Reklama

Smutna końcówka kadencji Wengera. Atletico i Marsylia w finale Ligi Europy!

redakcja

Autor:redakcja

03 maja 2018, 23:36 • 6 min czytania 25 komentarzy

Po pierwszym spotkaniu Arsenalu z Atletico wydawało nam się, że piłkarze Arsene’a Wengera zostali natchnieni ogłoszeniem odejścia swojego szkoleniowa po zakończeniu sezonu i chcieli sprawić mu prezent, awansując do finału, a może nawet wygrywając Ligę Europy. Rewanż natomiast przypomniał nam o wszystkich najgorszych cechach The Gunners, gdzie najbardziej widoczną była bezradność – zarówno zawodników, jak i samego Francuza. Dlatego to właśnie Rojiblancos mogą już szykować się na wyjazd do Lyonu, gdzie zmierzą się z Marsylią.

Smutna końcówka kadencji Wengera. Atletico i Marsylia w finale Ligi Europy!

Paroma swoimi ostatnimi występami Kanonierzy rozbudzili nasze apetyty co do dzisiejszego spotkania. Rozniesienie Milanu, potem CSKA, zwycięstwa nad Stoke oraz West Hamem, no i przede wszystkim wcześniej wspomniane pierwsze starcie z Los Colchoneros. Londyńczycy cisnęli w nim niemiłosiernie, założyli pressing agresywny jak stado rozwścieczonych rottweilerów. Tego samego oczekiwaliśmy od nich w rewanżu, ale cały ten entuzjazm oraz determinacja jakby wyparowały z Arsenalu.

Wypadałoby zatem odróżnić cierpliwy atak pozycyjny od bezradności, jaką emanowali dziś Kanonierzy. Dochodzili na 30., czasem nad 20. metr i… Nic. Zero pomysłu na sforsowanie czerwono-białego muru, nawet pomimo tego, że po boisku biegali Ramsey, Wilshere, Ozil, a potem także Mkhitaryan. Atletico natomiast starało się robić to, co nazwalibyśmy „defensywną kontrolą”. Madrytczycy schowali się za podwójną gardą i tylko wyprowadzali kolejne kontry, nawet jeśli posiadanie piłki na poziomie 48% podpowiadałoby inaczej. Jedynie w ten sposób potrafili bowiem stworzyć sobie groźne sytuacje.

Reklama

Niespodziewanie jednak zawodziła komunikacja pomiędzy graczami, którzy w teorii powinni rozumieć się jak łyse konie. Najpierw to Diego Costa usłyszał w głowie głos Bartka Ignacika „pazernieeee!” i zamiast wyłożyć Griezmannowi patelnię, ładował na bramkę z ostrego kąta, oczywiście nieskutecznie. Później to Francuz źle odczytał ruch kolegi, zagrywając piłkę w zupełnie innym kierunku niż pobiegł napastnik. Potem to znów Costa wtrącił się pomiędzy wódkę a zakąskę, przejmując podanie adresowane do Antoine’a, przez co za chwilę zepsuł akcję, bo odbiór zaliczył Chambers.

W ogóle to chyba właśnie jego moglibyśmy wyróżnić jako najlepszego zawodnika Arsenalu w dzisiejszym spotkaniu, co de facto bardzo źle świadczy o jego kolegach z ofensywy. Anglik już na samym początku spotkania zastąpił Koscielnego i spisał się całkiem nieźle, od czego ostatnio nas zdecydowanie odzwyczaił. Rezerwowy stoper zaliczył dziś 8 kluczowych wybić (najwięcej w zespole), 6 odbiorów (drugi najlepszy wynik), wygrał 3 pojedynki powietrzne (drugi najlepszy wynik), a z drugiej strony nie popełnił praktycznie ani jednego błędu przy wyprowadzaniu piłki. Cała jego praca poszła jednak na marne, ponieważ w końcu Atletico, w jednej z kontr, wykorzystało niefrasobliwość Kanonierów.

Thomas zebrał wówczas drugą piłkę, co było efektem wysokiego pressingu zawodników Simeone. A może raczej Mono Burgosa, ponieważ to właśnie asystent zastępował dziś Argentyńczyka, który spotkanie oglądał z trybun. Obaj jednak tak samo przeżywali wydarzenia boiskowe, krzycząc, gestykulując, prowadząc osobiste monodramy przy linii. Tak czy siak, Partey od razu odegrał futbolówkę do Griezmanna, ten obrócił się błyskawicznie, a potem wypuścił Diego Costę w pole karne. A że Bellerin nie zdążył za nim wrócić, a wygranie pojedynku fizycznego z brazylijskim Hiszpanem graniczy z cudem, to ten wbiegł na luzie w szesnastkę i bez problemu pokonał Ospinę. Swoją drogą, był to jedyny celny strzał z obu stron w pierwszej połowie.

W drugiej już wyglądało to lepiej, choć bynajmniej nie ze względu na nagłe poprawienie jakości ofensywnej jednej i drugiej drużyny. Różnicę robiło zmęczenie, a zatem także poluzowanie szyków obronnych. Dlatego zarówno Atletico jak i Arsenal celniej strzelały i w ogóle częściej dochodziły do groźnych sytuacji – przynajmniej w teorii. W praktyce jednak zawsze komuś zabrakło precyzji czy to w ostatnim podaniu, czy też wykończeniu akcji, dlatego do końca spotkania wynik już się nie zmienił.

Po ostatnim gwizdu arbitra realizator pokazywał Diego Simeone, który na trybunach szalał z radości. Jakże odwrotny humor musiał mieć natomiast Arsene Wenger! Francuz na pewno chciał pożegnać się godnie z Arsenalem po 22-letniej kadencji, a zamiast tego… No cóż, skończyło się jak zawsze i przez to niestety właśnie takich Kanonierów zapamiętamy – w kluczowych momentach niemal zawsze bezradnych, nigdy nie potrafiących zjeść wisienki z tortu.

I wiecie co? Aż nam jest szkoda Wengera. Bo niby romantycznie chcieliśmy, aby legenda taka jak Francuz pożegnała się godnie, a z drugiej strony trudno polemizować z faktami, które znów źle poświadczyły wobec jego Arsenalu.

Reklama

Atletico Madryt – Arsenal (1:0)
Diego Costa 45+2′

* * *

O pierwszej odsłonie półfinału Ligi Europy z udziałem Salzburga i Marsylii możemy napisać tyle, że lepiej, gdyby się w ogóle nie odbyła. Francuzi mieli, co chcieli – dwubramkową przewagę w dwumeczu, na papierze lepszych zawodników, a więc wystarczyło zachować spokój, koncentrację i na Lazurowe Wybrzeże wracaliby z tarczą. Przez premierowe 45 minut byli zespołem lepszym. Jako że zarówno Lucas Ocampos, jak i Florian Thauvin, którzy łącznie w tym sezonie mają 40 goli i 20 asyst (!) zostali dobrze pokryci przez Ulmera i Lainera, na boisku najbardziej straszył Dimitri Payet, który zagrał dzisiaj na miarę swoich możliwości. Kilka razy próbował dogrywać, ale albo swoje dośrodkowania przeciągał, albo koledzy nie potrafili odpowiednio przyłożyć głowy. I to w sumie, pomijając ładną oprawę z elementami pirotechniki, byłoby na tyle.

Druga odsłona oddała nam początkowe męczarnie z nawiązką. Nagle ekipa Marco Rose obudziła się i uznała, że oni to jednak trochę chcą zagrać finał w Lyonie. Nie pieprzyli się w tańcu, momentalnie przeszli do realizacji nowego planu, co zakończyło się dwoma trafieniami. W 53. minucie Amadou Haidara przeprowadził indywidualną akcję, minął czterech przeciwników i załadował po krótkim słupku. Pele rzucił się, ale nie wybronił uderzenia Malijczyka. Ta sytuacja zdecydowanie dała pozytywny impuls drużynie Rose’a i “Byki” rzuciły się do ataku. Gdyby zamiast kombinować Munas Dabbur strzelił na bramkę marsylczyków, to szybciej udałoby się Austriakom wyrównać stan rywalizacji w tym dwumeczu. Próbował również stoper Ramalho z dystansu, ale doświadczony, 35-letni golkiper gości wypiąstkował jego uderzenie. Salzburg dał drużynie z Velodrome dwa ostrzeżenia, walnął ręką w stół i w końcu orzekł, że już starczy. 65. minuta na telebimie, wrzutka z prawej strony, seria błędów defensorów Olympique i Xavier Schlager, przy niemałej pomocy Sarra, wpakował piłkę do siatki.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jedna zasadnicza kwestia – w 86. minucie Marsylii należał się rzut karny. Florian Thauvin dośrodkował w pole karne, po czym futbolówka trafiła w rękę Calety-Cara, młodzieżowego reprezentanta Chorwacji. Gwizdek arbitra milczał, w przeciwieństwie do ludzi wspierających rozpowszechnianie VAR-u. Wynik po 90 minutach? 2-0 dla gospodarzy, a więc czekała nas dogrywka. Walka z samym sobą. Walka ze zmęczeniem. Dzisiaj tę walkę wygrała Marsylia. Nie mamy pewności, czy zasłużenie, ale wygrała. 116. minuta, rzut rożny dla Francuzów, Payet wrzuca, Rolando gubi krycie i trafia idealnie obok słupka. Jednak ten stały fragment nie powinien w ogóle mieć miejsca, bo chwilę wcześniej Anguissa nie nastrzelił żadnego zawodnika RB Salzburg. Uderzył w swojego kolegę, Lucasa Ocamposa. Innymi słowy, trzeci dzień i trzeci kluczowy mecz, w którym sędziowie mylą się na potęgę.

Z tego wszystkiego najbardziej szkoda nam Austriaków. Mieli naprawdę dużą okazję, by przeżyć fantastyczną przygodę i pojechać na finał, a kolejnej takiej szansy mogą nie mieć przez długie lata, a może i dekady. A Marsylia? Marsylia nareszcie powraca na salony.

RB Salzburg – Olympique Marsylia 2-1 
Haidara ’53, Sarr 65′ (s) – Rolando 116′

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Liga Europy

Liga Europy

Liga Europy: Mecz z udziałem drużyny z Izraela odbędzie się bez kibiców

Bartosz Lodko
11
Liga Europy: Mecz z udziałem drużyny z Izraela odbędzie się bez kibiców
Liga Europy

Wspaniały Stambuł i wielkie lanie w Amsterdamie. Emocje w Lidze Europy [PODSUMOWANIE DNIA]

Antoni Figlewicz
1
Wspaniały Stambuł i wielkie lanie w Amsterdamie. Emocje w Lidze Europy [PODSUMOWANIE DNIA]

Komentarze

25 komentarzy

Loading...