Ta lista spokojnie mogłaby liczyć ze sto nazwisk, ale ograniczyliśmy się do kilkunastu najbardziej „jaskrawych“. Takich, którzy jeśli nie zmienią otoczenia już teraz, to albo wykoleją się już całkiem, albo przestaną się rozwijać, albo zmarnują życiową szansę. Oto czternastu ligowców, którzy zanim polecą do Sharm El-Sheikh lub na Dominikanę, powinni zdać mieszkania, przekręcić do menedżera i czekać z telefonem w ręku na oferty.
RAFAŁ BOGUSKI
Dalibyście głowę, że kiedyś tego gościa nazywano „Dziki“? Uwierzylibyście, że jeszcze kilka lat temu nikt nie oponował, gdy Boguskiego powoływano do kadry? Dziś po Rafale z tamtych czasów, z sezonu 2008/09, zostały tylko strzępy. Naprawdę, jesteśmy w stanie docenić ambicję i nigdy nie nazwalibyśmy go leniem, ale dzisiejszy Boguski to dla nas piłkarz bez zalet. Niestety. Co daje dziś Wiśle? Nic. No, czasem gdzieś się zamiesza i siądzie mu jakaś asysta (dokładnie 4), ale… średnia not na Weszło z tego sezonu? 3,05. Dziś Smuda wystawia go w jedenastce głównie z jednego powodu. By pokazać Cupiałowi, że brakuje mu zawodników. Co w pewnym sensie jest dla byłego reprezentanta upokarzające.
RAFAŁ GIKIEWICZ
Naprawdę dobry, odważny bramkarz, którego przekleństwem jest zbyt długi język (sam mówi, że ksywa „Google“ nie wzięła się z niczego) i brat, którego mało kto odbierał pozytywnie. „Giki“ zaliczył jednak świetne wejście w sezon, liczył nawet na trzecie miejsce w reprezentacji i to nie ligi, ale w kluczowym momencie, gdy wyrastał na bramkarza numer 1, zaliczył babola z Sevillą, a potem wszystko się posypało. Na koniec jeszcze ta afera, gdzie – to wersja gazet – miał się posprzeczać z masażystą i od listopada do końca jesieni oglądał jedynie plecy Kelemena. W to, że musi wyjechać z Wrocławia, chyba nikt nie wątpi. Sugerowalibyśmy zagranicę, gdzie nie od razu się z wszystkimi dogada.
MICHAŁ GLIWA
W nowym klubie po prostu wybaczą mu wpadki. W starym miarka się przebrała. A od kolejnych baboli się nie uchroni. Gliwa to Gliwa. Starego psa nie nauczysz nowych sztuczek.
MACIEJ JANKOWSKI
Przypadek sadlokopodobny, tyle że akurat skreślenie „Jankesa“ przychodzi wszystkim trudniej. W końcu to niedawne odkrycie roku w plebiscycie pewnego upadłego tygodnika. Co jednak zostało z Jankowskiego, który strzelał po osiem goli na sezon? Mało kreatywny ofensywny pomocnik, który – nie licząc derbów z Górnikiem i ewentualnie ostatniej kolejki – może spisać kolejną rundę na straty. Szkoda, że nie wypaliła mu ta Belgia, bo przynajmniej zobaczyłby trochę świata, nauczyłby się języka, a może nawet coś by tam postrzelał? Chyba warto o tym pomyśleć, bo w Polsce mógłby przepaść na amen.
MICHAŁ JANOTA
Kiedy Pacheta przyjechał do Korony, po kilku treningach stwierdził, że w Kielcach trafił na jednego piłkarza, który spokojnie dałby radę w Primera Division. Hiszpan nie chciał podać nazwiska – dyplomacja, motywacja, te sprawy – ale wszyscy z góry założyli, że chodzi o Janotę. My sami jednak nie wiemy, co o nim sądzić. Zawsze oglądając go w akcji, mamy wrażenie, że drzemie w nim jakiś potencjał, ale… Jaki? Na Zagłębie? Lecha? Wisłę? A może drugą ligę holenderską, skąd trafił do Kielc? Pisaliśmy o tym kilkakrotnie, ale chcielibyśmy zobaczyć Michała w innym klubie. Jeśli i tam wykręci 3,83 po kilkunastu meczach, to… Go Ahead. Niekoniecznie Eagles.
DANIEL ŁUKASIK
Przed rokiem grywał w reprezentacji, był ważnym ogniwem Legii i wielu typowało, że będzie kolejnym, którego Mariusz Piekarski wyśle do Rosji lub innej silnej ligi. Minęło 12 miesięcy i „Miłek“ – cytując Ariela Borysiuka – będzie musiał dusić „Piekarza“, by mu coś znalazł. Nie to, że nie cenimy Łukasika… Wręcz przeciwnie, to pomocnik o bardzo dużym potencjale. Ale na razie – przy Pinto, Furmanie, Vrdoljaku i Jodłowcu – wydaje się numerem pięć w legijnej klasyfikacji. A trudno przypuszczać, by któryś z tej czwórki nagle został odstawiony, skoro Pinto ma gigantyczny kontrakt, na Furmanie chcą zarobić, Jodłowiec gra doskonale, a Vrdoljak – nie wiedzieć czemu – jest ulubieńcem trenera. Nie życzymy Łukasikowi tego Widzewa, ale… jakaś 2. Bundesliga? Może warto byłoby o czymś takim pomyśleć?
