Entliczek-pętliczek, zielony stoliczek. Fluminense utrzymuje się na patencie

redakcja

Autor:redakcja

18 grudnia 2013, 14:54 • 4 min czytania

Siedemdziesiąta siódma minuta meczu ostatniej kolejki brazylijskiej Serie A, starcie o nic pomiędzy Portuguesą i Gremio. Na murawie melduje się Heverton, który w tym sezonie ogółem rozegrał ledwie nieco ponad pięćdziesiąt minut. Trzy kwadranse wystarczyły mu jednak, by dziś znał go w Brazylii każdy. Nie, nie popisał się akcją, która zadziwiła świat, nie strzelił gola piętą z połowy boiska. Jak więc w tak krótkim czasie można trafić na nagłówki wszystkich gazet i portali? To proste, trzeba tylko spuścić klub.
Image and video hosting by TinyPic

Entliczek-pętliczek, zielony stoliczek. Fluminense utrzymuje się na patencie
Reklama

Wiadomo, Heverton siłą nie wprosił się na boisko, pistoletu nikomu do skroni nie przystawił. Katastrofalną w skutkach decyzję podjął trener, a ogółem w klubie nikt nie zauważył, że 27-letni pomocnik nie powinien grać przeciwko Gremio, bo wciąż ciąży na nim kara pauzy. Konsekwencje jego trzynastominutowego występu w bezbarwnym 0:0 są jednak druzgocące. Portuguesa straci cztery punkty, przez co spadnie z ligi, a jej kosztem utrzyma się w Serie A zeszłoroczny mistrz, gigant z Rio, posiadający między innymi Freda w składzie, a więc Fluminense.

Pyk. I tu należałoby się zatrzymać na dłużej. W tak absurdalnych, absolutnie skandalicznych okolicznościach utrzymuje się nie kto inny, ale Flu, goście z Rio de Janeiro z grubymi portfelami, jeszcze grubszymi wpływami i pozycją klubu „nie do wyjebania”. Jak Cracovia, swego czasu uciekająca sezon po sezonie spod młota, tak i Fluminense zawsze znajduje furtkę. Zresztą, eksperci nie mają wątpliwości, pytani jeszcze przed całym zamieszaniem o spadek Flu mówili tajemniczo, niczym Tomasz Kafarski – „na razie są na ostatnim miejscu w lidze, ale czy spadną?”.

Reklama

No nie spadną. Rajskiemu Rio zwyczajnie nie do twarzy z drugą ligą, więc brylancik tego miasta po raz TRZECI uniknie gry na zapleczu Serie A. W 1996 Flu miało spaść z ligi, ale zerwało się ze stryczka wskutek domniemanych nieprawidłowości regulaminowych przy sędziowaniu ich spotkań. W 2000 natomiast chłopaki spod najsłynniejszego pomnika Chrystusa Króla na świecie wygrali Serie C i… awansowali do Serie A. Jak to? Wiadomo, reformy, ustawy, uchwały. Unowocześnienie struktur ligowych! W cudowny sposób gigant został przesunięty bezpośrednio do pierwszej ligi, z pominięciem drugiej klasy rozgrywkowej.

Czy bliska znajomość włodarzy klubu z elitami politycznymi i finansowymi uwielbiającymi klimat Rio de Janeiro może mieć wpływ na unikalne w skali świata… unikanie drugiej ligi? Benzyna pod ogień teorii spiskowych leje się gęstym strumieniem.

Protesty kibicowskie odbywają się bynajmniej nie tylko na portalach społecznościowych, fani wyszli na ulice, co zresztą staje się powoli brazylijską tradycją. Dwa autokary sympatyków Portuguesy wyjechały z Sao Paulo pod siedzibę trybunału, by tam ostro dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Do nich dołączyli kibice z wielu innych klubów, a nawet niektóre odłamy kibicowskie samego Fluminense, które uznały, że taka decyzja stawia ich w złym świetle przed resztą stadionowej braci. Zresztą, po stronie zdegustowanych wyrokiem znajdziemy wiele legend brazylijskiego futbolu, takich jak choćby Tostao, mistrz świata z 1970 roku. Media? Ceniony komentator ESPN Brasil, Eduardo Toni, nie owijał w bawełnę: – Największym przegranym dzisiejszych rozstrzygnięć nie jest Portuguesa, a brazylijska liga i brazylijski futbol – przekonywał. Z drugiej strony jednak Mario Bittencourt, prawnik Flu, tłumaczy: – Zasady są po to, żeby ich przestrzegać. W sądzie nie ma miejsca na emocje, prawo jest prawem, trzeba się kierować regulaminem i rozsądkiem – zauważał.

Podobnych dyskusji trwa w kraju multum, a główną kością niezgody jest wysokość kary. Nikt nie neguje faktu, że zasady zostały złamane, ale protesty wzbudza surowość sankcji za w gruncie rzeczy absolutnie marginalną sprawę z punktu widzenia całych rozgrywek. Portuguesa zapowiada odwołania, a jeśli ponowne obrady Najwyższego Sportowego Trybunału Sprawiedliwości, zaplanowane na 27.12, nie przyniosą złagodzenia kary – chce udać się do najwyższych instancji, podnosząc swoją sprawę na forum FIFA oraz w brazylijskich sądach powszechnych.

Image and video hosting by TinyPic

W klubie z Sao Paulo tłumaczą, że sytuacja to nieporozumienie, wywołane niedoinformowaniem jeśli chodzi o status zawodnika. CBF jednak broni swojego wyroku: – Ich niewiedza nie może być żadnym usprawiedliwieniem. To ignorancja, a nie sposób na wytłumaczenie. Popełnili błąd i muszą ponieść konsekwencje, nie można postąpić inaczej – przekonywał Paulo Valed Perry, jeden z sędziów, którzy jednogłośnie przypieczętowali los Portuguesy. Tam jednak nie zamierzają grzecznie się poddać: – To absurd. Wyobrażacie sobie, żeby w identyczny sposób potraktowano Fluminense? Nie ma szans. Tragiczne, że takie sytuacje dzieją się w kraju, który będzie gospodarzem mundialu za kilka miesięcy. Zakończyliśmy sezon na bezpiecznym miejscu, a zagramy w drugiej lidze, to niemoralne. Będziemy walczyć do samego końca, apelować, bronić swoich praw – odgrażał się Manuel de Lupa, prezydent Portuguesy.

Trudno bronić decyzji brazylijskiego trybunału. Nie gdy chodzi o tak małe przewinienie, na którym zyskuje ligowy gigant znany z szerokich wpływów politycznych, a tracą maluczcy. Nie w kraju, gdzie futbol to świętość, nie w kraju, który za moment ma być na ustach całego świata przez okrągły miesiąc, jako gospodarz bodaj najważniejszej współczesnej imprezy sportowej. Oburzenie wykracza daleko poza granice Sao Paulo, oburzenie wykracza poza granice Brazylii.

I nie mogą wobec tego dziwić komentarze, mówiące o zmianie tradycyjnego „zielonego stolika”. Dziś w Brazylii „stolik” pokolorowano na zielono-czerwono-biało. W barwy Flu.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama