Ile jeszcze będziemy oglądać tego błazna?

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2013, 22:50 • 4 min czytania

Po dwutygodniowej przerwie ekstraklasa wróciła w typowy dla siebie sposób, czyli od babola Michała Gliwy i beznadziejnej gry Zagłębia. Aż żałujemy, że nie zrobiliśmy screena, gdy nasz Michałek schodził z boiska, a na ekran telewizora wjechał napis z plusem meczu. To była parodia. On – facet, który łapie piłkę jakby miał osteoporozę, standardowo dał dziś sygnał do napoczęcia lubińskiego skansenu. Zastanawia nas, co jeszcze musi zrobić Gliwa, żeby w końcu usiąść na ławce. Szmata z połowy boiska? Samobój i kontuzja, jak ostatnio gościu z Willem II? A może stek wyzwisk, jak Diaz w Śląsku? Napisalibyśmy dziś, że miarka się przebrała, ale nie, nie w Zagłębiu.
Nie w drużynie, gdzie Guldan asystuje przy golu Jurado, Jeż nie zagrywa ani jednej dobrej piłki, a Banaś w najgłupszy z możliwych sposobów wjeżdża w nogi rywala i dostaje czerwoną kartkę. Nie chce nam się po raz setny pisać, że Zagłębie to drużyna przepłacona, wypompowana itd., ale znowu gdzieś to musimy zawrzeć. Miał Lenczyk dwa tygodnie, by dotrzeć do lubińskich gwiazdorów i dotrzeć nie zdołał, skoro drużyna dalej przegrywa, a Gliwa jak to Gliwa – wpieprza zespół na największe miny.

Ile jeszcze będziemy oglądać tego błazna?
Reklama

Przez chwilę zastanawialiśmy się dziś, jaką przyznać mu nagrodę R-Gola. Wizyta u psychologa to byłby chyba za gruby kaliber. Bilet do Disneylendu, żeby na chwilę zginął z zasięgu wzroku i tak niczego by nie zmienił. Nowe rękawice dawaliśmy już kilka razy. W końcu stanęło na okularach dla Lenczyka, żeby w końcu przejrzał, kogo wystawia. I nawet nie chodzi już o bramkarza, bo problemy Zagłębia sięgają dużo głębiej.

Baletnice, biją nas nawet Gliwice… Jak na mieście was złapiemy, to was kurwa połamiemy… albo najlepsze – wszyscy do Pragi, spierdalać. To oczywiście okrzyki kibiców. Okrzyki, po których Mateusz Klich (gdyby był zawodnikiem miedziowych) nie nadążałby z rozdawaniem stadionowych zakazów.

Reklama

W pierwszej połowie Zagłębie nie oddało na bramkę Piasta żadnego celnego strzału. Nie przeprowadziło żadnej płynnej akcji. Goście niewiele musieli dzisiaj zrobić, by ten mecz wygrać. Dobre przygotowanie fizyczne, kilka dobrych dośrodkowań Podgórskiego, a w kluczowych momentach łapanka Gliwy i asysta Guldana. Może jeszcze kilka niezłych zagrań Jurado, który tego dnia był najlepszy na boisku. Nic więcej. Piast wraca na dobre tory, Zagłębie coraz mocniej pogrąża się w bagnie. Lenczyk, który myślał, że po remisie z Pogonią będzie już tylko lepiej, ma o czym myśleć. Na dziś jego średnia punktów jest gorsza od Adama Buczka. Temu klubowi chyba już nikt nie pomoże…

W przerwie meczu Wisły z Koroną Paweł Sobolewski zaatakował nas dość karkołomnym stwierdzeniem, że Korona miała swoje założenia i w pierwszej połowie realizowała je dobrze. Karkołomnym o tyle, że chwilę wcześniej widzieliśmy niestety 45 minut spotkania, w czasie których gospodarze, dominując dosyć wyraźnie (62% posiadania), oddali aż 12 strzałów. Ł»e tylko 4cztery z nich poleciały w światło bramki Małkowskiego to druga sprawa. Ale akurat tutaj nie przypisywalibyśmy wielkich zasług piłkarzom Korony, którzy w obronie byli momentami tak senni, jakby do Krakowa szli pieszo. Od wczoraj.

Wisła atakowała, próbowała grać kombinacyjnie i samą organizacją gry na początku robiła niezłe wrażenie. Obaj boczni obrońcy – Bunoza z Burligą – zaliczyli przynajmniej kilkanaście wypadów do przodu. Generalnie, golem pachniało dość mocno, ale w decydujących momentach Wisła nie umiała – bo to jednak kwestia jakości – zrobić wszystkiego dobrze do końca. Trudno chwalić Koronę, tym bardziej po tym, co tuż przed przerwą zmajstrowali Dejmek z Golańskim, dając się ograć Brożkowi jak dzieci. No ale znów, co z tego, skoro zabrakło jednego, prostego, ale soczystego kopnięcia.
Do przerwy niby żywy mecz, który jako tako się dało oglądać, ale z drugiej strony 16 strzałów bez gola.

Druga połowa to już niezły element zaskoczenia w wykonaniu Korony. Ledwie zdążyliśmy się rozsiąść w fotelu jak Małkowski zaczął odbijać piłkę rękami poza linią pola karnego. Nie za bardzo wiemy, o co chodziło, ale jeśli o skonsternowanie rywali i sędziego, to świetnie się „Małkosiowi” udało, bo Bartosz Frankowski pokazał tylko żółty kartonik Czy mógł dać więcej? Naszym zdaniem mógł. Bo choć zagranie na pierwszy rzut oka nie wyglądało na bardzo perfidne, to jednak było wykonane z premedytacją. Gdyby Małkowski tego nie zrobił, straciłby piłkę. A w bramce pusto. W tym miejscu pewnie powinna wjechać więc standardowa formuła „co byłoby gdyby…”. Co byłoby gdyby Korona od 50. minuty grała w dziesiątkę, ale skoro Wisła skromnie, bo skromnie, ale jednak wygrała, to można dać spokój.

Ogólnie o drugiej połowie można powiedzieć tyle, że przez większość czasu wyglądała podobnie jak pierwsza – indolencja strzelecka trwała w najlepsze. Z tą różnicą, że trochę mniej okazji miała już Wisła i dwie zdążyła też zmarnować Korona. Szczególnie Janota, który w tym meczu mógł (powinien?) strzelić nawet dwa gole. Zresztą, powinno wielu, ale udało się tylko Brożkowi, co po raz kolejny pokazuje, ile w polskich warunkach znaczy taki napastnik. O ile więcej niż Boguski, Gołębiewski…

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
1
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama