Futbol wśród bomb. Afganistan oszalał z radości

redakcja

Autor:redakcja

18 września 2013, 17:14 • 4 min czytania

Euforia w Afganistanie. To brzmi mniej więcej równie realistycznie, co Polska mistrzem świata. W futbolu. Amerykańskim. Wiecie, kiedy ostatni raz Olimpijski Stadion w Kabulu się zapełnił? Gdy Talibowie dokonywali tam publicznych egzekucji. Obecność była obowiązkowa, ludzie siłą byli ściągani na stadion by patrzeć, jak inni umierają. Dziś ludzi sprowadziła w to samo miejsce radość. Wspólne świętowanie. Powitanie wracającej z udanych Mistrzostw Południowej Azji drużyny… Mistrzów południowej Azji. Może i żaden gigantyczny triumf, który wstrząsnął światem sportu, ale pamiętajmy, że sukces najsłodziej smakuje tym, którzy się go nie spodziewają.
„Zendbad Afganistan!” w ostatnich dniach dało się słyszeć w kraju na każdym kroku. Nie, to nie znaczy „zabierzcie mnie stąd gdziekolwiek, mam dolary”, ani „nie mam pieniędzy, nie zabijajcie mnie”. To znaczy „Niech żyje Afganistan!” i przez lata było ewentualnie wykrzykiwane przez wojujących fanatyków. Teraz jednak zwykłych ludzi jednoczy ten okrzyk, wyrażający honor z bycia Afgańczykiem. Ahmad Bashir, jeden z entuzjastycznych kibiców, powiedział zachodniej prasie wprost: – Teraz wiem, co to znaczy być dumnym. To najszczęśliwszy dzień mojego życia.

Futbol wśród bomb. Afganistan oszalał z radości
Reklama

Sukces piłkarzy jest bowiem symbolem odradzania się kraju. Pozytywnych zmian, perspektyw, lepszej przyszłości. Talibowie, którzy tyle lat uciskali ten naród, zakazali grać w piłkę. Nawet małe dzieci, kilkulatki, przyłapane na kopaniu piłki, mogłyby wciągnąć rodziców w niemałe tarapaty. Gdy kraj był pod ich panowaniem, kobietom odmawiano podstawowych praw człowieka, jak choćby prawa do edukacji. Niedozwolone były radio, telewizja, muzyka, kino. Afganistan był jednym wielkim zamkniętym obozem, w którym ludzie żyli nieustannie w strachu, a radość była tłumiona wszelkimi kanałami. To, że dziś można iść obejrzeć mecz, cieszyć się ze zwycięstwa rodaków, jest tak bardzo upragnioną normalnością. Witaną fanfarami z AK 47, ale zawsze. O wygranej futbolistów dzieciaki będą tam się uczyć w szkołach i za osiemdziesiąt lat.

Najbardziej znamienny jest optymizm, który ten sukces wlał w serca młodych ludzi. Osiemnastoletnia Sana Rana, jeszcze kilka lat temu pewnie nawet nie miałaby prawa wypowiedzi. Nie mógłbyś jej spotkać na ulicy. Dziś, ta uczennica liceum, mówi tak: – Nasze zwycięstwo pokazuje międzynarodowej społeczności, że nie jesteśmy już krajem wojny. Podniesiemy się. Możemy to zrobić i zrobimy. Nieważne jak będzie ciężko – przekonuje z butą. Mądre słowa? Niezwykłe. Młoda kobieta, pełna autentycznej pasji do pracy na rzecz poprawy stanu swojego kraju. Co więcej, ta wygrana łączy wszystkie etniczne mniejszości, zwolenników rożnych politycznych poglądów. Na czas świętowania futbolowego zwycięstwa wszyscy są równi i zgodni. Także wszystkie kolejne mecze będą przynajmniej 90-minutowymi zawieszeniami broni między zwaśnionymi. No, może poza jedną grupą: Talibami.

Reklama

Ci, choć odsunięci od władzy, pozostają uśpioną siłą. Powszechnie mówi się, ze tylko czekają aż zagraniczne wojska wyjdą z kraju, by ponownie spróbować go przejąć. Im zwycięstwo piłkarzy jest najbardziej nie w smak. Nie tylko dlatego, że jest to sukces wszystkiego tego, przed czym „chronili” Afgańczyków. Ale zjednoczenie pod piłkarskim triumfem, entuzjazm, jaki dał on ludziom, sprawi że tym trudniej będzie im zdobyć władzę. Ludzie zasmakowali już wolności, której nie mieli pod Talibami, ostatnie dni są tego manifestacją. Wielu będzie skłonnych oddać życie, by jej bronić. Rzecznik prasowy Talibów, Zabiullaj Mujahid, zwykle łatwo dostępny i chętnie rozmawiający z zagraniczną prasą, tym razem był nieosiągalny. Tymczasem nawet w Kandahar, mieście będącym centrum talibskich wpływów, tłumy wyszły na ulicę. Wszędzie powiewały narodowe flagi, historyczne, a nie te, które wprowadzili Talibowie. Futbol obecnie stał się więc dla nich wrogiem numer jeden, problemem znacznie poważniejszym, niż mógłbyś przypuszczać.

Piłkarzy przywitał prezydent Kharzaj: – Nasza młodzież pokazała, że przyszłość jawi się w jasnych barwach i jesteśmy w stanie wiele osiągać – na Twitterze ukazała się też wcześniej fotka prezydenta oglądającego mecz. Przez Kabul przejechała parada. Zawodnicy musieli być jednak chronieni przed tłumem, ten bowiem… o mało nie zmiażdżyłby ich z radości. Każdy chciał ich dotknąć, osobiście pogratulować. Autokar, którym wiezieni byli gracze, był obiektem niemal nabożnego szacunku – ludzie całowali go i dotykali tak, jakby to była kapliczka, święty obiekt. Przesada? Być może. Ale pamiętajmy, że dla Afgańczyków każdy z kadrowiczów jest autentycznie bohaterem narodowym.

Całą noc po triumfalnym powrocie futbolistów do kraju we wszystkich miastach było słychać strzały. Tym razem jednak nie było rozlewu krwi, AK47 wycelowane były w niebo, strzelano na wiwat. Choć było to oficjalnie zakazane jako praktyki niebezpieczne, a policjanci mieli rekwirować broń i aresztować osoby, które w ten sposób będą się zachowywać, tak ostatecznie policjanci i żołnierze sami dołączali się do okazywania zadowolenia w ten sposób. – Skoro teraz jest taka radość, to co będzie gdy wygramy World Cup? – pytał z uśmiechem szef afgańskiego komitetu olimpijskiego, Zahir Akhbar.

A sam turniej? kompletnie bez znaczenia. To rozgrywki, które wygrałby Dolcan. Ale tutaj liczy się przede wszystkim nadzieja, którą dał on milionom ludzi. Bo choć prawdą jest, że futbol potrafi być skurwysynem bez litości, grą brzydką, brudną, zadającą ból, tak jednocześnie nieustannie przypomina nam, że czasem potrafi być większy niż sport.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama