Kto wypina, tego wina. W Lubinie znów nie będzie wesoło…

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2013, 21:12 • 2 min czytania

– Mocne uderzenie i Michał Gliwa na posterunku – co rusz powtarzali komentatorzy. Na posterunku tyrany przez życie w ostatnich tygodniach bramkarz rzezywiście mógł być, tyle że raczej przy okazji zgłaszania uszkodzenia auta. Ponad 30 strzałów Cracovii, choć w zdecydowanej większości albo prosto w Gliwę, albo obok bramki. Co miał złapać, to nie wypluł, co natomiast miał wpuścił, wpuścił – w taki sposób najrozsądniej należałoby podsumować jego występ. Jeżeli dodamy, że ta recenzja w zupełności wystarczyła, aby w swojej drużynie być najlepszym, doskonale oddamy sposób gry Zagłębia. Skrajny piłkarski nihilizm, pierwszy celny strzał dopiero po upływie godziny, a tak to autobus w polu karnym i bezradne wykopy w kierunku Piecha.
Pasy zrobiły dokładnie tyle, ile trzeba było. Tiki-taka co prawda wychodziła przeciętnie, momentami wręcz topornie – po części przez jakość nawierzchni, a po części ze względu na to, że każdą akcję starali się za wszelką cenę zakończyć strzałem. Obojętnie skąd, nieważne, czy z 40 metrów jak Kosanović, czy z pola karnego jak bardzo aktywny Ntibazonkiza. – Grają bez bramkarza, więc ładujemy z każdej pozycji, ile fabryka dała – chyba właśnie tak motywował swoich zawodników trener Stawowy. Posiadanie piłki, tradycyjnie, imponujące, bo rzędu 70%., z czego jednak oprócz wrażenia wizualnego naporu gospodarzy, nie wynikała żadna wymierna korzyść. Dwaj stoperzy, Ł»ytko z Kosanoviciem na zmianę ruszali na obieg bocznym obrońcom, którzy z kolei non-stop dublowali obowiązki pomocników czy skrzydłowych. Obaj, zwłaszcza Serb, byli w przodzie bardziej aktywni niż Piech lub Przybecki. Taktyka, hmm… wesoła. A bramki? Zeby było śmieszniej, w żaden sposób nie wynikające ze stylu Cracovii. Pierwsza, Marciniaka, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, druga zaś wprowadzonego Kity, który za sprawą kapitalnego, długiego podania Danielewicza, znalazł się sam na sam z Gliwą i jeszcze założył mu siatkę.

Kto wypina, tego wina. W Lubinie znów nie będzie wesoło…
Reklama

Szczęście miał senior Lenczyk, naprawdę, że założył ciepłą czapkę, taką w stylu pilotów radzieckich samolotów zadaniowych z czasów zimnej wojny. Przynajmniej nie zmarzł, oglądając popisy chluby KGHM. Ani jeden gracz z pola nie wyróżnił się niczym, może poza brutalnym faulem Kwieka, przemyślanym i wykonanym zgodnie z założeniem. Tak, tylko ten wślizg udało się zrealizować od A do Z. Gra piłką, ruch w przednich formacjach, jakikolwiek element zaskoczenia – nic z tego, zero. Obraz nędzy i rozpaczy.

Kiedyś nagłośniono w mediach kampanię społeczną „Kocham. Nie biję”. Kosanović i spółka musieli ją przeoczyć, bo dla gości nie mieli litości. Lanie pasem na gołą dupę, tyle że z drugiej strony kto wypina, tego wina…

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama