To się nazywa comeback. Łukasz Piszczek ma za sobą poważną kontuzję, mecze o stawkę opuszczał przez pół roku, dopiero co powrócił do gry, a z miejsca znów staje się czołowym elementem Borussii. Mało tego, w tej kolejce w meczu z Hoffenheim wypadł na tyle dobrze, by zostać jednym z kandydatów na Piłkarza Kolejki i w tym głosowaniu wygrać.
Dla tych, którzy nie wierzą nam na słowo, screen ze strony “bundesliga.com”.
Piszczek wrócił do składu Borussii w ekspresowym tempie – szybciej, niż wszyscy się spodziewali. Po raz pierwszy zagrał cztery tygodnie temu z Bayernem, choć przecież miał w tamtym spotkaniu w ogóle nie grać. Kilka dni wcześniej jedynie raz wystąpił w rezerwach. – Gdyby nie wiele urazów w drużynie, to trener na pewno nie zdecydowałby się na wystawienie mnie w takim meczu. Pojechałbym normalnie na spotkanie rezerw i tam dostawał czas do spokojnego powrotu – mówi „PS” Piszczek.
Po meczu z Bayernem zaraz rozegrał 90 minut z Mainz, potem wchodził na końcówki i w lidze, i w Champions League, by w ten weekend znów zagrać od początku. I tak – nam się przynajmniej wydaje – to był optymalny moment jego powrotu do gry. Z Hoffenheim prezentował się bardzo dobrze, pomagał drużynie w obronie, pomagał też w ataku i strzelił gola. Przede wszystkim jednak ogromne wrażenie robią jego statystyki:
– Przebiegł 12,04 km, co jest drugim wynikiem w Borussii
– Zanotował 39 sprintów, najwięcej ze wszystkich piłkarzy
– Miał 63 „szybkie biegi”, również najwięcej
– Przy piłce znajdował się najczęściej, 92 razy
– Zanotował 52 podania, z czego 37 celnych. Większą liczbę podań wymienił jedynie Sahin.
Oficjalny kanał Bundesligi przygotował nawet wideo „Player of the Week – Lukasz Piszczek”, ale… nie jest on udostępniony dla ludzi z Polski. Tutaj możecie natomiast obejrzeć bramkę z Hoffenheim.
Patrzymy na te statystyki Piszczka, słyszymy nadbiegające ze wszystkich stron pochwały, czytamy o wyróżnieniu dla Piłkarza Kolejki i przecieramy oczy ze zdumienia… Gdzie w tym wszystkim miejsce na jakieś alibi? Gdzie szukanie wymówek, opowieści o braku formy i niezbędnym czasie, by powrócić do pełni dyspozycji? No nie ma, Piszczek się wyleczył i na dzień dobry pozamiatał. Typowy polski ligowiec po półrocznej absencji przez drugie tyle kopałby się po czole, zresztą ze społecznym przyzwoleniem.
Fot. FotoPyK
