Maciej Makuszewski szczerze o Probierzu, Krasnożanie, Hajcie i życiowych losach

redakcja

Autor:redakcja

17 grudnia 2013, 12:37 • 3 min czytania

W dziale „Weszło Extra” nowa pozycja: obszernego wywiadu udzielił nam Maciej Makuszewski, piłkarz Tereka Grozny, do niedawna Jagiellonii Białystok. Opowiedział o wielu sprawach i – odnosimy wrażenie – że zrobił to bardzo szczerze i odważnie. Kilka fragmentów, żeby zachęcić was do przeczytania całej rozmowy.
O Michale Probierzu.

Maciej Makuszewski szczerze o Probierzu, Krasnożanie, Hajcie i życiowych losach
Reklama

– Myślę, że trener trochę się zmienia, bo dziś ma dość młodą drużynę w Lechii, która wygląda nieźle, ale wtedy za młodymi raczej nie przepadał. Ja, Bartek Pawłowski czy Tomek Kupisz przychodziliśmy na treningi „na ciśnieniu”. Myślę, że chłopaki z Młodej Ekstraklasy, jak to ciśnienie widzieli, to niespecjalnie chcieli trafiać do pierwszego zespołu. Starsi piłkarze rozmawiali z trenerem w normalny sposób, na zasadzie szef-podwładny, a młodzi byli w tej hierarchii znacznie niżej. Probierz patrzył na mnie z bardzo dużej wysokości, a w moim przypadku nie działało to najlepiej. To była presja, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Nigdy też nie lubiłem, jak trener przy linii krzyczał „Jedź z nim, jedź z nim!” – patrzyłem na obrońcę, który też rozumie język polski i nie wiedziałem już, czy z nim jechać, czy nie. Jeśli coś się Probierzowi nie spodobało w twoim ubiorze, zachowaniu, kolorze butów, fryzurze, żelu na włosach, to mogło być nieciekawie, z wieloma komentarzami. To było nieprzyjemne, ja też wiele razy dostałem „opr”. Kiedyś przed sparingiem pękły mi na rozgrzewce buty, pożyczyłem więc jedne od Burkhardta, a że były żółte… Jak mnie Probierz dopadł po meczu, co to się działo! Młody nie mógł mieć u niego kolorowych butów, jedynie czarne.

O Tomaszu Hajcie.

Reklama

– Bardzo konkretny. Miał świetny kontakt z zespołem, dla piłkarzy był prawie jak dobry kolega, może czasem aż zbyt dobry. Ale cała drużyna stała za nim, atmosferę miał świetną. No i ciągle nas pompował, dokręcał śrubę. Wiadomo, że ma gadane. Jak nas na sparing z Besiktasem przyszykował, to w pierwszej połowie graliśmy od nich lepiej i gdyby tylko Pejović się nie machnął, dowieźlibyśmy 1:0. Hajto pokazał nam, że można.

O Juriju Krasnożanie.

– O odprawach, jakie robił, mówili wszyscy. Opracował jakieś schematy i przy stałych fragmentach musieliśmy w odpowiednim ułożeniu podnosić ręce. Tyle tego było, że wszyscy zgłupieli i nikt nie wiedział, co ma robić. Przygotował dwie kartki A4 pełne założeń w grze, stanął i odczytał je przed nami jak na wykładzie, a po jakimś czasie… odpytka. „Adi, jakie założenia w defensywie?”. Cisza. „Kanu, powiesz?”. Cisza. Ailton wymienił trzy rzeczy, ktoś coś dopowiedział. Wiadomo, że każdy wie, co ma robić na boisku, ale nie zacytuje tego słowo w słowo, jak życzy sobie trener. Miał też trzy kluczowe hasła – „zona”, „balans” i „dysbalans”. Każdy ma biegać w swojej zonie, nasza drużyna ma być zbalansowana i szukać dysbalansu w liniach przeciwnika. Powtarzał to codziennie. Każdego dnia była odprawa, przed każdym treningiem spotykaliśmy się na godzinę i słuchaliśmy. W kółko to samo, chłopakom „spadały” głowy. Raz na rozmowę wziął skrzydłowych – mnie, Legeara, Lebedenkę – i puścił nam Barcelonę. Mieliśmy przypatrywać się, jak na boku porusza się Alexis Sanchez. Mówimy, że oni przecież mają 80 proc. posiadania piłki, Sanchez właściwie nie musi grać w defensywie i u nas to nie przejdzie. A trener na to, że w sumie to… mamy rację. Kurde, fajnie pooglądać Sancheza, ale jednak Makuszewski, Legear i Lebedenko to nieco inne realia. Mamy najmniej kluczowych podań w lidze, czasem 40 proc. czasu przy piłce, przeważnie rozgrywamy wszerz i mamy podglądać Barcelonę?

Całość możecie przeczytać TUTAJ >>

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama