W czwartkowej prasie atmosfera senna jak… w Zagłębiu Lubin po wczorajszych ekscesach. No nie, pisząc poważnie – jest zupełnie na odwrót. Niewiele się dzieje. I nie dajcie się zwieść tym, że Przegląd Sportowy oraz Fakt rozmawiają z Brazylijczykiem Cafu, poza tym niestrudzenie wałkowany jest temat wojewody Kozłowskiego i Legii, Piotr Parzyszek ma ofertę z Benfiki, a do kadry Nawałki powołani zostaną bracia Makowie. Z tego wszystkiego najbardziej zainteresowała nas jednak rozmowa z dyrektorem Stadionu Śląskiego. Czegoś, co – zdaje się – dziś nie istnieje, ale KIEDYŚ jednak ma powstać.
FAKT
Dostaliśmy lekcję pokory – mówi prezes Legii Bogusław Leśnodorski. I bynajmniej nie ma tutaj na myśli decyzji wojewody o zamknięciu stadionu. Rozmawia z Faktem o sezonie, założeniach, wnioskach i celach.
Na dziś sprawa posady trenera jest głównym i najbardziej gorącym tematem.
– Nie ma żadnej dyskusji na ten temat. Powiem coś panu. Jak jest dobrze, czyli na przykład awansowaliśmy do Ligi Europy, zdobyliśmy mistrzostwo, to ja dostaję nazajutrz trzy telefony, a w ciągu tygodnia dziesięć. Jak przegraliśmy z Podbeskidziem, to każdy dziennikarz, z każdej gazety, stacji telewizyjnej, od razu dzwonił. To w pewnym sensie komiczne. Nigdy nie dostałem tylu telefonów, a przecież ostatni rok jest najlepszy, odkąd ja pamiętam. Może my powinniśmy się martwić tym, że jesteśmy mistrzem i liderem? Może to powód do wstydu. Przecież w tej lidze chyba chodzi o to, żeby na koniec sezonu zdobyć najwięcej punktów. Nie chcę się głupio zasłaniać czy tłumaczyć, ale trochę się przejechaliśmy tej jesieni. Ja, Janek też. Myśleliśmy, że będzie łatwo i przyjemnie, a dostaliśmy łomot.
Legia ma pieniądze na tzw. markowego trenera zagranicznego?
– Wiadomo, że nie mamy. Jeśli już musielibyśmy szukać, to kogoś w miarę młodego, sensownego, z niewielkim przebiegiem. Byłego zawodnika z dobrą opinią. Dalej lepiej jest być trenerem Legii niż większości klubów np. w Belgii czy Holandii. U nas ciągle walczy się o trofea, a przecież na tym polega sport. Bycie trenerem 7. drużyny ligi belgijskiej, ogranicza cię. Nie grasz o tytuł w europejskich pucharach. W Legii jest inaczej.
Rozmowa jest dosyć długa – o transferach, Janie Urbanie, wolnych Łukasika i kilku innych kwestiach, ale w papierowym wydaniu zmieściło się ledwie kilka pytań. Więcej w sieci i Przeglądzie Sportowym.
Michał Pol, przebywający w Brazylii, zamienił kilka słów z Cafu.
142-krotny reprezentant Brazylii jest przekonany, że piłkarze Canarinhos są w stanie wywalczyć Puchar Świata na własnych boiskach. – Puchar Konfederacji pokazał, że chłopaki są w stanie unieść tę presję. To nie był mundial, ale każdy zdawał sobie sprawę, że stawką jest zaufanie kibiców. W razie klęski, a każdy inny wynik, niż zwycięstwo byłby uznany za klęskę, sprawiłby, że wsparcie fanów i ich wiara w drużynę bardzo by zmalały. Media zdominowałaby krytyka, mnożyłyby się wątpliwości, a wraz z nimi niesnaski. A tak, grupa została wzmocniona. Wie, że jest w stanie osiągnąć wszystko, bez względu na presję oczekiwań – tłumaczy.
Oprócz tego Andrzej Iwan jest kolejnym, który w swoim felietonie przekonuje, że zamykanie stadionów to głupota. W Fakcie możemy też sprawdzić jaką piłką zagrają finaliści na mistrzostwach świata w Brazylii, a na koniec dowiedzieć się, że Legia i Wisła interesują się Czechem Petrem Pavlikiem.
