Ligowy maraton trwa w najlepsze. Tym, którzy od natłoku meczów zgubili rachubę i przerzucili się na skakanie w Lillehammer, przypominamy, że dzisiaj rozpoczynamy 20. kolejkę ekstraklasy, w której najpierw Piast zagra z Koroną, a na deser Lech podejmie Wisłę. Nie musimy dodawać, które spotkanie ciekawi nas bardziej, chociaż jak spojrzymy na temperaturę za oknem i na to, że tzw. szlagiery przeważnie rozczarowują, to może lepiej siedzieć cicho i niczego wielkiego nie oczekiwać. Tak czy siak – zwrócimy dzisiaj uwagę na dwóch piłkarzy – Kaspera Hamalainena i Pawła Golańskiego.

Dlaczego akurat Fin? Po pierwsze, z Wisły braliśmy ostatnio pod lupę dwóch piłkarzy, po drugie – w nierówno grającym Lechu akurat Hamalainen prezentował się ostatnio dość stabilnie. Poza słabym meczem z Koroną, gdzie cała drużyna spasowała, widać, że w końcu mu się chce. Spotkanie z Zagłębiem – kilka naprawdę udanych zagrań i najwyższa nota wśród Lechitów, Cracovia – napoczęcie Pasów, asysta i generalnie najlepszy na placu. Wcześniej jeszcze Ruch, gdzie miał wszystko to, co powinien mieć rozgrywający. Oczy dookoła głowy, ostatnie podanie, no i jakieś konkretne liczby. W tym wypadku były to dwie asysty.
Gra więc Hamalainen w ostatnich trzech tygodniach lepiej niż przyzwoicie, dzięki czemu ze statusu zagubionego chłopca wyciągamy go za uszy i robimy faceta, którego warto dziś obserwować. Lubimy, gdy w takich meczach jak ten dzisiejszy, to właśnie rozgrywający nadają tempo gry, rządzą i dzielą, a gdy trzeba – pierdolną z zaskoczenia. Hamalainen jesienią średnio wywiązywał się ze swoich zadań, w większości meczów przechodził obok gry, o czym zresztą wspominał sam Rumak. Mówił, że w tamtym sezonie Fin dawał z siebie więcej (dobra wiosna), co należy tłumaczyć w jasny sposób: ogarnij się, bo grasz kaszankę. To była wypowiedź sprzed meczu z Ruchem, więc jeśli było to zamierzone, odniosło skutek. Zobaczymy, jak będzie dalej. Aha, pomocnik Lecha będzie w niedzielę gościem Ligi+ Extra. Zapominając na chwilę o ostatnich meczach, ciekawi jesteśmy, jak wytłumaczy te kilka miesięcy, kiedy zupełnie przestał grać w piłkę.
***
W drugim meczu pod radar radzilibyśmy wziąć Pawła Golańskiego. Nie jest to jakiś wyszukany wybór – racja. Średnio też pasuje tu słowo radar, bo przecież mówimy o piłkarzu, którego na boisku zwykle szukać nie trzeba. Sam pokazuje się do gry, sam potrafi przeprowadzić akcję prawym skrzydłem, w końcu sam kończy sytuacje golem (3 trafienia) albo wypracowuje piłki kolegom (6 asyst, 2 kluczowe podania). Mówiąc krótko: ma wpływ. Mało jest takich obrońców, których obecność potrafi w takim stopniu przełożyć się raz, że na atmosferę w drużynie, dwa – wydarzenia na boisku.
Zastanawialiśmy się nawet ostatnio w redakcji nad najlepszymi polskimi prawymi obrońcami i wyszło na to, że Golańskiego umieścilibyśmy przed Bereszyńskim i Olkowskim. Tamci to pistolety, potencjał, sporo medialnego szumu nie zawsze idącego w parze z umiejętnościami i stabilną formą. A Golański to konkretne doświadczenie i konkretne umiejętności. Jakość, ulubione słowo telewizyjnych ekspertów. Gdybyśmy bawili się w trenerkę i ryzykowali własnym tyłkiem, dużo łatwiej byłoby nam postawić na piłkarza Korony niż na kogokolwiek innego w tej lidze. Stąd też dzisiaj na radarze on, a nie np. Pylypchuk, który coraz lepiej wygląda w składzie Pachety i jak wróci po pauzie, to pewnie coś o nim skrobniemy.


Fot. FotoPyK