Cztery mecze trwała przygoda Magdy Fręch z Roland Garros. Niby mało, ale dla Polki to i tak najlepszy wynik w karierze. Dziś przegrała z turniejową „dziesiątką” – Sloane Stephens 2:6 2:6, ale i tak możemy napisać: Magda, oby tak dalej! Bo ten turniej pokazał, że możliwości są.
Co możemy napisać o spotkaniu z Amerykanką? Że Fręch się nie przestraszyła, choć było czego. Stephens w teorii na mączce radzi sobie słabo, od momentu wygrania US Open (co warto podkreślić, to przecież mistrzyni wielkoszlemowa!) jej forma utrzymuje się na stabilnym, ale słabym poziomie, a jedyny wyjątek to wygrany turniej w Miami. Jednak w pierwszej rundzie Rolanda Garrosa bez problemów ograła Holenderkę Arantxie Rus 6:2 6:0 w 49 minut.
Koniec przygody Magdy Fręch w Paryżu. Cztery gemy ze Stephens, lekcja tenisa, punkty w rankingu, życiowy wynik w Szlemie. Magda ➕. #RolandGarros
— Wojciech Wiśniewski (@WojciechWiniew1) May 30, 2018
Polka ugrała dziś w teorii tylko dwa gemy więcej, ale było to zupełnie inne spotkanie. Fręch toczyła z Amerykanką wyrównany bój, wchodziła w długie wymiany i – zgodnie z tym, co zapowiadała – wyczekiwała błędów. Problem w tym, że takie nie nadchodziły, więc trzeba było zmienić strategię z ulubionej na mniej lubianą – próbować rozrzucać rywalkę, zmieniać tempo zagrań, wybierać inne kierunki, nacierać. Nie wyglądało to źle, ale Amerykanka była dziś po prostu lepsza. Zatriumfowała jej siła, skuteczność i doświadczenie.
Joanna Sakowicz, była zawodniczka, dziś komentatorka tenisa:
– Przede wszystkim pełna kontrola ze strony Stephens. To, czego większość osób się spodziewała, miało dziś miejsce. Ale Magda mogła wyjść z tego meczu z podniesioną głowę. Akurat się zdarzyło, że byłam w niedzielę na meczu Sloane Stephens w Paryżu, nawet nie wiedząc, że może grać z Fręch i byłam pod wielkim wrażeniem Amerykanki. Niesamowicie czyste uderzenia, swobodna gra. Więc byłam pełna obaw o wynik tego spotkania. Magda cały czas starała się grać jednak odważnie, inaczej niż ma w zwyczaju, miała świadomość, że jej zwyczajowa gra, nastawiona na długie wymiany, tutaj się nie sprawdzi.
Fręch, mimo porażki, co podkreślamy po raz kolejny, ze swojego występu ma pełne prawo być zadowoloną. Przeszła przez kwalifikacje, w dobrym stylu wygrała mecz pierwszej rundy i zameldowała się w drugiej, gdzie odpadła ze znacznie bardziej renomowaną rywalką. Zaliczyła tym samym swoje pierwsze zwycięstwo w Wielkim Szlemie i weszła do stosunkowo wąskiego grona. Bo takim osiągnięciem może pochwalić się tylko dwanaście Polek, razem z nią.
Co dalej? Jeśli wciąż będzie się odpowiednio rozwijać, jak do tej pory, to czekać może na nią pierwsza setka rankingu. I zapewne taki będzie cel. My jednak widzimy to tak, że skoro w Australian Open była pierwsza runda, na Roland Garros druga, to w Wimbledonie powinna być trzecia. Choć to tylko życzenia, bo – trzeba to podkreślić – trawa nie do końca odpowiada charakterystyce gry Polki. Z drugiej strony mówiło się wiele o tym, że nie lubi grać na mączce. Okazało się, że jednak nie jest tak źle. Może w Anglii będzie podobnie?
https://twitter.com/SaKostecka/status/1001887728521314310
W turnieju pozostał już tylko jeden singlista z Polski – Hubert Hurkacz. Jutro zagra swoje spotkanie drugiej rundy. Rywal? Również mistrz wielkoszlemowy – Marin Cilić. Tutaj nie ma miejsca na kalkulacje, Hubert nie ma nic do stracenia, a celem będzie zapewne pokazanie się z jak najlepszej strony. Trzymamy kciuki za dobry występ, ale śmiało możemy napisać o nim to, co o Magdzie – swoje, a nawet więcej, już zrobił. I oby tak dalej.
Fot. Newspix.pl