Zagłębie – Podbeskidzie, czyli pojedynek trenerów, którzy wpakowali się w bagno

redakcja

Autor:redakcja

05 grudnia 2013, 11:52 • 3 min czytania

Kto zawali Zagłębiu mecz z Podbeskidziem? Na pewno nie Gliwa i Jeż! Od tego nieszczególnie smacznego sucharka rozpoczynamy zapowiedź kolejnego (czterdziestego? Osiemdziesiątego z rzędu? Tak się czujemy!) dnia z Ekstraklasą. Dziś danie wyjątkowo ciężkie, ewidentnie dla koneserów, ale nie takich od węgierskiej kuchni, tylko tych desperatów od mózgu byka pieczonego na jajach tarantuli. Będzie gorzko, kwaśno i mrocznie, czego gwarantem jest zarówno ostatnie polowanie na piłkarzy w Lubinie, jak i umiejętności obu zespołów.
Błędne koło. Wygląda na to, że minie jeszcze kilka tygodni i działacze Zagłębia będą zmuszeni do oferowania jeszcze bardziej wyśrubowanych kontraktów. Niestety, ale po tym, co wydarzyło się wczoraj w dolnośląskim Detroit, argument finansowy może nie wystarczyć. Teraz potrzebny będzie argument finansowy x2 plus pancerny hummer i ochrona w trybie 24h. Koniec końców prezes Dębicki i spółka ściągać będą kolejnych Rakelsów, którzy nie wiedzą, co się święci w tym naszym swojskim Sin City, oferując im jednak jeszcze wyższe kontrakty.

Zagłębie – Podbeskidzie, czyli pojedynek trenerów, którzy wpakowali się w bagno
Reklama

To oczywiście football-fiction, ale tak naprawdę lubińskie bandziory, zamiast „pomóc“ swojemu klubowi, tylko mu zaszkodziły, wiążąc ręce wszystkim skautom/dyrektorom sportowym czy innym naganiaczom, którzy mieli w planie dalsze zapychanie kontenera z napisem „Zagłębie“ kontraktowanie kolejnych piłkarzy. Jeż i Gliwa to może być dopiero początek pewnej fali. Za moment, nawet bez podbitych oczu, z Lubina zwiną się kolejne Cotry, Bilki i Widanowy. W drugą stronę ruch może zostać zamknięty, a przecież przy odpowiednim trenerze z takich piłkarzy jak Kwiek, Piątek czy przede wszystkim Przybecki z pewnością dałoby się coś wycisnąć. Wbrew pozorom – to nie są ostatni leszcze, bo choćby taki Ruch kadrę na papierze ma z trzy razy słabszą, ale nawet jeśli w Zagłębiu pojawi się ktoś z wizją, wczorajsze incydenty, będą tam wspominane przez lata.

Lata.

Reklama

Z drugiej strony, skoro już zebrało się Jeżowi i Gliwie, to na cenzurowanym jest jeszcze przynajmniej z kilkunastu pozostałych zawodników. Nie chcemy już wyrokować, kto – zdaniem troglodytów – „zasłużyłâ€œ bardziej, kto mniej, natomiast jedyni piłkarze Zagłębia, którzy nie muszą się obawiać o swoje fury czy zęby, to – tak typujemy – ci, którzy jeszcze murawy nie powąchali lub przebywali na niej przez łącznie kilkadziesiąt minut. I nie zdziwimy się, jeśli za moment Lenczyk – choć ewidentnie mu się to nie uśmiecha – będzie wręcz zmuszony do stawiania na ludzi z akademii.

Zanim jendak do tego dojdzie, dziś zmierzy się z Leszkiem Ojrzyńskim, czyli trenerem, który – abstrahując od warsztatu – idealnie pasował nam do Zagłębia. Wychodziliśmy z założenia, że skoro przejechał się tam Urban, który paru chłopaków próbował wypromować, przejechał się Hapal, który promował wręcz na siłę, ale produkty trzeciego sortu zza południowej granicy, a teraz w kratkę idzie nawet Lenczykowi (choć jemu, jak nikomu, warto dać okres przygotowawczy), to idealnym kandydatem do zebrania tego wszystkiego do kupy, byłby właśnie „Ojrzyna“. Ale jak to kiedyś ujął ktoś mądrzejszy od nas, najważniejsze w zawodzie trenera jest wybranie odpowiedniego klubu w odpowiednim momencie. Coś nam podpowiada, że dziś obejrzymy starcie dwóch tych, którzy ostatniego wyboru pracodawcy mogą wkrótce pożałować…

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama