Wojenka o Visnakovsa, Phibel o odejściu do Rosji, Smuda o metodach motywacji

redakcja

Autor:redakcja

28 sierpnia 2013, 08:42 • 12 min czytania

Zapraszamy na środowy przegląd sześciu tytułów prasowych.

Wojenka o Visnakovsa, Phibel o odejściu do Rosji, Smuda o metodach motywacji
Reklama

FAKT

Krychowiak o meczu z Czarnogórą i złamanym nosie.

Reklama

Jak to się stało, że złamałeś nos?
– To było w czwartek na treningu. Skakałem do dośrodkowanej piłki i dostałem mocno w twarz od drugiego bramkarza Reims. Zalałem się krwią. Okazało się, że nos w sumie nie jest złamany, ale miałem mocno przesuniętą kość. Słabo to wyglądało.

Mimo to zagrałeś z Lyonem…
– Taka była moja decyzja. Usiedliśmy razem z lekarzem i trenerem. Porozmawialiśmy o moim występie. Wcześniej zrobiłem prześwietlenie. Nie było czasu, aby odlać specjalną maskę, dlatego na moje ryzyko zagrałem w lekkim opatrunku. Ryzyko było takie, że gdybym znów dostał w nos, to ból byłby straszny. Na szczęście nic takiego się nie stało. Wziąłem lekkie tabletki przeciwbólowe i wystąpiłem przeciwko Olympique.

A potem czekała cię operacja…
– Tak, nastawili mi nos i założyli gips. Nie wygląda to zbyt estetycznie. Jest sporo krwi. Opatrunek ściągną mi w środę lub czwartek. Nie ma zagrożenia, że opuszczę mecz. Mogę normalnie trenować i grać.

Radović: Liga Mistrzów to za wysokie progi.

– Zaczęliśmy mecz fatalnie i przez dłuży czas byliśmy w szoku. Nie wiedzieliśmy co się stało. Gdy traci się bramki tak szybko, trudno coś od razu zrobić. Powiem szczerze, że Liga Europy to jest dla nas realny cel na tę chwilę. Musimy teraz wygrywać kolejne mecze w Ekstraklasie, bo tylko mistrzostwo da nam szansę walki o Ligę Mistrzów w przyszłym sezonie – przyznał po meczu wyraźnie załamany Radović. Pomocnik Legii powiedział też, że po pierwszym spotkaniu w Bukareszcie wierzył w awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. – Po tym pierwszym spotkaniu w Bukareszcie byłem naprawdę wielkim optymistą. Czułem, że możemy to zrobić i awansować. Nie udało się, ale po prostu taka jest piłka.Tyle lat już gram w Legii i nadal nie udało się wejść do Ligi Mistrzów. Gdy przychodziłem do klubu w 2006 roku to graliśmy w eliminacjach z Szachtarem Donieck, ale wtedy awans był zdecydowanie dalej niż teraz. We wtorek byliśmy naprawdę bardzo blisko. Szkoda – dodał piłkarz Legii.

„Witajcie w Katyniu”. Tak kibice Sevilli kpią z Polaków.

Wokół meczu Śląska z Sevillą wydarzyło się już dość złych rzeczy. Jeszcze przed spotkaniem kibice wrocławskiej drużyny zostali zaatakowani przez miejscowych chuliganów. Napastnicy mieli ze sobą noże, bójka zakończyła się kradzieżą czterech flag w barwach polskiej drużyny. W trakcie meczu również było gorąco. Do sektora gości wkroczyła policja, która brutalnie zaatakowała kibiców Śląska. Oficjalnym powodem interwencji było oblanie jednego z funkcjonariuszy wodą. A teraz jeszcze to! Jedna z grup kibicowskich Sevilli umieściła na swojej stronie internetowej krótki fotoreportaż z meczu. Zatytułowany został „Welcome to Katyń”. Kibice Sevilli, znani z lewicowych poglądów, chcieli w ten obrzydliwy sposób zakpić z naszego narodu. Zbrodnia Katyńska to jeden z najczarniejszych momentów w historii Polski. W fotoreportażu znalazło się kilka zdjęć z meczu ze Śląskiem. Widać flagę z wizerunkiem argentyńskiego zbrodniarza Ernesto Che Guevarry.

RZECZPOSPOLITA

Błędy te same co zawsze.

Legia z sześciu meczów eliminacyjnych do Ligi Mistrzów wygrała tylko dwa – z walijskimi amatorami. Cztery pozostałe zremisowała. W każdym popełniała te same błędy. Rozpoczynała mecze jakby nie miała trenera. Każda pierwsza połowa w jej wykonaniu była słabsza, w drugiej musiała odrabiać straty. Jan Urban ma długą ławkę rezerwowych, ale nie ma stabilnej pierwszej jedenastki, która grając cały czas w takim samym zestawieniu mogłaby się lepiej rozumieć. Trener ciągle zmienia, obrońcy nie rozumieją się z pomocnikami, co także wczoraj przyczyniło się do straty obydwu bramek. Sam Marek Saganowski z przodu nie da rady. Nie ma wsparcia, a lepszy już nie będzie. Legia, jak każdy poprzedni mistrz Polski od kilkunastu lat, nie sprowadziła latem zawodników na poziomie, dającym nadzieje na walkę o Ligę Mistrzów. Zamiast kupować – sprzedawała. Zarobiła grosze na transferach, straciła miliony euro, jakie UEFA zapłaciłaby jej za awans. Gra w Lidze Europejskiej jest w tej sytuacji nagrodą pocieszenia, bo Legia miała szczęście w losowaniu – Molde i Steaua nie są tytanami europejskiego futbolu.

GAZETA WYBORCZA

Lucas Guedes wrócił, bo z Wisły łatwiej do Europy

O tym, że zawodnik nie będzie kontynuował kariery przy Reymonta, miały zadecydować brak paszportu Unii Europejskiej i sprawy wizowe. Problemem był też fakt, że Cleber nie miał stałej pracy i zgody na pobyt w Polsce. Przez pewien pracował jako skaut Wisły, ale potem zaczął przygotowywać się do roli menedżera. Z kolei Lucas marzył o polskim obywatelstwie. Dzięki temu mógłby występować w meczach Wisły o mistrzostwo juniorów oraz w reprezentacji Polski (otrzymywał powołania, ale nie mógł grać). O obywatelstwo bezskutecznie starał się cztery lata i liczył, że pomogą mu w tym działacze Wisły. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Młody zawodnik wrócił do Brazylii, ale szybko wyjechał do Portugalii i przez pół roku trenował w zespołach młodzieżowych FC Porto. – Nie występowałem w meczach, bo nie miałem obywatelstwa europejskiego i zabraniały tego przepisy FIFA. Ćwiczyłem do grudnia, ale bez regularnej gry nie mogłem się rozwijać. W tej sytuacji zdecydowałem się na kolejny powrót do Ameryki Południowej – opowiada Lucas. Następne pół roku spędził w Cruzeiro. Dostał powołanie do kadry Brazylii U-17 (zagrał w sparingu z Fluminense), a klub zamierzał z nim podpisać profesjonalny kontrakt. – Dostałem propozycję trzyletniej umowy, ale nie chciałem grać tak długo w ojczyźnie, bo stamtąd dalej do Europy Zachodniej niż z Polski. Dlatego postanowiłem ponownie spróbować sił w przy Reymonta. Dlaczego Wisła, a nie Porto? Bo mistrz Portugalii to większy klub i trudniej się w nim przebić. Może kupić kogo chce, a krakowianie nie – argumentuje Lucas.

Śląsk – Sevilla. Tłumy kibiców na meczu, klub sporo zarobi.

Na meczu Śląska z drużyną z Hiszpanii powinien się pojawić komplet – około 42 tys. kibiców. To absolutny rekord, jeśli chodzi o mecze wrocławian na nowym stadionie w europejskich pucharach. Dotąd najwięcej widzów przyszło bowiem na zeszłoroczny pojedynek Śląska z Buducnostią Podgorica w eliminacjach Ligi Mistrzów. Wtedy jednak fanów było dwa razy mniej niż teraz. Dodatkowo, jeśli wszystko dobrze pójdzie, to wrocławianie mogą osiągnąć frekwencyjny rekord, jeśli chodzi o swoją grę na nowym obiekcie w ogóle. Dotąd najlepszy wynik zanotowali oni w listopadzie 2011 roku, podczas meczu ligowego z Wisłą Kraków. Wówczas też sprzedano komplet biletów, a na trybunach dopiero co otwartego stadionu zasiadło ostatecznie dokładnie 40 917 osób. Teoretycznie w czwartek może być ich jeszcze więcej. – Bardzo nam miło, że ten mecz cieszy się aż takim zainteresowaniem. Z pewnością nikt nie powie już, że kibice przyszli zobaczyć głównie nowy, piękny stadion. Teraz będą się dla nich liczyły tylko piłka nożna i starcie Śląska z renomowanym rywalem z Sevilli – cieszy się prezes klubu Piotr Waśniewski, który dodaje: – Jeszcze rok temu, by gościć we Wrocławiu drużyny o podobnej klasie, trzeba było zapłacić za ich udział w turnieju towarzyskim ciężkie pieniądze. Teraz Hiszpanie przyjadą do nas za darmo, i w najsilniejszym składzie. To pokazuje, jaki postęp zrobiliśmy.

Rozsypana obrona Widzewa.

Phibel w środę leci do Rosji na testy medyczne. Po nich ma podpisać kontrakt i dostać pieniądze z Amkara. Wtedy zapłaci Widzewowi odszkodowanie. A jeśli nie przejdzie badań? – To wróci do nas – mówi Michał Wlaźlik, odpowiadający w Widzewie za sprawy sportowe. Wówczas jednak obrońca z Francji może mieć kłopoty, bowiem szkoleniowcy ostatecznie zadeklarowali, że nie chcą go w zespole. Już w poniedziałek i we wtorek zabronili mu treningów z pierwszą drużyną. Podobny los czeka też Hachema Abbesa, który jest o krok od rozwiązania umowy. Trenerzy już go nie chcą. Wcześniej odszedł do Legii فukasz Broź. W ten sposób chwalona rok temu widzewska obrona przestała istnieć. Słabo spisują się też defensywni pomocnicy, więc nic dziwnego, że drużyna straciła już w tym sezonie 13 goli, najwięcej w ekstraklasie. W poprzednim sezonie w pięciu pierwszych kolejkach Maciej Mielcarz dał się pokonać dwukrotnie! Szefowie Widzewa gorączkowo szukają wzmocnień. W piątek podpisali kontrakt z Kevinem Lafrancem. Do wczoraj jednak nie udało się ściągnąć do PZPN certyfikatu reprezentanta Haiti. Podobno są jakieś przeszkody w czeskiej federacji (Lafrance ostatnio grał w Baniku Most). Wlaźlik uspokaja, że w środę wszystko powinno zostać wyjaśnione. Tego samego dnia kontrakty mają podpisać dwaj inni stoperzy, którzy od kilku dni trenują z Widzewem: Povilas Leimonas i Jonathan de Amo Perez.

DZIENNIK POLSKI

Smuda: Filmy można puszczać w przedszkolu.

W przeprowadzanie wykładów czy puszczanie filmów motywacyjnych się nie bawi. – Filmy można puszczać dzieciom w przedszkolu. Piłkarze to są poważni ludzie. Motywacja jest na boisku, kiedy trenujemy z piłką w różnych grach, małych i dużych – opowiada trener wiślaków. Przyznaje, że czasem musi przeprowadzić męską rozmowę jeśli piłkarz coś przeskrobie. Szczególnie nie toleruje picia alkoholu przez piłkarzy. Wiedzą coś o tym Artur Boruc czy Sławomir Peszko, których odsunął od reprezentacji. – Jak ktoś za szkło złapie, to jest ciężka rozmowa – przyznaje Smuda. Zaznacza jednak, że nie ma tak, aby się uwziął na jakiegoś zawodnika. – Zawsze staram się być sprawiedliwy wobec piłkarzy. Gra ten, kto na treningach prezentuje się najlepiej, realizuje założenia taktyczne, daje z siebie wszystko – mówi szkoleniowiec wiślaków. – Nie obrażam się nawet na młodych piłkarzy. Nawet jak któryś mnie obrazi, to potrafię przebaczyć, bo to jest młody piłkarz i różnie to bywa – dodaje. Kiedy Smuda prowadził reprezentację, mówiło się o jego konflikcie z Patrykiem Małeckim. – Każdy mnie teraz pyta o Patryka. A Patryk Małecki to nie jest mój przeciwnik. Ma dobrze grać w piłkę jak chce dalej w Wiśle zostać i tyle. Dotyczy to każdego w tym zespole – kwituje Smuda. Ostatnio narzekał też na grę Emmanuela Sarkiego.

SUPER EXPRESS

Thomas Phibel: Rosjanie dali mi sześć razy więcej.

To naprawdę koniec? Do odejścia przymierzałeś się wiele razy, ale nigdy nie wyszło…
– Tak, to koniec. Dziś wylatuję do Rosji, będę grał w zespole Amkar Perm. Zmieniam ligę na mocniejszą, a w dodatku Rosjanie zaoferowali mi około sześć razy więcej, niż mam w Widzewie. To kto by się wahał? Czy Pawłowski się wahał, idąc do Malagi? Jeszcze niedawno biegał po polskich boiskach, a w niedzielę zagrał z Barceloną. Każdy marzy, aby zrobić karierę.

Ale wokół ciebie ciągle coś niedobrego się działo. A to późno wróciłeś z wakacji, a to samowolnie wyjechałeś z Polski po meczu z Legią. Nie wyglądało to poważnie…
– Osądzić kogoś bardzo łatwo. Szkoda tylko, że nikt nie wie, o co chodziło. Moje spóźnienie i wyjazd po meczu z Legią były spowodowane kłopotami rodzinnymi. Może któregoś dnia powiem, o co chodzi, ale z drugiej strony – czy muszę się spowiadać? Chodzi o sprawy związane ze mną, moją mamą i naszą przeszłością. Nie wyjeżdżałem z byle jakiego powodu.

Widzew nie uwierzył w te tłumaczenia, bo dostałeś karę, przesunięto cię też do drugiej drużyny.
– Wtedy byłem bardzo zły na klub… Ale było, minęło. A co do moich relacji z Widzewem. Mój plan był prosty: przyjechać do Polski, zagrać bardzo dobry sezon i odejść. Widzew o tym wiedział. A gdybym miał zostać, to obiecano mi solidną podwyżkę. Czekałem, czekałem i się nie doczekałem. W dodatku klub nie chciał się zgodzić na mój transfer do innego polskiego klubu. Natomiast gdy pojawiał się ktoś z zagranicy, to Widzew głównie patrzył na swój interes. To czy w takiej sytuacji można mieć spokojną głowę? Poza tym Widzew wczoraj i dziś to dwa różne zespoły. Kiedy tu przychodziłem, było sporo doświadczonych piłkarzy. A teraz? Głównie młodzież. To nie jest ten Widzew, który lata temu grał z Juventusem. Teraz realia są zupełnie inne. Ale życzę im jak najlepiej, w sumie rozstaliśmy się w zgodzie.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Michalski: Festiwal błędów Legii. Tak się nie gra o Ligę Mistrzów.

Dał się pan ponieść nastrojom przed meczem i krzyczał: Legia w Lidze Mistrzów?
– Dałem, bo jestem pozytywnie nastawiony do życia. Liczyłem, że Legię poniosą kibice, atut własnego stadionu. Ale się zawiodłem. Nie widziałem piłkarzy, którzy grają najważniejszy mecz w swoich karierach. Wynik jest lepszy niż gra.

Czego zabrakło najbardziej?
– Legioniści byli pięć metrów od piłkarzy Steauy, zostawiali im mnóstwo miejsca. Każdy jest w stanie grać tak jak Rumuni, klepać sobie piłkę z uśmiechem, jeżeli nikt mu nie przeszkadza. Oni dostawali piłkę i od własnej szesnastki spokojnie ją sobie wyprowadzali.

Różnicę było widać w szybkości gry. Legia swoje akcje budowała mozolnie, a Rumuni po jednym-dwóch kontaktach z piłką robili przewagę.
– Legia popełniła mnóstwo błędów. Przy pierwszym golu to był nawet ich festiwal. Goście zagrali długą piłkę, a błąd popełniło trzech legionistów, fatalnie zachowali się stoperzy. W Legii mało kto wiedział, co ma robić. Kosecki z Radoviciem to za mało, żeby zagrać w Lidze Mistrzów. Rumuni odłączyli od podań Saganowskiego, jestem w szoku, że Furmanowi tak długo pozwolono wykonywać stałe fragmenty gry.

Menadżerowie kłócą się o Visnakovsa.

Menedżer Przemysław Pantak namówił Eduardsa Visnakovsa do korzystania z jego usług. Kilka dni temu obaj panowie podpisali dokument z którego wynika, że od 17 czerwca 2014 roku, Pantak, będzie reprezentował interesy zawodnika. Umowa została zawarta z niemal rocznym wyprzedzeniem. Problem polega na tym, że napastnika z Łotwy jeszcze przez 10 miesięcy będzie obowiązywać kontrakt na wyłączność z innym menedżerem, Michaiłem Lebiediewem. – Jeśli tak rzeczywiście jest, to „nowy” menedżer nie miał prawa już teraz podpisać takiego dokumentu z zawodnikiem. Mógłby to zrobić dopiero po wygaśnięciu dotychczasowej umowy. To niezgodne z przepisami – tłumaczy Beata Olczak, członek zespołu ds. Licencjonowania Menedżerów przy PZPN. Widzew jest wściekły na Pantaka, że zawraca głowę piłkarzowi, który powinien skupić się na treningach. – Słyszałem o tej sprawie. Jeśli informacje, które zdobyłem, potwierdzą się, to poinformujemy o tym odpowiednie organa PZPN – zapowiada prezes Widzewa Paweł Młynarczyk. Sponsor napastnika z al. Piłsudskiego Grzegorz Waranecki nie ma wątpliwości. – Facet działa nie fair. Powinien zdawać sobie sprawę, że w tym momencie nie miał prawa nawet rozmawiać z zawodnikiem na ten temat, nie mówiąc już o podpisaniu dokumentów – komentuje biznesmen.

Widzew chce wziąć Cetnarskiego, ale nie może.

Widzew chciałby mieć u siebie Mateusza Cetnarskiego ze Śląska. Przeszkodą w tym transferze są jednak nie kwestie finansowe, a zakaz transferowy dla łódzkiego klubu. Przy Piłsudskiego są zainteresowani zakontraktowaniem Cetnarskiego jako wolnego piłkarza, po uprzednim rozwiązaniu przez niego umowy ze Śląskiem. Inaczej go nie mogą pozyskać, bo PZPN pozwala Widzewowi tylko na rejestrowanie graczy z kartą na ręku. Wrocławianie mogliby Cetnarskiego oddać choćby i za darmo, ale na zasadzie wypożyczenia. – Nie ma mowy żebyśmy rozwiązywali umowę z piłkarzem, którego kupiliśmy dwa lata temu za niemałe pieniądze (400 tys. euro – dop. red.). Natomiast jak najbardziej bylibyśmy zainteresowani wypożyczeniem do innego klubu na pół roku. Po to, żeby sprawdzić, czy jego niezadowalający bilans gier w Śląsku to efekt słabej formy, czy po prostu tego, że Cetnarski nie może się przebić przez występującego na tej samej pozycji Sebastiana Milę – mówi prezes Śląska Piotr Waśniewski. Sytuacja jest kuriozalna, bo Śląsk przy bezpłatnym wypożyczeniu mógłby nawet partycypować w kosztach utrzymania Cetnarskiego (co dla Widzewa nie byłoby bez znaczenia – łodzianie oficjalnie nie mogą w ramach zakazu transferowego kontraktować graczy zarabiających ponad 5 tys. zł brutto miesięcznie).

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama