Wisła na wyjazdach, czyli… chłopiec do bicia (albo natarcia śniegiem)

redakcja

Autor:redakcja

06 grudnia 2013, 23:10 • 2 min czytania

Trudno doszukać się logiki w tym, że Wisła Kraków na własnym boisku straciła jednego gola, a na boiskach cudzych – aż siedemnaście. Jak to możliwe, że ci sami piłkarze na murawach o mniej więcej tych samych wymiarach, tyle tylko że położonych w innych częściach Polski, nagle zapominają, jak się gra w piłkę? Piłka jest wszędzie taka sama, ma taki sam obwód i waży tyle samo, jej kopnięcie w województwie małopolskim nie powinno różnić się znacząco od kopnięcia w jakimkolwiek innym. A jednak się różni.
W tym sezonie poza Krakowem wiślacy wygrali tylko raz – w Kielcach, w dodatku dzikim fartem (kto oglądał, ten potwierdzi). Natomiast u siebie jeśli wygrywają fartem, to rzadko, raczej miażdżą przeciwników i zdobywają punkty w sposób przekonujący. Jeszcze razy zapytamy: o co w tym chodzi? Rozumiemy lekkie wahania między meczami wyjazdowymi i meczami u siebie, ale aż takie? Ten wspomniany mecz z Koroną był jeszcze w lipcu. A później cały sierpień, wrzesień, październik i listopad bez zwycięstwa. No i grudzień też, bo już więcej okazji na wyjazdowy sukces w tym roku nie będzie.

Wisła na wyjazdach, czyli… chłopiec do bicia (albo natarcia śniegiem)
Reklama

Dzisiejszy mecz toczony był w anormalnych warunkach, przy mocno padającym śniegu, piłkarze mieli momentami spore problemy, by w ogóle utrzymać się na nogach, o błyskotliwych wymachach nóg nie wspominając. Bohaterem został ten, który do śniegu jest najbardziej przyzwyczajony, czyli Fin Kasper Hamalainen. Dwie ładne asysty tego zawodnika – do Henriqueza i Lovrencsicsa – sprawiły, że Wisła – przez długi czas wybijająca piłki byle jak, przed siebie – w końcu pękła. „Kolejorz” w stu procentach zasłużył na wygraną, miał jeszcze kilka innych niezłych okazji (między innymi słupek po główce Manuela Arboledy) i główne pytanie brzmiało: ile? Czyli – jak wysoko zwycięży.

W tabeli „Kolejorz” już coraz bliżej podium. Po słabej pierwszej części sezonu, systematycznie odrabia stratę jeśli nie do Legii, to chociaż do lokat, które gwarantują awans do europejskich pucharów.

Reklama

W piątek – także przy padającym śniegu – piłkarze Piasta i Korony przespacerowali się po boisku, czasami kopiąc to tu, to tam, ale zazwyczaj niestety tam. Ł»ałosne spotkanie, jedno z bardziej żałosnych, jakie w tym sezonie rozegrano. Godna uwagi była tylko bramkowa akcja dla gości Korzym – Kiełb – Korzym – Sylwestrzak. Niestety, trwała trzy sekundy, a przez pozostałe 89 minut i 57 sekund trudno było zrozumieć, co ci wszyscy zawodnicy na boisku wyprawiają.

A ponieważ nie rozumiemy tego do tej pory, nie będziemy o tym pisać.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama