Cacek odpowiada Waraneckiemu, czyli wyższy poziom absurdu

redakcja

Autor:redakcja

07 grudnia 2013, 00:36 • 5 min czytania

Trwa medialna wojenka pomiędzy Grzegorzem Waraneckim (to ten, który wyraził chęć zakupu Widzewa) a Sylwestrem Cackiem. Wczoraj zamieściliśmy wywiad z Waraneckim, dzisiaj Cacek odpowiedział listem skierowanym do wszystkich sympatyków Widzewa. I w tym liście rozprawił się między innymi ze wspomnianym biznesmenem. Cytujemy fragment akurat na ten temat:

W związku z facebookowym happeningiem, gdyż trudno to nazwać poważną ofertą biznesową, Pana Grzegorza Waraneckiego chciałbym także przekazać Wam trochę informacji, których do tej pory nie ujawniałem, gdyż traktuję takie informacje zawsze jako poufne. Jednak po takim wystąpieniu czuję się zwolniony z poufności i lojalności.

Cacek odpowiada Waraneckiemu, czyli wyższy poziom absurdu
Reklama

Pan Grzegorz Waranecki spotkał się ze mną w maju 2012 roku. Jak wiemy był to najtrudniejszy okres dla Klubu. Nie otrzymaliśmy licencji w pierwszym terminie. Otrzymaliśmy ją dopiero w wyniku odwołania się do Najwyższej Komisji Odwoławczej PZPN. W wyniku spotkania Pan Warnecki zobowiązał się pożyczyć Klubowi kwotę kilkuset tysięcy złotych. w celu wsparcia Klubu w otrzymaniu licencji. Nigdy nie wywiązał się z tego uzgodnienia. Tłumaczenia Pana Grzegorza Waraneckiego o braku wywiązania się z danego słowa zaczynały się od kłopotów z dojazdem, przez pobyt u lekarza, do ostatecznego argumentu przekazanego nam sms-em brzmiącego w skrócie – „żona nie zgadza się na pożyczkę”.

Jednak po naszym spotkaniu znalazła się w obiegu medialnym informacja jakoby dostał ofertę zostania Prezesem naszego Klubu za 3 miliony złotych. Nigdy takiej oferty nie dostał. Później przepraszał mnie i tłumaczył się, że dziennikarze przekręcili jego słowa.

Reklama

W lipcu 2013 roku Pan Grzegorz Waranecki zobowiązał się pożyczyć Klubowi 100.000 złotych na wsparcie transferów. Pieniądze te miały być użyte do wcześniejszego zamknięcia sprawy pozyskania E. Visniakovsa. Jednak tak jak poprzednio nie wywiązał się z danej obietnicy. Trener Radosław Mroczkowski zdecydował się skontaktować i przekonać Pana Waraneckiego do zamknięcia sprawy. W wyniku tego Pan Grzegorz Waranecki postanowił zaangażować się biznesowo i zrobić na Klubie zwykły biznes. Z tego tytułu ma on zagwarantowane 50% przychodów z transferu.

Jednocześnie po raz kolejny wszystkich kibiców wprowadza w błąd deklarując, że E.Visniakovs nie odejdzie z Widzewa, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że w kontrakcie zawodnika widnieje kwota odstępnego w wysokości 1 mln euro. Oznacza to, że ani Klub ani Pan Waranecki nie mają zgodnie z prawem możliwości zablokowania transferu w przypadku, gdy zawodnik zechce odejść z Klubu za taką kwotę. Gwarantuje to też Panu Wraneckiemu wpływ kwoty 500.000 euro.

Mimo, iż widzę korzyść Klubu w zawarciu takiego kontraktu ze sponsorem, to w tym przypadku uznałem działanie Pana Waraneckiego jako mało etyczne. Za takie samo działanie w sposób przejrzysty podziękowałbym i wychwalał. Jednocześnie deklaracje Pana Waraneckiego, że pieniądze z ewentualnego transferu pozostaną w Klubie, nie mają oparcia w umowie, a w świetle wcześniejszych zachowań Pana Grzegorza Waraneckiego uważam je za niewiarygodne.

Nie licząc biznesowego charakteru wpłat Pana Grzegorza Waraneckiego związanych z E. Visniakovsem w latach 2008-2013 Pan Waranecki wsparł Klub kwotą 39.215 złotych opłacając przez okres 5 lat karnety VIP i wynajem Klubowej kawiarni. Za co dziękuję.

Mając na uwadze powyższe należy również podkreślić, ze jest w Naszym Klubie przynajmniej kilku innych sponsorów, którzy wsparli Klub o wiele większymi kwotami w tym okresie. Pan Waranecki nie jest pierwszym i jedynym sponsorem wspierającym Klub w pozyskaniu zawodnika. Jeżeli Ci sponsorzy wyrażą zgodę na upublicznienie informacji o zaangażowaniu to na pewno o tym szerzej powiemy.

Nasz komentarz? Śmieszna kłótnia. Przypomina nam się, jak Waranecki zrobił zamieszanie wokół menedżera Visnakovsa. Mówił wtedy: – Zarzucanie mi różnych rzeczy, jak to robi pan Pantak, jest po prostu śmieszne. Mówiłem, że Widzewowi chcę tylko pomóc, nie oczekuję żadnego zysku, ani złotówki. A dziś tylko przez to tracę zdrowie. Uważam, że Visnakovs jest na tyle dobrym zawodnikiem, że nie potrzebuje menedżera. On sobie poradzi, to o niego za chwilę będą walczyły kluby. Jeśli ma mieć agenta – który niczego mu nie zaoferował – tylko po to, żeby on wziął prowizję za podpis, to jest to kurewstwo. Nikt nie myśli o dobru chłopaka, tylko o tym, żeby coś tu ugrać.

Pisaliśmy wtedy: zaraz, zaraz, coś tu jest nie tak. Skoro facet nie chce zarobić ani złotówki na zawodniku, którego kontrakt opłaca, skoro nie oczekuje żadnego zysku, to po co miesza się w prywatne sprawy Visnakovsa? I przeczucie nas nie myliło – okazuje się, że gra idzie o konkretną kasę, bo Waranecki zapewnił sobie pięćdziesiąt procent zysków z transferu.

No dobrze – zapewnił sobie. I co w związku z tym? Jest śmieszny? Śmieszny to jest bardziej Cacek, który zarzuca człowiekowi, iż „robi zwykły biznes” i uważa jego zachowanie za „mało etyczne”. Przecież to istny kabaret. Biznesmen zarzuca drugiemu biznesmenowi – z którym mają deal pół na pół – biznesowe podejście do tematu. Oto nowa definicja hipokryzji – Cacek zarzucający drugiej osobie robienie biznesu… A skoro pomoc Waraneckiego przy transferze Visnakovsa okazała się taka mało etyczna i skoro Cacek się teraz w zasadzie tą pomocą brzydzi, to dlaczego ją przyjął? Czyżby nie było go stać na zatrudnienie tego napastnika? Nikt mu przecież nie bronił działać bez Waraneckiego, tylko ze środków własnych. On, facet z pierwszej setki najbogatszych Polaków, nie miał stu tysięcy złotych i musiał pożyczać na mieście? A może – w przeciwieństwie do Waraneckiego – Cacek bał się podjąć ryzyko?

Zupełnie tego nie rozumiemy: czy naprawdę Cacek ma pretensje do gościa, który pomógł mu sprowadzić Visnakovsa? Mógł nie pomagać, ale – jak rozumiemy z listu – sami o tę pomoc działacze Widzewa poprosili. Nie wprosił się do gabinetu i nie przystawiał nikomu pistoletu do skroni.

„Jednocześnie deklaracje Pana Waraneckiego, że pieniądze z ewentualnego transferu pozostaną w Klubie, nie mają oparcia w umowie, a w świetle wcześniejszych zachowań Pana Grzegorza Waraneckiego uważam je za niewiarygodne” – napisał Cacek. A dlaczego miałyby zostać w klubie? Skoro biznes, to biznes. Zostałyby w klubie, gdyby klub za zawodnika zapłacił sam. A że nie zapłacił – to nie zostaną. Waraneckiemu należy się połowa zysku i powinien tę połowę wziąć.

A już wypominanie, że wprawdzie Waranecki wydał na bilety na mecze Widzewa w ciągu pięciu lat ok. 40 000 złotych, ale są tacy, którzy wydali więcej – to jakiś wyższy poziom absurdu. Może chłop ma jeszcze przeprosić, że wywalił na oglądanie tych nieudanych meczów marne 40 kafli?

PS
W reszcie listu Cacek przekonuje kibiców Widzewa, że przyszłość klubu rysuje się kolorowo, a zarząd podjął wiele bardzo trafnych decyzji, by było tylko lepiej. I za moment zadłużenia w wysokości 16 milionów złotych w ogóle nie będzie. Cóż, w liście zapomniał jednak dodać, co to za zarząd narobił 16 milionów złotych długu.


Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama