Weszło Retro. Jak Ronaldinho prawie trafił do St Mirren

redakcja

Autor:redakcja

18 września 2013, 18:44 • 5 min czytania

To brzmi jak futbolowe dowcipy rodem z kolejki po stadionową kiełbasę. A bo wiesz, słyszałem, że Ronaldo przechodzi do Radomiaka. Pirlo do Podbeskidzia. Zidane miał grać w Dolcanie, ale go nie chcieli, powiedzieli, ze słabiak. Essien jedną nogą w Lubinie… Wróć, to akurat się zdarzyło. Tak samo jak Ronaldinho w St Mirren, a raczej było dosłownie o włos, by właśnie w Szkocji zaczynał przygodę ze starym kontynentem Brazylijczyk.
2000 rok, trzeci sezon Ronaldinho w Gremio. 41 bramek w 49 spotkaniach, całkiem przyzwoity wynik jak na pomocnika, chyba przyznacie? Bynajmniej, nie miano do niego specjalnie pretensji za boiskową dyspozycję, co udowadniano nosząc chłopaka na rękach. Młody pokopał także trochę w kadrze. W półfinale Pucharu Konfederacji ustrzelił hat-tricka, prowadząc zespół pełen doświadczonych gwiazd do zwycięstwa 8:2 nad Arabią Saudyjską. Ogółem strzelał bramki w każdym meczu poza finałem, został wybrany MVP imprezy, był też królem strzelców. فadnie przedstawił się światu. W Europie nie miano wątpliwości: mamy do czynienia z kolejnym futbolowym fenomenem. Brazylijska fabryka piłkarzy wyprodukowała właśnie diament, must-have, gamechangera. Pod siedzibą Gremio bezustannie można było usłyszeć rozmowy toczone w języku angielskim, włoskim, hiszpańskim, niemieckim. Komitety kolejkowe, skauci gotowi walczyć na gołe klaty o honor, byleby tylko 20 latek, już znakomity, a mający gigantyczny potencjał, grał dla reprezentowanych przez nich barw. W końcu, podpisał. Disco w Porto Alegre mogła na całą wynająć delegacja francuska, było co świętować. Inni z pośpiechem pakowali manatki.

Weszło Retro. Jak Ronaldinho prawie trafił do St Mirren
Reklama

Wielu zaskoczyło, że wybrał PSG. Oczywiście, to nie parafialny klub sportowy pod wezwaniem świętego Symforiana, patrona sokolników, to marka. Wyrobiona jednak lokalizacją, ambicjami, ilością kibiców, a nie sukcesami na arenie międzynarodowej. Liczono, że Ronaldinho to zmieni. Miał być tym, kim dziś dla Paryża jest Ibrahimovic. Transfer wchodził w życie latem 2001, a on zaklepany był już w styczniu. Co robić przez całą wiosnę? Dalej kopać dla Gremio? Pewnie, możliwe. Ale ktoś wpadł na pomysł, by już przez te miesiące zawodnik ogrywał się w Europie, przyzwyczajał do realiów tutejszego futbolu. Niech ma rozgrzewkę, zanim będzie mógł wejść na Parc de Princes i zacząć zamiatać rywali pod murawę. Z ideą zgodził się sam zawodnik, ponownie więc pielgrzymki oficjeli z całego kontynentu ustawiały się, by ściągnąć do klubu gwiazdę choć na krótki czas.

Przenosimy się w teraźniejszość. St Mirren z 70-tysięcznego Paisley, klub bez większych tradycji, bez rzeszy kibiców, bez pieniędzy. W poprzednim sezonie jedenaste miejsce w tabeli ligi szkockiej, ostatnie ratujące przed spadkiem; w tym roku idzie im podobnie. Tegoroczne transfery? Doprawdy same sławy zasiliły klub: Grainger, Harkins, Yaqub. W Celtiku na pewno pękają z zazdrości. Ł»arty na bok: generalnie to taki Ruch Chorzów minus historia. Podobny budżet, stadion, potencjał składu, frekwencja. A teraz wyobraźcie sobie chorzowian zgłaszających się po Ronaldinho w 2001 roku. I ostatecznie będących najbliżej ściągnięcia gracza.