Czeski obrońca pochodzi z położonej tuż przy polskiej granicy Opawy, a mieszka w Hlucinie. To ledwie kilka kilometrów od Polski. Pavlik zaczynał swoją karierę w Baniku Ostrawa. Grał tam na tyle dobrze, że później występował nad Bosforem. Reprezentował barwy takich klubów, jak Kasimpasa SK czy Samsunspor. Teraz jest czołowym defensorem wicemistrza Słowacji FK Senica. W tamtejszej Super Lidze gra ponad dwa lata. Niewykluczone jednak, że wkrótce przeniesie się do Polski. Podczas jednego z ostatnich ligowych meczów, pod koniec listopada, obserwowany był przez wysłanników z polskich klubów. Ze strony Legii był to Tomasz Kiełbowicz (37 l.) oraz Marcin Ł»ewłakow (37 l.), a ze strony Wisły Maciej Ł»urawski (37 l.).
Dziś w Fakcie naprawdę sporo czytania. Dobry numer.
RZECZPOSPOLITA
„Rz” ostatnio niestrudzenie komentuje sytuację w Legii Warszawa.
Ważniejsze jednak niż to, co na boisku, działo się wczoraj cztery godziny wcześniej w sali konferencyjnej. Prezes przyszedł na spotkanie z dziennikarzami i po kolei, z kartką w ręku, punktował nieścisłości w publikacjach prasowych po decyzji wojewody. – Po meczu ze Steauą przyznaliśmy, że było wiele niedociągnięć. Policja czy straż pożarna miały wiele uwag. Na spotkaniu było dziesięć osób, przedstawiciele miasta, policji, kibiców. Wtedy wojewoda przedstawił listę oczekiwań. Zapewniał, że to nie pirotechnika jest problemem, a kwestia bezpieczeństwa. Ku jego zaskoczeniu spełniliśmy wymagania. Nawet u mnie w gabinecie była wizyta psów, które szukały pirotechniki. W końcu wojewoda i tak nas oszukał i zamknął stadion – tłumaczył. Leśnodorski dodawał nawet, że Kozłowski nie podejmował decyzji sam. – Wojewoda umówił się z nami na spotkanie, ale potem decyzję o zamknięciu stadionu przysłał faksem. Stwierdził, że bał się, że po spotkaniu będzie musiał zmienić zdanie. Na spotkaniach z nami jasno powiedział, że jest wykonawcą woli wyższej i musi to zrobić. Dziś jest taki nastrój polityczny, jaki jest. Wojewodowie przekraczają swoje kompetencje – mówił prezes Legii.
GAZETA WYBORCZA
Ogólnopolskie wydanie Gazety Wyborczej zadaje pytanie: kto terroryzuje piłkarzy w Lubinie? Pisze mniej więcej to, o czym informowaliśmy wczoraj na stronie, więc zacytujemy inny fragment:
Z wiarygodnych źródeł wiemy, że zarówno Michał Gliwa, jak i Robert Jeż chcą rozwiązać swoje kontrakty z Zagłębiem i wyjechać z Lubina. Sam Gliwa prosił w środę, aby nie musiał na razie niczego komentować. – Teraz nie chcę zaprzeczać ani potwierdzać, czy wobec mnie doszło do jakiegoś chuligańskiego wybryku. Wszystko wyjdzie w swoim czasie. Proszę mnie zrozumieć, nie chcę o tym mówić przed tak ważnym meczem, jaki czeka nas w czwartek – podkreślał Gliwa. Na pytanie, czy jest w kadrze meczowej na spotkanie z Podbeskidziem Bielsko-Biała, szczerze odpowiedział: – Nie wiem. Naprawdę. Fatalną i napiętą sytuację w Lubinie komplikują też wywiady, jakich w ostatnich dniach udzielił trener Orest Lenczyk. Doświadczony szkoleniowiec na łamach „Przeglądu Sportowego” i „Super Expressu” skrytykował wielu swoich zawodników.
W „Gazecie” stołecznej cała strona o Legii. Relacja z meczu z Ruchem i zapis wypowiedzi prezesa z wczorajszego spotkania z mediami. Jeśli ktoś nie ma dość tematu rac, policji, wojewody, to proszę:
– To, że podobają mi się race, nie oznacza, że jestem za łamaniem prawa – podkreślił prezes Legii na środowym spotkaniu i od razu zaznaczył, że to policja powinna łapać ludzi łamiących prawo na stadionie, a nie klub. Od kilkunastu lat prawo nie nadąża za tym, co się dzieje. W kwestii Ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych sam autor, pan Adam Rapacki przyznał, że była ona pisana pod Euro 2012 i obecnie nie przystaje do rzeczywistości – powiedział Leśnodorski. A jak pracę na meczu ocenia sama policja? – Funkcjonariusz na stadionowym stanowisku dowodzenia pełni funkcję kontrolno-doradczą. Sprawdza, czy organizator wywiązuje się ze swoich obowiązków, jest z nim w stałym kontakcie, by w razie potrzeby wprowadzić policjantów na stadion – tłumaczył Mariusz Sokołowski. – Prawo zatrzymywania i karania ma policja, służby porządkowe mają nie dopuścić do naruszenia porządku. Na gorąco mogą też przekazać naruszających prawo policji – mówi Adam Rapacki, autor Ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych.
SPORT
Sport poraża kreatywnością w kwestii doboru okładki:
Najpierw, jak codziennie, rzucamy okiem czy mamy w tym numerze cokolwiek poza zapowiedziami i relacjami z ostatnich meczów. I tym razem mamy. Duży wywiad z dyrektorem Stadionu Śląskiego.
Przeciętny Kowalksi, mieszkający na Śląsku, z coraz większą irytacją przygląda się bezruchowi na Stadionie Śląskim i pyta: dlaczego?
– Zabrzmi niewiarygodnie, ale podobnie jak przeciętny Kowalski, też poszukuję odpowiedzi na to pytanie. Przyjęty kilka lat temu model prowadzenia inwestycji… wyłączył z niego dyrektora Stadionu Śląskiego. To Urząd Marszałkowski dokonywał wyboru projektanta, wykonawcy i nadzorował cały proces inwestycyjny… A poza tym pytanie „dlaczego?” jest z kategorii politycznych. Mam oczywiście swoje spostrzeżenia, ale ponieważ funkcjonuję i na tej płaszczyźnie, jakakolwiek próba odpowiedzi na nie zostałaby potraktowana jako element walki politycznej właśnie.
Pytanie mocno zaczepne: czy Stadion Śląski w ogóle jest potrzebny?
– Nie mam wątpliwości, że Śląsk i jego mieszkańcy zasługują na ten obiekt. Bez niego nie będziemy mogli nazywać się w pełni aglomeracją. Tak jak aglomeracją nie może być przestrzeń publiczna, która na przykład nie ma teatru (…) Gwarantuję, że będziemy mieć ofertę dla kogoś, kto za swą obecność na obiekcie będzie mógł wyłożyć 100 tysięcy złotych, ale też i dla kogoś, kto ma do wydania tylko Złotówkę.
Czy się uda? Czy się uda dokończyć modernizację?
– Jestem pewny, że tak. Wykonano znaczący krok ku temu: dokonano w projekcie zmian, umożliwiających kontynuację prac.
Aa, no to jak już dokonali zmian w projekcie, to jest szansa, że na rok 2020 może ten stadion jednak powstanie. Zawrotne tempo prac, zawrotne tempo działania. Na koniec i tak się jeszcze pewnie okaże, że nie ma kto za to zapłacić, a później jeszcze, że nie ma kto z tego obiektu na bieżąco korzystać.
Szukamy czegoś więcej do zacytowania… Najpierw fatalna rozmówka z Górkiewiczem, która pozbawia nas trzech minut życia, później trochę lepsza z Piotrem Lechem. Może tu znajdzie się jakiś fragment:
Gliwę, Mielcarza spokojnie wygryzłby pan z ich zespołów?
– Nie będę krytykował młodszych kolegów, bo wiem jak niełatwy to kawałek chleba, ale czasami nieskromnie myślę, że chyba lepiej bym sobie poradził. No i nigdy nie puściłem w lidze sześciu bramek. Pięć, owszem, zdarzyło się, na początku kariery, grając z Ruchem na Wiśle Kraków. Strzelali do mnie jak do kaczek, od słupka, poprzeczki, w same widły, a ja przestraszony tylko się przyglądałem. Ale to było dawno temu.
SUPER EXPRESS
W dzisiejszym wydaniu trzy strony o piłce. Na pierwszej z nich Waldemar Kita, a więc właściciel francuskiego FC Nantes, apeluje, by nie rezygnować z Ludovica Obraniaka. Dlaczego?
Przed laty negocjował pan kupno Wisły Kraków. Nadal myśli pan o zainwestowaniu w polski klub?
– Kiedyś miałem takie plany. Ale to było kiedyś… Jest jednak takie przysłowie „nigdy nie mów nigdy”.
Dlaczego nie chce pan działać w Polsce?
– Bo ja żyję we Francji, a na odległość nie można zarządzać klubem.
Kilka miesięcy temu z występów w polskiej kadrze zrezygnował Ludovic Obraniak. Teraz trener Nawałka chce, aby wrócił do kadry. Warto o niego walczyć?
– To piłkarz, który przydałby się w reprezentacji. Ja bym z niego nie rezygnował. Jego dziadek był Polakiem, Ludovic bardzo chciał występować w polskich barwach właśnie ze względu na szacunek do niego. Rozmawiałem z nim, wiem, ile występy dla Polski dla niego znaczą. Nie wyciągajmy przeciwko Obraniakowi argumentu, że mu na Polsce nie zależy, bo nie nauczył się polskiego języka. Znam Polaków, którzy mieszkają we Francji od lat i z francuskim mają duży problem.
Brak argumentów. Niektórzy wciąż uważają, że pomiędzy życiem we Francji i nieznajomością tamtejszego języka, a życiem we Francji i grze bez znajomości języka w polskiej reprezentacji, nie ma żadnej różnicy.
„Szok. Ojamaa podawał kolegom” – to z kolei tytuł pomeczowej relacji z Legii.
Relacji dajemy spokój. przewracamy kartkę, a tam, na ostatniej stronie gazety… Stal Pleszew grająca w lidze okręgowej wydaje efektowny kalendarz, by nieco zasilić swój budżet. Efektowny, prawda?
Poza tym dziwi nas, trochę żałujemy, że w wydaniu papierowym nie znalazło się miejsce na fajny materiał o Mateuszu Piątkowskim z Jagiellonii – do przeczytania dziś wyłącznie na stronie Super Expressu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Cafu również na okładce Przeglądu.
I Cafu na drugiej stronie. Jak zwykle, nieco poszerzona wersja najważniejszych materiałów, które można znaleźć także w Fakcie. Zacytujmy inny fragment, niż przywoływaliśmy wyżej:
Dwa razy zdobył Pan z Brazylią tytuł mistrza świata. Czy widzi Pan w obecnej drużynie jakieś podobieństwa do tamtych mistrzowskich ekip?
– Pod względem charakteru, osobowości, umiejętności to są zupełnie inne drużyny i zupełnie inni piłkarze. Sytuacja też jest inna, bo obecni Canarinhos zagrają u siebie, co nie było nam dane. Jeśli widzę jakieś podobieństwa, jeśli chodzi o presję oczekiwań, to do drużyny z 2002 roku, która jechała do Japonii i Korei zmazać klęskę z poprzedniego mundialu we Francji. Za obecną drużyną ciągną się rozczarowania kibiców mudialami w Niemczech i RPA. Tylko, że myśmy wtedy w 2002 jechali na turniej jak po swoje. Wiedzieliśmy, że mamy w składzie najlepszych piłkarzy świata. Obecna drużyna też musi bezwzględnie zdobyć mistrzostwo świata. Na pewno się liczy i ma wielkie szanse, ale nie może mieć naszej pewności.
Canarinhos na każdym turnieju są pod gigantyczną presją. Pamiętam opowieści z poprzednich trenerów, o tym jak odcinali was, piłkarzy od mediów, prasy, internetu, żeby nie przytłoczyły was oczekiwania rodaków. A co dopiero będzie na turnieju u siebie!
– Ale Puchar Konfederacji pokazał, że chłopaki są w stanie unieść tę presję. A sukces jeszcze ich wzmocnił. To nie był mundial, ale każdy zdawał sobie sprawę, że stawką jest zaufanie kibiców. W razie klęski – a każdy inny wynik niż zwycięstwo byłoby uznane za klęskę – sprawiłby, że wsparcie fanów i ich wiara w drużynę bardzo by zmalały. Media zdominowałaby krytyka, mnożyłyby się wątpliwości, a wraz z nimi niesnaski. A tak grupa została wzmocniona. Wie, że jest w stanie osiągnąć wszystko, bez względu na presję oczekiwań.
Dalej Leśnodorski. Dajemy mu już spokój. Relacje ligowe i kilka drobnych informacji, jak to, że Podbeskidzie otrzyma 60 tysięcy złotych do podziału, jeśli w pięciu ostatnich meczach zdobędzie osiem punktów. Poza tym Benfica jest zainteresowana napastnikiem De Graafschap Piotrem Parzyszkiem.
Informację potwierdził na łamach holenderskiej gazety „De Gelderlander” dyrektor klubu De Graafschap. – Benfica przygląda się Piotrowi od pewnego czasu. Często obserwowała go w meczach De Graafschap i młodzieżowej reprezentacji Polski. Teraz już oficjalnie zgłosiła się do nas na rozmowy o transferze – powiedział Henk Bloemers. 20-latek urodzony w Toruniu jest obecnie najskuteczniejszym strzelcem Eerste Divisie, czyli drugiej ligi holenderskiej. Zdobył 15 bramek w 17 spotkaniach. – Dotąd nawet nie wiedziałem, że Benfica mnie obserwowała. W klubie powiedzieli mi, że Portugalczycy chcieliby mnie wykupić zimą, a potem jeszcze przez pół roku grałbym na wypożyczeniu w De Graafschap – mówi „PS” Parzyszek, który mimo że w Holandii mieszka od 6. roku życia
Natomiast do polskiej kadry, według dziennikarza PS, zostaną powołani… bracia Makowie.
– Wiele wskazuje na to, że wkrótce w reprezentacji znów wystąpią bracia bliźniacy. Sztab szkoleniowy kadry szykuje listę zawodników z polskiej ligi, którzy w styczniu rozegrają w Zjednoczonych Emiratach Arabskich dwa mecze kontrolne. Z pierwszej ligi powołani mają zostać Mateusz i Michał Mak z GKS Bełchatów. Asystenci selekcjonera Adama Nawałki, czyli przede wszystkim Bogdan Zając i Jarosław Tkocz, od kilku tygodni obserwują kandydatów do wyjazdu na to zgrupowanie. Pod lupę brani są nie tylko piłkarze z ekstraklasy, ale i z pierwszej ligi. Według naszych informacji największe szanse na powołanie z zaplecza ekstraklasy ma bramkarz GKS Katowice Łukasz Budziłek oraz bracia Mateusz i Michał Makowie. Bliźniacy mają za sobą dobrą rundę, w której byli najlepszymi zawodnikami walczącego o powrót do elity Bełchatowa. Braci na żywo w ostatnich meczach oglądał Bogdan Zając.
Przeciętny numer. Bywało znacznie lepiej.
Angielskie media, co w pełni zrozumiałe, żyją wczorajszym kosmicznym występem Luisa Suareza. Na Wyspach obserwujemy standardowe gry słów, choćby w „Mirror”. „Done four” w odniesieniu do Urugwajczyka, a „done for” w odniesieniu do Davida Moyesa, bo ten – jak pisze gazeta – został upokorzony i jego Manchester wypada z walki o tytuł. „The Sun” ze szkockim menedżerem też nie obchodzi się zbyt łagodnie: „Moyes spędził 11 lat na próbach wygrania z Evertonem na Old Trafford. W końcu mu się udało!”.
Cristiano Ronaldo szokuje całą Hiszpanię, mówiąc: „Widziałem bardzo dobrą drużynę bez siebie”. Ale w sumie, to ciężko byłoby powiedzieć inaczej, skoro Real ograł w tym czasie 4:0 Real Valladoid i 4:1 Galatasaray. Carlo Ancelotti zdradza, że chciałby dostać na gwiazdkę odrodzonego Xabiego Alonso, a Isco przypomina mu Zidane’a. „Sport” chwali się natomiast ekskluzywnym materiałem o Leo Messim, w którym informuje, że Argentyńczyk pracuje dziennie dziesięć godzin.
We Włoszech ewidentny brak tematów. Na okładce „Tuttosport” umieszcza, tak jak wczoraj, Pogbę z jego nagrodą „Golden Boy 2013”, a „Corriere dello Sport” – wszystko i… nic. Ciężko w tym drugim przypadku dopatrzeć się jakiejkolwiek logiki. Z kolei „La Gazzetta dello Sport” najwyraźniej nie może doczekać się zimowego okienka transferowego. O spodziewanych zakupach pisali już kilkokrotnie, choćby wczoraj, zaś dziś prezentują jedenastkę tych, którzy w swoich klubach miewają problemy i warto ich wyciągnąć. Czyli Nani, Agger, Casillas, Lucas Moura i inni.
Portugalczycy poświęcają trochę miejsca prezentacji oficjalnej piłki mistrzostw świata w Brazylii, piszą też o powrocie Ricardo Quaresmy do FC Porto. Wypowiada się na jego temat kilku kolegów z boiska i wszyscy zachwycają się jego umiejętnościami. Nic, o czym wcześniej byśmy nie czytali.
We Francji i Niemczech żyją przede wszystkim wczorajszymi wydarzeniami. „L’Equipe” pisze o sensacyjnym zwycięstwie Evian, które przerwało passę PSG 36 meczów bez porażki. Z kolei „Kicker” na okładce umieszcza zwijającego się z bólu Robbena po starciu z bramkarzem Augsburga. Jest też rozmowa z powracającym do żywych Friedrichem i tekst o bezradności Schalke.

