PATRYK MAŁECKI
W Eskisehirsporze – totalna wtopa. Przynajmniej zarobił na jakieś dwa mieszkania. W Wiśle? Jeszcze gorzej. Ostatni dobry mecz „Mały“ rozegrał dobry rok temu i nie do końca rozumiemy, co się z nim przez ten rok stało. Sam w prywatnych rozmowach przyznaje, że Smuda go zajechał. Ale skoro zajechać nie dał się Burliga i nawet on złapał życiową formę, to nie poradziłby sobie Małecki, który zwykle trenował na długo przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego? No nie… Coś tu się kupy nie trzyma. Andrzej Iwan kilkanaście miesięcy temu sugerował, że Patryk przegiął z siłownią, zrobił konkretną masę, kompletnie przy tym tracąc dynamikę. I tu jest chyba diabeł pogrzebany…
MICHAŁ MASŁOWSKI
Skoro za napisanie paru słów prawdy o bydgoskich troglodytach, ktoś mu zaczyna grozić, to pora wiać. Szkoda czasu na półgłówków, którzy nie doceniają kapitalnej roboty. Nie przydałby się Lechowi taki Masłowski?
MATEUSZ MOŁ»DŁ»EŁƒ
Od dawna mamy wrażenie, że w Poznaniu zjada własny ogon, a rozwijać się przestał już z dwa lata temu. Z perspektywy Lecha, dobrze utrzymywać w składzie takiego niezłego zapchajdziurę, który da sobie radę na obu bokach obrony, skrzydle i defensywnej pomocy, ale fakty są takie, że Możdżeń na żadnej z tych pozycji nie robi szału. Raz na rundę/sezon walnie z 20 metrów tak, że nie ma co zbierać, ale powtarzalność jest u niego tak często spotykana, jak Ryszard Kalisz na bieżni. Jeśli faktycznie schodzą propozycje z Niemiec lub Grecji (co jest możliwe, bo podpisał umowę z niemieckim agentem), to czas się ruszyć. 22 lata, spore doświadczenie z Ekstraklasy… Dobry moment na transfer. Idealny. W Ekstraklasie będzie się już tylko cofał.
MARCO PAIXAO
Jeśli nie zmieni otoczenia i jego podania dalej będą latać między Patejukami, Sochami, Cetnarskimi i Stevanoviciami, to Portugalczykowi grozi depresja i brak wyjazdu na mundial nerwowe obgryzanie paznokci, przeglądając swoje coraz gorsze statystyki. Za dobry piłkarz na Śląsk, po prostu. Pisaliśmy już o tym z milion razy, więc powtarzać się nie będziemy.
ADRIAN RAKOWSKI
Małe odkrycie Urbana, zarżnięty przez Hapala, niedoceniany przez Lenczyka. Pewnie nawet o Rakowskim już nie pamiętacie, skoro dał się wygryźć nie tylko Bilkowi, ale i młodemu Boneckiemu. Czy zmiana klubu będzie lekarstwem na jego problemy? Powątpiewamy. Możliwe, że po prostu nie nadaje się na Ekstraklasę. Ale chyba warto spróbować. W przeciwnym razie nigdy się nie dowiemy, czy Rakowski faktycznie cokolwiek potrafi, czy te kilka pojedynczych błysków było tylko przypadkowymi.
WOJCIECH SKABA
Nie ta liga. Dosłownie i w przenośni. Nawet na ławkę.
MACIEJ SADLOK
Nie, oficjalnie nie zakończył jeszcze kariery. W końcu nie tak dawno oglądaliśmy go podczas przedmeczowej rozmówki z podwójną brodą i w koszulce „We all maek a mistake“. Cóż… W którym momencie Sadlok „made a mistake“ nie wiemy, ale jego kariera nie znajduje się już nawet na zakręcie. Ostatni ligowy mecz Maciek zaliczył równo przed rokiem, a jego udanego występu nie pamięta nawet Lucjan Brychczy. Jeden z największych zjazdów ostatnich lat. I tak się zastanawiamy, ile czasu młody człowiek może tracić na piłkę, skoro się do niej nie nadaje. Maćku, tak szczerze i bez sarkazmu – masz 24 lata, odłożyłeś pewnie u Józka sporo pieniędzy… Nie trać czasu na Ekstraklasę. Inteligentny gość z ciebie, realizuj się gdzie indziej.
EDUARDS VISNAKOVS
Identyczny przypadek jak u Paixao. Łotysz jest jak owczarek ciągnący w pojedynkę zaprzęg z dwudziestoma pijanymi góralami. On chce, nigdy się nie zraża, widzi metę, ale co z tego, skoro nikt mu nie pomaga (a jak już pomaga, to wylatuje do rezerw, jak Abbes czy Lafrance). Visnakovs – przeciętniak z ligi Kazachstanu – to transferowy strzał w dziesiątkę, a zdobycie ośmiu bramek w 20 meczach, będąc piłkarzem Widzewa, to wyczyn porównywalny do przeskoczenia z De Graafschap do Benfiki. Jeśli jednak „Wiśnia“ chce się rozwijać i nie zależy mu na zwiedzaniu Niepołomic, to powinien podać rękę panu Waraneckiemu, podziękować za opłacanie kontraktu, podpisać umowę z jakimś poważnym agentem i czym prędzej się zwijać.
Fot. FotoPyK