Reklama

No cóż, może dziesięć lat temu St Mirren akurat miało sponsora, który nawet klatkę dla świnki morskiej wyścielał setkami dolarów? Błąd. Klub, jak ma w zwyczaju, zamykał tabelę. Jedynym, co mogło ich uratować, było udane zimowe okienko transferowe. Trenerem klubu był Tom Hendrie, dziś… nauczyciel matematyki w lokalnym liceum. Wtedy jednak miał rozmach. Przekonał prezesów, że do utrzymania potrzebuje jednej gwiazdy, zamiast wymiany przykładowo połowy zespołu. Namówił ich, że finansowo taka inwestycja się opłaci. Wysupłano ostatni grosz z niemal pustej kasy i zaczęto chodzić po agentach. Pierwszy cel: Daniel Amokachi. Potem Temur Ketsbaia, Jorge Cadete, Benito Carbone – wszyscy podejmowali rozmowy, ale na różnych etapach negocjacji zostały one przerywane. Przełom stanowił Bebeto.

Legenda brazylijskiej kadry miała wówczas 37 lat. Bez wahania zgodził się nawet na testy w Mirren. Fizycznie zawodnik nie był już jednak w stanie dać dostatecznie dużo, by uzasadnić wysoki kontrakt, jakiego żądał. Mogło być tak, jak z Salenką w Pogoni, poszukiwania musiały się toczyć dalej, ale sam fakt, że ktoś o takim nazwisku zgodził się na grę dla klubu z Paisley, ośmielił tamtejszych działaczy. Jednak okienko było coraz bliższe zatrzaśnięcia się, tymczasem wciąż nie sprowadzono nikogo, kto dałby nadzieję trybunom, miastu, szatni. „A chuj, spróbuję!” powiedziałby Józef Wojciechowski, a wówczas tak powiedział Hendrie po usłyszeniu, że PSG szuka europejskiego klubu, w którym będzie mogło ograć swoją młodą gwiazdę. W Mirren obrano kurs na grubą rybę, na Ronaldinho. Po desperatach spodziewaj się wszystkiego, również tego, że są zdolni dokonać niemożliwego.

I tak prawie by było w przypadku szkockiego klubu. Byli gotowi do największej ilości wyrzeczeń, byli najbardziej zdeterminowani. Brazylijczyk ma grać w każdym meczu po 90 minut, chyba że sam będzie chciał zejść? Kilka zespołów wycofuje się z kolejki słysząc te warunki, Szkoci zostają. Ma być traktowany w ten lub inny sposób wyjątkowo na treningach? Część uznaje, że to rozbije szatnie, wychodzi z sali. Przedstawiciele Mirren zostają w pierwszym rzędzie. Krok po kroku, ustalenia po ustaleniach, negocjacje po negocjacjach, Hendrie zahipnotyzował swoimi obietnicami przedstawicieli francuskiego klubu oraz samego piłkarza. Mówił w marcu 2001: – Zawodnik był dogadany. Był skłonny grać u nas, przygotować się do gry w PSG. Niestety pojawił się problem legalny z brazylijską federacją.

Ronaldinho wówczas wplątał się w skandal związany z fałszowanymi paszportami. Jego natychmiastowy wyjazd z kraju nie uśmiechał się ani lokalnej policji, ani federacji, przynajmniej do wyjaśnienia sprawy. Umowę jego kilkumiesięcznego wypożyczenia podpisał gracz, oba kluby, ale brakło stempla brazylijskiej FA. Hendrie: – To niesamowite, że rozmawiamy o zawodniku takiej skali, a który mógł grać w St Mirren. Byłem bardzo rozczarowany, że prawne powody wstrzymały transakcję – opowiada trener. Ostatecznie przyszła gwiazda Barcy została w Brazylii aż kurz po aferze osiadł. Pół roku nie grał nigdzie, dlatego nie dziwi, że startu we Francji rewelacyjnego nie miał. Hendrie natomiast przywiózł kibicom, już kupującym hurtowo brazylijskie flagi, Stephena McPhee z Coventry. Nie znacie? Dobry grajek. Wyrastał ponad zespół. Ale nie uratował ligi, Mirren spadło.

Trzynaście miesięcy później, gdy szkocki klub kończył sezon w drugiej lidze na ósmym miejscu, Brazylijczyk zdobywał mistrzostwo świata…

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama