Dokonaliśmy dość szokującego – przynajmniej dla nas – odkrycia. Przed arcyważnym meczem Piasta Gliwice z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza, który zadecyduje o ligowym losie obu zespołów, postanowiliśmy poszukać w wymienionych zespołach piłkarzy, na których warto zwrócić uwagę. Tych, którzy mogą zadecydować o spadku jednych i pozostaniu w ekstraklasie drugich. No i wyszło nam, że spośród wszystkich grajków, których możemy zobaczyć w Gliwicach, w najwyżej formie jest… Bartosz Śpiączka. Nie Tomasz Jodłowiec, nie Sasza Żivec, nie Jakub Szmatuła, nie Szymon Pawłowski i nie Vlastimir Jovanović, a właśnie piłkarz, który w tym sezonie był słabszy niż chrzczone Karmi.
W tym miejscu chyba powinien się znaleźć jakiś żarcik o przebudzeniu, wszak takie nazwisko aż samo się prosi, ale chyba wszystko już było, więc zamiast tego szybkie porównania.
Liczba ligowych bramek Bartosza Śpiączki od lipca do maja (32 mecze): 1.
Liczba ligowych bramek Bartosza Śpiączki w maju (3 mecze): 2.
Średnia not Weszło Bartosza Śpiączki od lipca do maja: 3,22.
Średnia not Weszło Bartosza Śpiączki w maju: 6,00.
I moglibyśmy jeszcze zajrzeć do InStata i wspomnieć na przykład, że w ostatnich trzech meczach Śpiączka oddał pięć strzałów, z czego cztery były celne (generalnie ma w tym sezonie dość beznadziejną celność na poziomie 25% – ekstrastats.pl), zaliczył sześć odbiorów, albo że wygrywał 2 na 3 pojedynki w jednym z meczów, ale wydaje się, że progres zauważalny jest gołym okiem, więc nie trzeba obszernej argumentacji i skupiania się na szczegółach.
W szerszym ujęciu musimy zdradzić wam trochę kulis – przymierzaliśmy się już do wyboru najgorszej jedenastki sezonu i o ile wcześniej wychodziło nam, że były napastnik Górnika Łęczna jest pewniakiem do składu i kandydatem do podpaski kapitana, o tyle gole, które mogą zapewnić utrzymanie, kazały postawić przy nim znak zapytania. Śpiączka może się jeszcze uratować, bo nagle ciężko powiedzieć, by miał gorszy sezon niż np. Łukasz Zwoliński czy Vladislavs Gutkovskis. Wróć! Łotysza jako przykład musimy skreślić, bo w rundzie finałowej też strzelił już dwa gole.
Czyli doszło do sytuacji całkowicie niespodziewanej, wszystko stanęło na głowie. Jacek Zieliński przed najważniejszym meczem sezonu może liczyć na swoich napastników, którzy zawodzili go i poprzednich szkoleniowców BiBi przez ładnych kilka miesięcy, a Waldemar Fornalik musi z niepokojem zerkać na swoją pierwszą linię. Jego snajperzy (Papadopulos, Angielski, Szczepaniak) w rundzie finałowej wypalili tylko raz – Czech w doliczonym czasie gry ustalił wynik starcia z Arką na 5-1.
Czyli w teorii cała nadzieja w Saszy Żivcu, który w fazie finałowej trafił już cztery razy. W teorii, bo znając naszą ligę, gola na wagę utrzymania strzeli nie Śpiączka, Gutkovskis czy Słoweniec z Piasta, a Mateusz Kupczak, który na bramkę w lidze czeka od blisko dwóch lat (i 6100 minut na boisku). Tak czy siak, już nie możemy się doczekać.
Fot. FotoPyK