Widzew szuka trenera. Czy ktokolwiek zechce wejść na pole minowe?

redakcja

Autor:redakcja

05 grudnia 2013, 09:54 • 5 min czytania

Widzew فódź ze wszelkich sił stara się włączyć do wyścigu, kto spadnie jako pierwszy zatrudni w tym sezonie największą liczbę trenerów. Szefowie klubu nic sobie nie robią z faktu, że Rafał Pawlak ma do rozegrania w najbliższych dniach jeszcze dwa bardzo istotne mecze i na oczach wszystkich poszukują jego następcy. I znów dostają kosza. Nasuwa się jednak pytanie: dlaczego ktoś ten zespół miałby w ogóle chcieć przejąć?
Czesław Michniewicz nie poprowadzi Widzewa. Z ofertą dzwonili dyrektor sportowy i prezes klubu, chcieli umówić się na spotkanie, by nakłonić go do powrotu. Na razie odmówił. Dlaczego? Z kilku względów, np. dlatego że nie ma noża na gardle (wciąż ważny kontrakt z Podbeskidziem), ale też dlatego, że wiele musiałoby się zmienić, a i Widzew nie wydaje się wystarczająco atrakcyjnym towarem. Ani dla niego, ani dla nikogo innego. Sama historia i kibice to jednak trochę za mało. Ale o tym później.

Widzew szuka trenera. Czy ktokolwiek zechce wejść na pole minowe?
Reklama

Ciężko zrozumieć, co kierowało zarządem klubu przy rozpoczynaniu rozmów akurat w tym momencie. Do końca ligi pozostały dwa tygodnie, do rozegrania dwa, trzy mecze (Michniewicz odebrał telefon jeszcze przed spotkaniem z Górnikiem Zabrze). Czy ktoś naprawdę naiwnie sądził, że w takiej sytuacji uda się jakiegokolwiek trenera przekonać? Brzmi to absurdalnie, gwarantujemy, że na ten wariant nie przystałby nikt. Jeśli miał to być następca Pawlaka od połowy grudnia, to… czy nie można było poczekać do połowy grudnia? Piłkarze już odebrali jasny sygnał, że tego, który na co dzień próbuje coś z nich wycisnąć, za chwilę nie będzie, a i on sam ma świadomość, że cokolwiek zrobi to pozostanie to bez znaczenia. Klamka zapadła.

Michał Wlaźlik, dyrektor sportowy, przed meczem w Zabrzu powiedział, że trenera bronią wyniki. Dla Pawlaka akurat zabrzmiało to jak wyrok śmierci. Ale są jeszcze te dwa spotkania, sześć punktów (przy telefonie do Michniewicza było dziewięć) do zdobycia. Mało prawdopodobne, ale jednak wciąż możliwe. Już widzimy oczami wyobraźni Wlaźlika mówiącego, że w Pawlaka wierzył od początku, że przez cały czas był skłonny skoczyć za nim w ogień…

Reklama

Rafał Pawlak cieszy się większym szacunkiem wśród piłkarzy, ma też większy porządek w szatni niż Mroczkowski, ale ciągle jest zagubiony. Odsunął do rezerw reprezentanta Haiti Lafrance’a i reprezentanta Armenii Hajrapetjana – dla przykładu, niech inni widzą, że za błędy się płaci. Ot, taka pokazówka. Przywrócił Abbesa, który Widzewa nie zbawi, nie teraz: ostatni mecz w Ekstraklasie rozegrał cztery i pół miesiąca temu, dopiero dochodzi do formy sportowej, zrzuca drobną nadwagę. Wrócił tylko dlatego, że ostatecznie zgodził się na krótszy kontrakt i mniejsze wynagrodzenie. Pawlak miesza więc ustawieniem zespołu, wymyśla piłkarzom nowe pozycje, uparcie trzyma się tych, którzy zawodzą. We wszelkich jego działaniach wychodzi brak doświadczenia. Uczy się na własnych błędach, powoli wyciąga wnioski ze swoich decyzji. Ostatniej w tabeli drużynie potrzebny jest jednak ktoś, kto to doświadczenie ma i błędów popełnia jak najmniej (takiego szukano już wcześniej, ale ostateczny wybór i tak padł na Pawlaka).

Widzew rozpoczął więc rozmowy z Michniewiczem i Mroczkowskim. Z oboma rozstano się – choć Mroczkowski wciąż ma ważny kontrakt – w naprawdę kiepskim stylu, a ściślej mówiąc… bez żadnego stylu. Dlatego ciężko stwierdzić, które z tych nazwisk jest bardziej absurdalne. Jedyne, co mogłoby ich w chwili obecnej skłonić do powrotu na ławkę, to chyba sentyment, bo to dwaj ostatni trenerzy, którzy prowadzili zespół. I tak się zastanawiamy, czy kluczem poszukiwań nie są przypadkiem właśnie byli szkoleniowcy, począwszy od ostatniego? Za chwile zadzwonią do Wójcika…

Fakty są jednak takie, że Widzew nie ma w chwili obecnej KOMPLETNIE NIC do zaoferowania. Doszło do tego, że Mroczkowski – człowiek znikąd, który poza فodzią nie ma nic poważnego w CV – spokojnie może machnąć ręką. Machnął już Michniewicz, za chwilę machną kolejni. Po pierwsze, Widzew nie ma piłkarzy, o czym wiedzą sami piłkarze. Na początku sezonu jeden z nich – ale przecież tak myślało wielu – mówił: „Kurwa, jest nas czterech, góra pięciu. Mamy w czterech wygrać mecz?”. Po drugie, Widzew ma zakaz transferowy. I dopóki nie zostanie on zniesiony, dopóki klub nie będzie mógł przynajmniej wypożyczać piłkarzy, to będzie grzebał się w tym samym bagnie. Po trzecie, Widzew nie ma pieniędzy. Ewentualne zniesienie zakazu transferowego rozszerzy możliwości, ale nie da żadnych gwarancji transferów. Aflofarm jest głównym sponsorem do końca roku i nie wiadomo, czy przedłuży umowę. Po czwarte, Widzew nie ma odpowiednich ludzi. Zbyt wielu trenerów źle wspomina współpracę z osobami, które zarządzają klubem (część odeszła, ale część też została). To nie jest normalne, że dyrektor sportowy ma aż tak złą opinię. On namawia szkoleniowca, a ten myśli: przyjąłbym pana ofertę pracy, gdyby… pana nie było w klubie. Absurd.

Michniewicz powiedział wprost: „Nie można zakładać, że zmiana trenera nagle wszystko zmieni”. Wie to on, wiedzą wszyscy pozostali, ale nie wiadomo, czy wiedzą to w klubie. Samo pozbycie się Pawlaka – nawet, jeżeli jest to mizerny szkoleniowiec – Widzewa nie zbawi. Potrzebny jest szereg konkretnych działań, włącznie (ale nie jedynie!) ze zmianą trenera, bo tutaj nikt nie osiągnie nic. Nie z tą drużyną i nie w takich warunkach.

PIOTR TOMASIK


Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama