Ekstraklasa SA – wszystko, co chcielibyście wiedzieć, ale nie macie kogo zapytać

redakcja

Autor:redakcja

07 grudnia 2013, 17:54 • 7 min czytania

O tym, że jest coś takiego, co się nazywa Ekstraklasa SA, wie każdy. Każdy, kto piłkę ogląda na stadionie lub w telewizji, a nie w Castoramie, szukając sprzętu do cięcia metalu. Gdybyśmy jednak zapytali losowo wybranych kibiców dowolnej polskiej drużyny o to, czym konkretnie ta spółka zajmuje się na co dzień, odpowiedzi byłyby pochodną dwóch wariantów: albo wielkie oczy, albo „No jak to co robią? Chowają sobie do kieszeni”. Jakiś czas temu mieliśmy okazję dłużej porozmawiać z Biszofem i Animuckim, którzy starali się łopatologicznie przybliżyć nam kulisy swojej pracy, a także zakres obowiązków i plany na przyszłość – i tę bliższą, i dalszą. Przedostatnia kolejka przed zimowym zjazdem do zajezdni to właściwy moment na pierwsze oceny ich pomysłów, tych już wdrożonych w życie, jak choćby ESA 37.
Na początek dość uproszczony obrazek, ale później będzie precyzyjniej.

Ekstraklasa SA – wszystko, co chcielibyście wiedzieć, ale nie macie kogo zapytać
Reklama

Niedawno, w przerwie między sezonami, zakończył się pewien etap, związany ze „sprzątaniem po poprzednikach” (nasze odczucie) vel „koniecznością poprawy pewnych decyzji” (dyplomatyczna opinia panów B. i A.). Z tej okazji naprawdę warto uważnie przyjrzeć się temu, co zostało zrobione do tej pory. Wszystko znajdziecie na planszach poniżej. Bez gadania o niczym, tylko konkretne fakty i – gdzie się da – liczby.

Reklama

Dla porządku wypadałoby wyjść od opisania struktury spółki. Ekstraklasa SA działa według uproszczonego procesu decyzyjnego, co przynajmniej w założeniu ma intensyfikować pracę, czyli sprawiać, że wszystko idzie szybciej. Pomysł – pyk, ocena – pyk, realizacja – pyk. Po prostu trzeba działać szybko i umiejętnie lawirować między najprzeróżniejszymi instytucjami. Upraszczając: tam, gdzie piłkarze baliby się włożyć głowę, tam panowie Biszof z Animuckim muszą się z uśmiechem wcisnąć. W garniturach.

Pięć zespołów funkcjonalnych tworzy w sumie jedenastu ludzi. Jak drużyna piłkarska, chciałoby się powiedzieć. Cztery departamenty wsparte sekretariatem odpowiadają za szereg kompetencji. Nasza wrodzona złośliwość sprawiła jednak, że pierwsza rzecz, która wpadła w oczy to… za sprawy finansowe odpowiada jedna osoba, natomiast za szeroko pojęte public relations – aż trzy. Ważniejszy wygląd skarbonki od jej zawartości?

A skoro już wywołaliśmy temat pieniędzy, przyjrzyjmy mu się dokładniej. Zrekonstruowana rada nadzorcza spółki w maju zeszłego roku przyjęła budżet, który zakładał, że do interesu będzie trzeba dołożyć. Dlaczego? Powodów jest przynajmniej kilka, a przede wszystkim niższy aż o 30 milionów złotych kontrakt z NC+ – dodajmy – wynegocjowany przez poprzedników, mimo że wysyłane do klubów przelewy zawierały taką samą sumę, jak wcześniej.


Z tego względu władze spółki, czy się to im podoba, czy nie, zostały zmuszone do zaciśnięcia pasa. Przynajmniej na chwilę. Jeżeli bowiem w najbliższych latach chcą żyć szerzej, rozwijać inne gałęzie i jeszcze skuteczniej budować swoją markę, to sensowne inwestycje należy uznać za konieczność. Zwyczajnie – nie włożysz to nie wyjmiesz. Sytuacja jest jednak o tyle niewdzięczna, że w pierwszej kolejności trzeba zakręcić kran po kimś, kto tego nie zrobił. I dopiero wtedy można myśleć o kierunkach rozwoju…

Więc konkretnie – w jaki sposób? Biszof i Animucki z chęcią wytłumaczyli od A do Z, w końcu naprawdę rzadko zdarza się, żeby ktokolwiek wywiązywał się ze swojego długu przed wyznaczonym terminem, a oni dali radę. Spółka zwróciła PZPN 5,5 miliona złotych tak szybko głównie dzięki rozłożeniu należności na dwie raty. Z kolei grafika poniżej precyzyjnie wyszczególnia, komu i ile Ekstraklasa SA musi zapłacić, tytułem prowadzonej zależności.

Jedenastoosobowa załoga spółki przejada 30 razy mniej niż sama przekazuje klubom. Prawa medialne, umowy sponsorskie – wiadomo. Coraz więcej pieniędzy otrzymują za to trenerzy grup młodzieżowych oraz sędziowie, delegaci czy obserwatorzy. Tę całą zabawę sponsoruje rzecz jasna Ekstraklasa SA, a całkiem niedawno było zupełnie inaczej. Symptomatyczne jest też porównanie wydatków – skoro wydatki przeznaczane na działalność własną wynoszą w przybliżeniu mniej więcej tyle, co amortyzacja sprzętu IT wraz z kosztem przesyłu sygnału zagranicznego, czepiać się o rozrzutność wręcz nie wypada. Mimo wszystko zajrzyjmy im jednak do kieszeni.

Przychody, czyli to, co wszystkie misie lubią najbardziej. Lwią część stanowi sprzedaż praw medialnych. Dokładnie 80 proc., przy czym – przypomnijmy – wypłaty dla klubów są wyższe aż o sześć proc. Najwięcej daje platforma NC+, co jest w pełni zrozumiałe. Do tego grupa UFA Sports, partycypująca przy prawach międzynarodowych, o intratną sprzedaż których tak bardzo zależy spółce. Warto zwrócić również uwagę, że serwis ekstraklasa.tv, do tej pory związany z Agorą, aktualnie ma innego partnera medialnego. Tak czy inaczej: głównym żywicielem, przynajmniej do czasu powstania własnego kanału, wciąż pozostaje NC+. Zobaczmy, w jaki sposób na przestrzeni sześciu ostatnich sezonów kształtowała się wysokość kontraktu.

Na zielono – stare warunki, na czerwono – nowe. Blisko 40 milionów złotych różnicy między rekordowymi rozgrywkami 2010/11, a każdymi z trzech kolejnych. Z tego względu Ekstraklasa SA, już po zmianie warty, od grudnia zeszłego roku uparcie negocjowała zmianę tak niekorzystnych z ich perspektywy warunków. Sezon 2012/13 pozostał po staremu, natomiast na dwa następne zaplanowano solidną dopłatę. Efektem finalnym rozmów była więc dodatkowa transza 41 milionów złotych, uzyskanych od telewizji płatnej (36) oraz otwartej (5).

I dla jasności zerknijmy jeszcze na sprzedaż praw międzynarodowych. Coś, czego wcześniej nie było wcale, a dziś prosperuje coraz lepiej. Dostęp do śledzenia klopsów Gliwy i sprintów Bilka mają już odbiorcy w 55 krajach!

Przy okazji zarządzający spółką podjęli decyzję o zmianie godzin rozgrywania meczów. Czyli wiadomo, że od piątku do poniedziałku po jednym meczu zaczyna się o godzinie 18, w sobotę są dwa dodatkowe – jeden przed, drugi po, a w niedzielę tylko przed. Jest prościej. Impulsem okazały się wyniki oglądalności, z których wynikało jasno: gdy w tym samym czasie rozgrywano mecze Ekstraklasy i Premier League, zdecydowana większość polskich kibiców wybierała koszulę bliższą ciału. Nasza liga zaczęła być traktowana jako priorytet, trzeba się tylko nauczyć, kiedy, gdzie i co leci.

Sen z powiek panom ze spółki spędza konieczność ciągłego dialogu z administracją publiczną. Najczęściej oczywiście tematem rozmów są prace nad zmianą obecnie obowiązującej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Obok niezbyt sprecyzowanych postulatów, jak „dialog z organizatorami imprez”, znajdziemy konkretne informacje. Niewielu wie, że Ekstraklasa SA chciałaby doprowadzić do wprowadzenia miejsc stojących czy identyfikacji gości biznesowych.

Prezes Biszof jest zadowolony z reformy rozgrywek Ekstraklasy. ESA 37 była przecież sztandarowym pomysłem spółki i fakt, że dziś możemy oglądać poczynania ligowców równie często, co bohaterów „Na Wspólnej”, to na pewno jego sukces. Oczywiście, za wcześnie przesądzać, czy zmiana była na plus, czy nie, ale główne założenie – grać więcej – zostało spełnione. A przecież „grać więcej” oznacza „zarobić więcej”… O miesiąc szybszy start sezonu, mimo środka sezonu wakacyjnego, nie wpłynął negatywnie ani na frekwencję, ani na oglądalność, dzięki czemu główny zarzut oponentów można było wyrzucić do kosza. Zadowoleni powinni być także trenerzy drużyn, które wywalczyły awans do europejskich pucharów. Przed inauguracją eliminacji Ligi Mistrzów czy Ligi Europy, rok temu Legia miała rozegrany jeden ligowy mecz, z kolei Śląsk żadnego. Teraz – solidarnie, po cztery.

Bardzo istotną kwestią, choć dla przeciętnego widza raczej nieodczuwalną, jest odbicie niemieckiemu U.Com Media 49 proc. akcji spółki Live Park. Od grudnia ubiegłego roku to Ekstraklasa SA ma 100 proc. akcji i powołała nowego prezesa, znanego zwłaszcza kibicom Legii, Leszka Miklasa. Live Park realizuje produkcję telewizyjną na poziomie, który jeśli chodzi o zestawienie z zachodnimi wzorcami, polskich ligowców pozostawia wyraźnie w tyle (może poza niedawnym meczem Pogoń – Zawisza). Co jednak najważniejsze – Live Park stanowi fundament pod własny kanał telewizyjny. Podobno, gdyby była taka konieczność, można by było wprowadzić go w ciągu kilku miesięcy.

Na zakończenie coś, z czego akurat polski kibic ma sporą frajdę. Wreszcie, po dwóch latach nieobecności, doczekaliśmy się licencjonowanej Ekstraklasy w popularnej grze FIFA 14. Umowa została podpisana na dwa lata i niewykluczone, że będzie marketingowym strzałem w dziesiątkę. Promocja nienachalna, poprzez zabawę – właśnie o to chodzi!

***

Gdybyśmy z ręką na sercu mieli przyznać, co w nowych władzach Ekstraklasy podoba nam się najbardziej, odpowiedzielibyśmy: transparentność. To naprawdę istotne, ponieważ mówimy o dużej prywatnej spółce, przez którą przepływają ogromne z perspektywy Kowalskiego przelewy. No właśnie – przepływają, a nie odpływają w nieznanym kierunku. Pierwszą część kadencji Biszofa i Animuckiego oceniamy więc nieźle, z tym jednak zastrzeżeniem, że najpiękniej opowiadają o tym, co dopiero jest w planach…

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama