Czas Bjelicy w Poznaniu dobiegł końca. Chorwat został wezwany dzisiaj do gabinetu Klimczaka, a ten poinformował go o zakończeniu misji. Nie było więc opcji, by nie obgadać tego tematu na antenie Weszło FM. Zapraszamy na zapis audycji, w której Krzysztof Stanowski i Dariusz Urbanowicz przepytali wielu znamienitych i kumatych gości: Piotra Reissa, Andrzeja Iwana, Marcina Drajera i Mateusza Jarmusza.
Audycja zaczęła się od rozmowy z byłym zawodnikiem Lecha Poznań, Piotrem Reissem.
Dariusz Urbanowicz: Co tam słychać w Kolejorzu panie Piotrze?
Piotr Reiss: Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że jest gorąca atmosfera w siedzibie klubu. Nikt do końca nie spodziewał się takiego ruchu, ale wczorajsza postawa piłkarzy na pewno zawiodła działaczy. Stąd zapewne decyzja o zwolnieniu trenera.
Dariusz Urbanowicz: W ostatnich dwóch kolejkach ekstraklasy Lecha poprowadzi Rafał Ulatowski do spółki z Tomaszem Rząsą oraz Jarosławem Araszkiewiczem. Czego można spodziewać się po tej trójce?
Piotr Reiss: Myślę, że zarząd klubu chce ratować środki finansowe, bo co prawda następny mecz Lech gra na wyjeździe, jednak w ostatniej kolejce podejmie Legię u siebie. Zapewne działacze chcieliby, aby stadion był zapełniony do ostatniego miejsca.
Natomiast czego można się podziewać po tej trójce? Rafał Ulatowski będzie chyba pierwszym trenerem, a więc to raczej on będzie decydował o składzie i taktyce. Araszkiewicz za to może wnieść troszeczkę humoru do szatni. Zobaczymy jak ten zespół będzie wyglądał, bo teraz nie mają już nic do stracenia, a więc powinni zagrać na luzie.
Krzysztof Stanowski: Powiedziałeś, że Lech nie ma nic do stracenia, a może przecież nie zająć miejsca, które gwarantuje grę w europejskich pucharach.
Piotr Reiss: No tak, ale Górnik musiałby wygrać dwa spotkania. Dużo kalkulacji jest tutaj, bo równie dobrze Lech może zostać jeszcze mistrzem kraju. Wydaje mi się jednak, że poznaniacy spokojnie wejdą do europejskich pucharów. Moim zdaniem chłopaki zagrają te dwa ostatnie spotkania na luzie. Nie będzie już presji, która chyba ich zjadła przed wczorajszym spotkaniem z Jagiellonią.
Krzysztof Stanowski: Usłyszałem niedawno od osoby dobrze znającej realia poznańskie, że Lech jest strasznie skłóconym zespołem od wewnątrz. Co prawda tego nie widać, bo podobno kamuflują się z tym, jednak coś na rzeczy chyba jest. Być może również to było powodem zwolnienia Bjelicy, ponieważ już nie panował nad szatnią. Słyszałeś coś o tym?
Piotr Reiss: Być może jest sporo w tym prawdy, bo zespół składa się z dużej liczby obcokrajowców. Trener miał wcześniej zgrzyty z Pawłowskim i Robakiem, dlatego odsuwał ich od drużyny. Jako były piłkarz mogę powiedzieć, że jeśli nie ma atmosfery w szatni, to trudno walczyć o pozytywny wynik.
Krzysztof Stanowski: Masz wrażenie, że Bjelica odchodzi jako jeden z największych przegranych ekstraklasy? Nie przypominam sobie, by ktoś miał tak dużo szans i wszystkie zmarnował.
Piotr Reiss: Masz rację. Przede wszystkim to był wynalazek panów Rutkowskich. Stworzyli mu dobre warunki do pracy, a także dali dobry kontrakt. Szli mu na rękę w każdej sytuacji, a skończyło się kiepsko.
Krzysztof Stanowski: Jako napastnik, jak patrzysz na Christiana Gytkjæra? Moim zdaniem ten zawodnik miał słabą jesień, bo strzelał w meczach, które były już rozstrzygnięte. Na wiosnę miał jeden dobry miesiąc, ale generalnie mnie zawiódł w skali całego sezonu. Co prawda ma więcej bramek od Niezgody, ale ten potrafił strzelać w wielu ważnych momentach, a tym samym ciągnął zespół.
Piotr Reiss: Nic dodać, nic ująć, znakomicie to podsumowałeś. Przede wszystkim powinien być liderem w trudnych momentach, a on zawodził. Nie potrafił strzelić bramki w meczach, gdy klub tego najbardziej potrzebował. Oczywiście miał przebłyski, a także trochę szczęścia, bo czasami strzelił piętą, kolanem. Napastnik powinien jednak strzelać gola w co drugim albo trzecim meczu.
Krzysztof Stanowski: Przypomniało mi się jak w 2004 roku jechaliście na rewanż Pucharu Polski z Legią Warszawa. Wówczas nie było ciszy medialnej, a nawet nakręcaliście film dokumentalny, dzień przed meczem był otwarty trening, a poza tym byliście niezwykle otwarci na dziennikarzy. Zupełnie inne zasady zastosował Bjelica, jeśli chodzi o kontakt piłkarzy z mediami. Tobie jako piłkarzowi, która opcja odpowiadała bardziej?
Piotr Reiss: Piłkarz powinien stanąć przed kamerą po zwycięstwie i po porażce. Wiadomo, jak się przegrywa, jest trudniej, ale trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność. Nie rozumiem ciszy medialnej, a tym bardziej w sytuacji, gdy mówimy o Lechu Poznań. Nie wyobrażam sobie, by w klubie zarządzanym przeze mnie doszło do czegoś takiego. Jak widać w Lechu taka praktyka również nie wypadła dobrze.
Krzysztof Stanowski: Jak twoje relacje z kibicami Lecha? Ostatnio doszło pomiędzy wami do pewnych napięć, wyjaśniło się już coś w tej sprawie?
Piotr Reiss Chodziło o bardzo malutką grupkę kibiców. Gwizdano na mnie, gdy byłem piłkarzem, a więc teraz też przyjąłem wszystko na klatę. Nie mam sobie nic do zarzucenia, bo nie powiedziałem nic, co byłoby kłamstwem. Po prostu powiedziałem to co myślę.
Krzysztof Stanowski: Czy czasami nie jest tak, że jeśli kibice nawołują do dymisji prezesa, to on myśli sobie, iż faktycznie kogoś trzeba wyrzucić w zamian?
Piotr Reiss: Myślę, że decyzja zapadła po wczorajszym przegranym spotkaniu. Dzisiaj jakaś głowa musiała polecieć, bo kibice byli bardzo niezadowoleni. Decyzja chyba dość zrozumiała, bo sezonu już praktycznie się nie uratuje, a gra w europejskich pucharach raczej będzie.
***
– Jestem zaskoczony decyzją o zwolnieniu Bjelicy, ponieważ myślałem, że dokończy sezon. Oczywiście po wczorajszym meczu stało się dla mnie jasne, że w następnych rozgrywkach już go nie będzie. Byłem jednak przekonany, że poprowadzi drużynę w dwóch ostatnich kolejkach.
Wydaje mi się, że na dużą niekorzyść trenera było to, że wczoraj na meczu pojawił się Jacek Rutkowski, który zobaczył na własne oczy, co Lech wyprawia w grupie mistrzowskiej. Tutaj nie chodzi tylko o jeden mecz z Jagiellonią, a cały cykl w rundzie finałowej. Lech zaskoczył wszystkich dobrą grą w marcu, ale od momentu rozpoczęcia rundy finałowej jest zupełnie inną drużyną. Można powiedzieć, że Lech wystraszył się sukcesu, który miał na wyciągnięcie ręki – zaczął rozmowę bloger i komentator wydarzeń związanych z Lechem Poznań, Mateusz Jarmusz.
KS: Jaką winę trenera w tym widzisz? On sam powiedział na konferencji, że piłkarza można ocenić dopiero wtedy, gdy dochodzi stres. A może piłkarze są po prostu źle dobrani, bo jeśli mają coś wygrać, to mają pełne gacie?
MJ: Wcześniej już współpracował z tym zespołem i potrafił z niego sporo wykrzesać. Według mnie trochę go przerosła ta runda, bo myślał, że już wszystko jest jak należy, a tak nie było. Nie był przygotowany na to, co wydarzyło się w rundzie finałowej. Trener nastawił się w ten sam sposób co kibice i władze klubu. Przecież Karol Klimczak sam mówił, że lepiej byłoby być mistrzem kraju przed spotkaniem z Legią. Tymczasem nastąpił największy kryzys w tym sezonie, a on nie potrafił na niego odpowiednio zareagować.
KS: Były momenty w tym sezonie, że miałem wrażenie, iż tylko Bjelica miał mentalność zwycięzcy w Lechu. Przypomniał mi się ten przegrany mecz z Legią, w którym było sporo kontrowersji. Po tym spotkaniu do studia “Canal+” przyszli piłkarze Kolejorza i ciśnienie zeszło z nich po trzech minutach. Dopiero pół godziny później do studia wpadł wściekły Bjelica. Mało brakowało, a wysadziłby studio w tych emocjach. Czy to nie jest trochę tak, że w Lechu brakuje piłkarzy o charakterystyce chorwackiego trenera?
MJ: Myślę, że wczorajszy mecz pokazał dobitnie, że takich piłkarzy brakuje. Po straconej bramce nie było zawodnika, który poderwałby drużynę. Oni wyglądali na ludzi pogodzonych z losem. Trzeba jednak powiedzieć, że Bjelica miał mocne wejście do Lecha, a później też trochę zgasł. Na początku pracy powiedział, że teraz z Lecha już nikt nie będzie się śmiał. Doprowadził jednak do tego, że teraz wszyscy się śmieją z poznańskiej drużyny. Co prawda matematyczne szanse na mistrzostwo jeszcze są, ale ja nie wierzę, że ta drużyna będzie w stanie dobrze zagrać w Krakowie.
KS: Po co jest ta zmiana? Ona wynika z tego, że na Bjelice w Lechu już nie mogli patrzeć?
MJ: Wydaje mi się, że władze Lecha pomyślały, iż kibicom trzeba rzucić mięso. Część ludzi na pewno, to kupi. Jednak są też fani świadomi, którzy pomyślą, że to jest pudrowanie syfa.
KS: Jak zapamiętasz Bjelicę, bo mówiło się o nim, że najlepiej wychodziło mu trenowanie wszystkich poza piłkarzami?
MJ: Zapamiętam go jako człowieka, który dawał nadzieję, ale bardzo szybko ją gasił. Miał pomysł na ten zespół, ale zawsze coś mu się nie udawało. Zabrakło mu przede wszystkim sukcesów.
KS: Pojawiają się głosy, że Lech ma gen porażki w sobie. Jak odniesiesz się do tego?
MJ: Nie wiem czy to jest gen porażki. Być może jest to samo nakręcająca się spirala, w której piłkarze i trenerzy nie potrafią dobrze zareagować na kryzys. Może też powodem jest to, że w momencie kryzysu są zmiany, ale nie są całościowe. W Lechu wymieniamy tylko jeden klocek, a moim zdaniem nie tędy droga.
KS: W takim razie którędy?
MJ: Przeszliśmy niedawno rewolucję transferową, ale kto z nowych piłkarzy zadomowi się w Lechu? Powinno zmienić się podejście klubu do transferów. Tak jak jeszcze kilka tygodni temu myślałem, że klubu nie będzie stać na drugą rewolucję transferową, tak teraz taki ruch wydaje mi się nieunikniony.
***
Porozmawialiśmy również z innym byłym piłkarzem Lecha Poznań, Marcinem Drajerem, który nie był zaskoczony zwolnieniem Nenada Bjelicy: – Powiem szczerze, że po wczorajszym meczu i zachowaniu poznańskich kibiców, a także wypowiedzi trenera na konferencji prasowej, można było przypuszczać, iż są to ostatnie godziny Bjelicy w Lechu.
KS: O którą wypowiedź z konferencji chodzi?
MD: Nie pamiętam konkretnych słów, ale po prostu takie miałem odczucia. Wczoraj byłem w studiu “Lech TV” wraz z Jarosławem Araszkiewiczem, który znalazł się w nowym sztabie. Po audycji zapytałem Jarka, czy przyjąłby propozycję trenowania Lecha, gdyby Bjelica został zwolniony. Powiedział mi, że taka sytuacja jest niemożliwa, a stało się jednak inaczej (śmiech).
KS: Nie ma pan wrażenia, że trener został zwolniony, bo włodarze Lecha nie mogli już na niego patrzeć? W końcu pozostały już tylko dwie kolejki do końca rozgrywek, a więc taka decyzja wydaje mi się ostatecznością.
MD: Być może tak było, bo muszę powiedzieć, że koledzy również mnie o to pytali. Wczoraj fala krytyki spłynęła na zawodników. Sporo było nieprzyjemnych słów w stronę piłkarzy, a dzisiaj nie rozmawiamy już o tym. Dla zawodników jest więc to dobre, bo za chwilę mają kolejny ważny mecz.
Jestem również ciekawy, jak poradzi sobie trójka nowych trenerów, a przede wszystkim jak będzie wyglądała ich praca. Kto będzie numerem jeden? Kto przeprowadzi odprawę? Wydaje mi się, że licencję UEFA PRO mają tylko Araszkiewicz i Ulatowski, a więc jeden z nich będzie wpisany do protokołu, jako trener prowadzący. Natomiast trzeba powiedzieć, że jest to sytuacja nietypowa. Pierwszy raz spotykam się z takim rozwiązaniem w poważnym futbolu.
KS: Czy pan jest zszokowany tym, co stało się z Lechem w grupie mistrzowskiej?
MD: Pamiętam sytuację, gdy Lech był liderem, a także mecze z Jagiellonią i Legią miał grać u siebie. Czyli na stadionie, na którym nie przegrał od roku. Tymczasem gramy trzy mecze u siebie i wszystkie przegrywamy. To jest zastanawiające najbardziej. Szukam w głowie z czego to wynika i nie mogę znaleźć odpowiedzi.
KS: Bjelica zasugerował, że ci piłkarze nie potrafią grać pod dużą presją.
MD: Nie zgodzę się z tym, bo gdybyśmy przeanalizowali każdego zawodnika z osobna, to prawie każdy już grał ważne mecze. Mówimy o zawodowcach, którzy są przyzwyczajeni do gry pod presją. Być może dwóch albo trzech piłkarzy nie było przystosowanych do takiej presji, ale nie przesadzajmy. Nie zgodzę z tym stwierdzeniem, że piłkarze Lecha nie potrafią grać pod presją.
Być może trener miał coraz słabszy kontakt z piłkarzami? Oczywiście mówię tylko o tym, co usłyszałem od ludzi. A jak wiadomo w każdej plotce jest ziarnko prawdy. Moim zdaniem ten kontakt był ostatnio coraz słabszy. Może się mylę, ale w każdym razie takie jest moje odczucie.
KS: Pan jest poznaniakiem z krwi i kości, dlatego chciałbym zapytać, co będzie dla was znaczył mecz z Legią, jeśli nie będzie już szans na ostateczny triumf. Czy motywacja i tak będzie bardzo duża, by przeszkodzić warszawiakom?
MD: Racja, jestem poznaniakiem z krwi i kości. Mecze z Legią dla ludzi, którzy utożsamiają się z Lechem są bardzo ważne. Muszę powiedzieć, że ja z Lechem w 2000 roku spadłem do II ligi. Były to trudne chwile dla miasta, kibiców i zawodników. Jednak w tamtym czasie w kadrze było około 15 wychowanków. Dla nas każdy mecz był ważny, bo wiedzieliśmy, że my w tym mieście i tak zostaniemy. Mam nadzieję i chciałbym wierzyć w to, że teraz piłkarze również dadzą z siebie wszystko. Poza tym zakładam, że są profesjonalistami, a więc rozegrają dobry mecz. Nie wiem jednak, czy starcie z Legią będzie dla nich jakimś szczególnym spotkaniem.
KS: Myśli pan, że na meczu z Legią będą pełne trybuny?
MD: Wczoraj wszystkie bilety były już wyprzedane. Na pewno część fanów obrazi się i nie przyjdzie, jednak ja chciałbym, aby ta ostatnia kolejka jeszcze dawała nam szansę na mistrzostwo.
***
Na sam koniec do studia wkroczył Andrzej Iwan.
KS: Jesteś zaskoczony, że Bjelica wyleciał?
AI: Szczerze mówiąc nie jestem zaskoczony, bo wczoraj już o tym pomyślałem. Nie wiem czy był sens, aby teraz go zwalniać, bo do końca rozgrywek pozostały już tylko dwie kolejki. Muszę jednak powiedzieć, że gdy przychodził do Lecha, to myślałem, że wreszcie będziemy mieli dobrą drużynę. Początek miał naprawdę świetny, a później było coraz gorzej.
KS: Można o nim powiedzieć, że to człowiek, który ma w sobie gen porażki?
AI: Wydawało się, że będzie to trener, który porwie chłopaków. Zamiast bałkańskiego temperamentu dostaliśmy jednak niemiecki. Być może nie był to przywódca, którego chcieli piłkarze.
KS: Na konferencji prasowej można było odnieść wrażenie, że Bjelica był już zmęczony pracą z tymi piłkarzami. Wkurzony był chyba tym, że ci zawodnicy ciągle przegrywali mu najważniejsze mecze.
AI: Posypało się chyba po przegranym finale z Arką. Lech był wielkim faworytem tego meczu, a pomimo tego przegrał. Oczywiście miał sytuacje, ale ostatecznie wygrała Arka. Wydaje mi się, że to przełożyło się na kolejne miesiące pracy Bjelicy w klubie.
KS: Teraz Lech zagra z Wisłą i teoretycznie ten mecz nie będzie miał dużej stawki, jednak może być tak, że klub z Krakowa wypchnie Lecha z europejskich pucharów.
AI: Myślę, że wczorajszy mecz był dla Wisły trudniejszy od tego z Lechem. Co prawda Zagłębie ma kilka wad, ale gra nieobliczalną piłkę. Chodzi jednak o to, że Wisła lepiej czuje się w meczach, w których nie musi atakować. Nie wiem, czy efekt nowej miotły w poznańskim klubie zadziała, ale jeśli będzie nią Rafał Ulatowski, to raczej nie.
KS: Bjelica wzbudził twoją sympatię kiedykolwiek?
AI: Nie bardzo, bo sprawiał wrażenie trochę zbyt wyniosłego. Choć nie znam człowieka, więc wiele nie powiem w tym temacie.
KS: Po przegranym meczu z Legią piłkarze Lecha poszli do studia i żartowali sobie. Chwilę później wpadł tam Bjelica i chciał wszystkich pozabijać. Pomyślałem sobie wtedy, że tylko jemu w tym klubie zależało na wygrywaniu.
AI: Zgodzę się z tobą, bo trzeba powiedzieć wprost, że nasi piłkarze mają wyjebane. Ludzie płaczą nad niektórymi sprawami, a oni się z nich śmieją. Tak samo jest w I lidze, bo gość przegrywa 3:0, a chwilę po meczu interesuje się tylko tym, by ładnie wyglądać w telewizji klubowej.
KS: Myślisz, że Lech znowu zatrudni obcokrajowca?
AI: Wydaje mi się, że tak. Boje się jednak bardziej o to, jakich piłkarzy Lech ściągnie. Jeśli jednym z nich ma być Tomasz Cywka, to myślę, że żaden trener nie pomoże. Pamiętam jak były Mistrzostwa Europy U19 i on przyjechał z Anglii jako wielka gwiazda. Od tamtego czasu nie zauważyłem, by pokazał coś dobrego.
Fot. FotoPyk