Morderstwo i gwałt na zwłokach gry obronnej

redakcja

Autor:redakcja

17 września 2013, 23:34 • 3 min czytania

Nie wiemy co napisać po takim występie. Szyderstwo jest tu chyba nie do końca na miejscu, wszak nie było w tym nic zabawnego. To nie była kolejna śmieszna kompilacja zagrań, gdzie obrońca przewraca się na piłce, a napastnik strzela w poprzeczkę z odległości półtora metra. O nie, to nie był seans komediowy, to był raczej czysty, nieskrępowany żadnymi granicami horror, gdzie trup ściele się gęsto, krew bryzga po ekranie, a obrzydzeni widzowie opuszczają sale kinowe. Sebastian Boenisch zamordował dzisiaj pozycję lewego obrońcy. Powoli, metodycznie, przez pełne dziewięćdziesiąt minut znęcał się nad czymś, co nazywamy grą obronną.
To była żenada. To była masakra i tragedia. To był występ, po którym zdesperowani piłkarze kończą kariery i zaczynają zajmować się strzyżeniem ogródków. To był występ, który w niższych ligach skutkuje linczem rozwścieczonych trybun. Mecz, o którym nie da się zapomnieć. Widowisko pozostawiające widza po równo zaszokowanego, zniesmaczonego i zrezygnowanego. Manchester United, każdy z zawodników Manchesteru United dzisiaj miał okazję kiwnąć Boenischa. To znaczy – przebiec obok niego, bo żeby kiwnąć, to nasz jaśnie wielmożny defensor musiałby się pofatygować do rywala. Boenisch tego nie robi. Nie robi w reprezentacji, nie robi również w klubie. NIGDY nie podchodzi do zbliżającego się napastnika, nigdy nie ryzykuje zwarcia, jakby grał w koszykówkę i miał cztery przewinienia. Boi się nie tylko zwarcia i walki, boi się jakiegokolwiek kontaktu, choćby wzrokowego.

Morderstwo i gwałt na zwłokach gry obronnej
Reklama

Podania? Najmniej celne z całego Bayeru. Pojedynki główkowe? Wszystkie przegrane. Przemilczamy już liczbę akcji, które przeszły jego stroną, bo to liczba uwłaczająca każdemu, kto mieni się zawodowcem. Serio, ten jego styl poruszania się będzie nam się śnił po nocach. Napastnik biegnie, biegnie, biegnie… Boenisch się cofa, cofa, cofa. Czeka. Nie chce wykonywać pierwszego ruchu, słusznie, wszakże mógłby dać się ograć. Napastnik w końcu przebiega obok niego. Dobra robota, Sebastian, udało się bez faulu!

Czasem zastanawiamy się – co kieruje trenerami, którzy z uporem maniaka przepychają Boenischa do składu? Okej, lewa obrona nie jest pozycją, na którą momentalnie znajduje się ośmiu zastępców, lądują tam zazwyczaj zapchajdziury, ale… No właśnie. Przecież jest tyle możliwości. Można wystawić jednego pomocnika więcej, można w jego miejsce wstawić napastnika, albo postawić pachołek, licząc, że sędzia się nie zorientuje. Można położyć tam jakiś kamyczek, można skropić tę strefę boiska wodą święconą, albo rzucić na nią trochę ryżu. Można zrobić COKOLWIEK, byle nie wystawiać tam Sebastiana Boenischa.

Reklama

Na Facebooku zorganizowaliśmy szybką sondę, ponad dwa tysiące osób stwierdziło, że Boenisch nie nadaje się nawet do pchania karuzeli. My na wszelki wypadek sugerowalibyśmy go wysłać na Madagaskar, zanim zacznie gwałcić, torturować i zabijać coś/kogoś więcej, niż tylko honor, renomę i estymę pięknego zawodu jakim jest profesjonalny obrońca piłkarski.

Nie było, nie ma i prawdopodobnie już nie będzie bardziej wkurwiającego zawodnika od Boenischa. Jeśli kiedyś uda mu się podać prosto piłkę, dajcie nam znać. Dla dobra naszego zdrowia, a może i życia nie mamy zamiaru oglądać choćby minuty spotkania, w którym zagra ten uroczy człowiek i absolutnie fatalny piłkarz.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama