. Gdyby został kapitanem, musiałby wyprowadzać swój zespół jako pierwszy.

Skarpety Ikera Casillasa

Image and video hosting by TinyPic

Wirus przesądów dotknął także Ikera Casillasa, tym razem dosyć hurtowo. Jeśli Iker wpuści gola w jakimś meczu, na pewno wówczas nie wybiegnie w feralnej koszulce tydzień później. Zawsze próbuje też zaczarować bramkę dotykając poprzeczki. Najdziwniejszy rytuał Hiszpana polegał jednak na noszeniu skarpet założonych na lewą stronę. Marca doniosła, że zaczął ubierać się w ten sposób od porażki w „El Clasico” podczas sezonu 08/09. Gdy Mourinho posadził jednak Ikera na ławce w trakcie kampanii 12/13, Casillas uznał, że szczęśliwa passa, którą dało mu noszenie skarpet na odwrót się skończyła i zaprzestał tych praktyk.

Czosnek w szatni Realu

Image and video hosting by TinyPic

Pablo Hernandez Coronado, bramkarz Realu w latach 1915-1922 zdradził, że w momencie gdy zespół był w dołku, szatnia postanowiła odczarować złą passę czosnkiem. W 1912 Real przeniósł się na nowy stadion, aż do 1917 nie zdobył jednak żadnego trofeum, wtedy więc piłkarze uznali, że brakuje im szczęścia i zakopali pewną porcję czosnku pod murawą głównej płyty, dokładnie na środku boiska. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się odmieniło, a Real z Coronado w składzie sięgnął po Copa del Rey, wówczas najbardziej prestiżowe trofeum Hiszpanii. Czemu akurat czosnek? Cóż, w wielu kulturach od zawsze przypisywano mu tajemnicze moce, widocznie znalazł się i lokalny szaman wśród graczy „Królewskich”.

Lineker nie chce się wystrzelać

Image and video hosting by TinyPic

Wiele historii krąży o zawodnikach, którzy ponoć wyglądają na treningach jak słabsza wersja Ronaldo, by potem w trakcie oficjalnej gry prezentować formę trzecioligowca u schyłku kariery. Lineker miał wytłumaczenie tego fenomenu i dlatego nigdy na przedmeczowych rozgrzewkach nie oddawał strzałów. Uznał, że w ten sposób by się wystrzelał, a potem przez to nie trafiałby w trakcie meczu. Zresztą nie był to jedyny z rytuałów Linekera, jeśli nie strzelił bramki do przerwy zmieniał koszulkę, a gdy długo miał gorszą passę, wtedy decydował się na nową fryzurę.

Spodenki Bobby`ego Moore’a

Image and video hosting by TinyPic

Jak Charlton zawsze chciał wychodzić ostatni na boisko, tak Bobby Moore musiał jako ostatni zakładać spodenki w szatni. Desmond Morris, angielski dziennikarz, wspominał po latach do jak zabawnych sytuacji czasem to doprowadzało: – Martin Peters był kolegą Moore’a i zawsze bawiło to dziwaczne przyzwyczajenie. Pewnego razu więc poczekał aż wszyscy się ubiorą, tak by zostali tylko on i Moore. Potem udał, że wciąga spodenki, Sir Bobby również więc to zrobił, ale Peters wówczas swoje ściągnął. Moore nie pozostał dłużny i także pozbawił się spodenek. Sytuacja była patowa, wszyscy musieli poczekać, aż rozbawiony Peters ustąpi.

Lawina kwiatów

Image and video hosting by TinyPic

Reinaldo Merlo, były menadżer Rosario Central zawsze uważał, że kwiaty przynoszą pecha. Często wykorzystywali to kibice drużyn przeciwnych, bombardując ławkę rezerwowych Rosario kwiatami. Merlo znany był również z przeklinających rywali gestów, których dokonywał za każdym razem, gdy przeciwnik przechodził do ataku.

Wszystkie przesądy Johna Terry`ego

Image and video hosting by TinyPic

Terry widocznie uznał, że jak się bawić to się bawić. Nie ma tylko jednego futbolowego dziwactwa, ale ich całą gromadkę. W klubowym autokarze zawsze siada na tym samym miejscu. Słucha płyty „Ushera” za każdym razem, gdy jedzie na trening, parkuje zawsze w tej samej lokalizacji, a nawet korzysta z tylko jednej i zawsze tej samej toalety na Stamford Bridge. Jeśli akurat będzie zajęta wtedy poczeka tak długo, aż ta się zwolni, nawet jeśli wszystkie inne są dostępne.

Aragonesa strach przed kolorem żółtym

Image and video hosting by TinyPic

Według Aragonesa nic tak nie przynosi pecha, jak kolor żółty. Podczas jego rządów w Atletico, gdy zaproponowano taką właśnie barwę koszulek wyjazdowych, szybko zainterweniował. Gdy był trenerem reprezentacji i zauważył, że na treningu Raul ćwiczył w żółtej koszulce, od razu kazał mu się przebrać. Przez ten przesąd doszło nawet do zgrzytu w trakcie mistrzostw świata w Niemczech. La Furia Roja powitana została w Dortmundzie bukietem żółtych kwiatów, które Aragones odmówił przyjąć. Ironicznie, gdy Hiszpania wygrała Euro 2008, zrobiła to w wyjazdowych koszulkach o żółtym kolorze. Choć Aragones upierał się, że tak naprawdę były barwy złotej.

Sól na murawie

Image and video hosting by TinyPic

Prezydent włoskiej Pisy, Romeo Anconetani, przed każdym meczem chodził po boisku i wysypywał tam sól. Im ważniejszy pojedynek, tym więcej go sypał. Jak głosi legenda, gdy zbliżało się kluczowe dla sezonu starcie z lokalnym rywalem, Ceseną, Anconetani kazał rozsypać dwadzieścia sześć kilogramów soli na murawie. Pisa przegrała, manewr się nie powiódł.

Magiczna bielizna Adriana Mutu

Image and video hosting by TinyPic

Adrian Mutu, piłkarski król koko, zapewniał sobie boiskowe szczęście nosząc bieliznę na lewą stronę. Długo ta historia krążyła tylko jako dowcip, ale Mutu nie omieszkał potwierdzić plotek w jednym z wywiadów: – To prawda. Dzięki temu pech nigdy mnie nie dotknie – przekonywał Rumun. Chyba jednak patrząc na jego losy i późniejszą karierę trudno będzie spodziewać się, by w jego ślady poszły miliony naśladowców.

Afrykańscy szamani na trybunach

Image and video hosting by TinyPic

Nigdzie nie ma większej wiary w futbolowych szamanów, przesądy i czary, niż w Afryce. Piłkarze wypijali tam przed meczami magiczne wywary, przygotowane przez lokalnych Panoramiksów, raz żywcem pogrzebano byka przed ważnym starciem. Oto trzy najciekawsze przykłady prosto z serca afrykańskich rozgrywek.

Decydujące starcie ligi etiopskiej pomiędzy Yanga i Simba. Obie drużyny nie zamierzają zawierzać wyłącznie swoim umiejętnościom, decydują się na czary. Bramkarz Simby wysypał magiczny proszek nad swoją bramką, a także rozbił po jajku na każdym ze słupków. Piłkarze Yangi odstawili gremialnie Goycocheę na środku murawy. Następnie wszyscy gracze wyszli na boisko tyłem, by w ten sposób unieważnić uroki poczynione przez rywali.

Tym razem wędrujemy do Malawi, na pojedynek Dwangwa United z Moyale Barracks. Winter Mpota z Dwangwa czekał poza boiskiem, dopóki wszyscy piłkarze Moyali nie weszli na boisko. To wzbudziło podejrzenie gości, więc przed drugą połową zrobili dokładnie to samo i oddelegowali Charlesa Kamengę, by stał poza boiskiem czekając na wejście wszystkich graczy Dwangwa. Ale Mpota się nie ugiął, czekał na Kamengę, a ten na niego, więc obie drużyny dokończyły mecz w dziesiątkę.

Nie wszystkie historie jednak są tak komiczne. Trener Midlands Portland Cement, klubu z ligi Zimbabwe, wysłał cały swój siedemnastoosobowy na rytualną kąpiel w Zambezi, rzece słynącej z niezwykle licznej populacji krokodyli. Miało to wzmocnić morale, uczynić graczy niezwyciężonymi. Nie wiemy czy szesnastu, których powróciło z tamtejszej wyprawy, faktycznie tak się poczuło.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama