Nie ukrywamy, zdarza nam się sceptycznie podchodzić do piłkarzy przechodzących na drugą stronę rzeki i bardzo szybko zaczynających kariery trenerskie. To chyba pokłosie tego, iż swego czasu każdy chciał mieć swojego Guardiolę, a sporo tego typu eksperymentów spaliło na panewce. Bo to, że ktoś niegdyś był nawet wybitnym piłkarzem, nie oznacza, iż z marszu stanie się świetnym szkoleniowcem. Clarence Seedorf to chyba najdokładniejszy przykład tego, o czym właśnie piszemy.
Ryzyko zawsze sprowadza się do tego samego – czy świeżo upieczony menedżer będzie umiał przekazać zawodnikom nabytą wcześniej wiedzę? Nigdy nie ma gwarancji. Wiedza teoretyczna a umiejętność skutecznego wykorzystania jej w praktyce to dwie różne sprawy.
Dlatego właśnie z zaciekawieniem będziemy śledzić najbliższe poczynania Stevena Gerrarda. Brytyjskie media są zgodne – już wkrótce legendarny pomocnik Liverpoolu obejmie dowodzenie w drużynie Rangersów i będzie musiał zadbać o to by – wybaczcie nam ten suchar – nie skończyć jak „kitowcy” z popularnego serialu dla młodzieży. – Pogłoski, o jakich wspominacie, są prawdziwe. Faktycznie rozmawiam z tym klubem – potwierdzał sam zainteresowany.
Wydaje się, że już przez samą markę klubu nie grozi mu aż taka tragedia, ale nie w tym rzecz. The Gers wciąż odczuwają bowiem skutki bankructwa sprzed paru lat i pomimo tego, że już dawno powstali z kolan, to jednak nadal nie potrafią się wyprostować na tyle, by zasiąść na szkockim tronie. Co zresztą zauważają liczni eksperci, wypowiadający się właśnie w kontekście tego, iż drużynę z Glasgow ma przejąć Stevie G.
– Jeśli faktycznie podpisze kontrakt z tym klubem, stanie przed niezwykle trudnym zadaniem. Będzie potrzebował pełnego wsparcia zarządu oraz dyrektorów, którzy powinni mu stworzyć odpowiednie warunki do komfortowej pracy – przekonywał Kris Boyd, obecnie zawodnik Kilmarnock, ale też były zawodnik ekipy z Ibrox. Nie sposób się z nim nie zgodzić, bo nie chodzi tu nawet o samą atmosferę w gabinetach, lecz trudność zadania, jakiego się podejmuje. W jakich problemach nie znaleźliby się Rangersi, to i tak mają swój jeden, nadrzędny nad wszystkim cel. Zdetronizowanie Celticu, który rozsiadł się na szkockim tronie i niepodzielnie panuje na północy Wielkiej Brytanii od 2012 roku.
– Powinno mu się zaufać tak jak Rodgersowi w Celticu, to znaczy dać mu pełną kontrolę nad zarządzaniem drużyną. Zdaję sobie sprawę z tego, iż w tej chwili dogonienie The Bhoys jest w tej chwili praktycznie niemożliwe. Najpierw trzeba odskoczyć reszcie stawki. Jestem jednak optymistą względem Gerrarda pod tym względem, że jest on marką samą w sobie, co powinno pozwolić Rangersom ściągnąć do siebie kilku piłkarzy o znacznie wyższej jakości, niż prezentuje obecna drużyna – twierdzi Boyd. Czy rzeczywiście były pomocnik Liverpoolu stanie się aż takim magnesem, to się dopiero okaże. Na razie dziennikarze plotkują raczej o jego starym kumplu z czerwonej szatni, czyli Martinie Skrtelu. Ten z jednej strony doświadczenie posiada ogromne, z drugiej zaś ma już 34 lata na karku, a wszyscy doskonale wiemy jak elektrycznym jest stoperem.
A zatem pomimo tego, że Stevie idzie TYLKO do ligi szkockiej, wcale nie będzie miał wybitnie łatwego wejścia do seniorskiego futbolu pod względem trenerskim, bo i presja ze strony kibiców również jest spora. Znane nazwisko jeszcze dodatkowo ją zwiększa.
Pytanie, czy Gerrard faktycznie jest już gotowy na takie wyzwania? CV ma bardzo słabe. Dotychczas zajmował się jedynie prowadzeniem drużyny juniorskiej The Reds i to przez stosunkowo krótki czas, bo od lutego 2017 roku. Tam miał robotę ułatwioną o tyle, że wciąż był żywą legendą, autorytetem dla dzieciaków i nastolatków, któremu każde z nich chciało choćby w najmniejszym stopniu dorównać. No i przede wszystkim znał klub oraz jego akademię lepiej niż własną kieszeń, dzięki czemu również psychiczny komfort miał na bardzo wysokim poziomie. Na Ibrox nie będzie obowiązywała żadna taryfa ulgowa.
Przeskok jest zatem spory, zwłaszcza gdy dodatkowo weźmiemy pod uwagę fakt, iż niedawno były pomocnik LFC odrzucał oferty pracy szkoleniowej w zespołach seniorskich. Mocno zabiegało o niego chociażby MK Dons, ale on nie dał się skusić – Czułem, że mentalnie nie byłem gotowy na to wyzwanie. Dopiero co skończyłem kopać. Potrzebowałem chwili oddechu, większego dystansu, aby złapać inną perspektywę na futbol. Nie chciałem rzucać się od razu na głęboką wodę – przekonywał sam zainteresowany.
Już wkrótce jednak Stevie G wypłynie na szerokie i głębokie wody szkockiego futbolu. A wtedy okaże się, czy aby nie przedwcześnie ukończył kurs pływacki na płytkim jeszcze, bo juniorskim basenie.