Do mundialu pozostały już niespełna dwa miesiące, więc wraz z naszymi partnerami z firmy Orlen ruszamy z nowym cyklem, w którym co tydzień wybierzemy pięciu bohaterów weekendu, o których może być głośno na Mistrzostwach Świata. Zasady? Nie chcemy się ograniczać, przyjęliśmy jedynie założenie, że patrzymy na piłkarzy i zespoły z drugiego szeregu, spoza grona ścisłych faworytów do finału oraz tytułu króla strzelców. Znajdziecie tutaj raczej Jeffersona Farfana niż Luisa Suareza i prędzej Johana Gudmundssona niż Roberta Lewandowskiego. Okej, bez przedłużania – kto dyspozycją w ten weekend zwrócił na siebie uwagę przed mundialem?
JOHAN BERG GUDMUNDSSON
Johan Gudmundsson po dwóch meczach przerwy powrócił do składu Burnley i od razu zaliczył świetny występ w bardzo ważnym dla układu tabeli Premier League meczu. Burnley, rewelacja sezonu, grało z Leicester City, czyli ich sąsiadem w tabeli. Zwycięstwo, zresztą już piąte z rzędu, pozwoliło odskoczyć “Lisom” na tyle, że siódma lokata wydaje się niezagrożona – bo trudno uwierzyć, by Leicester odrobiło 9 punktów w 5 meczach. Co więcej, wobec wtopy Arsenalu podopieczni Seana Dyche’a zmniejszyli stratę do “Kanonierów” do dwóch punktów, co z kolei nie wydaje się dystansem nie do odrobienia. Wracając do Islandczyka – to właśnie jego dośrodkowanie z rzutu rożnego golem na 2:0 skończył Long, ale pomocnik reprezentacji Strákarnir okkar ogółem zagrał bardzo dobre zawody – dwa kluczowe podania, dwa dryblingi, przede wszystkim zaś bezustanne szarpanie na lewej flance. Ogółem Gudmundsson ma już na koncie 7 ligowych asyst i spory wkład w doskonałe wyniki Burnley.
W kadrze też trudno sobie wyobrazić grę bez jego lewej nogi. W ostatnich pięciu meczach eliminacji do Mistrzostw Świata Gudmundsson grał praktycznie od deski do deski (opuścił 8 minut z Turcją), zdobył dwa gole i wydatnie przyczynił się do pokonania Chorwacji, Ukrainy, Turcji i Kosowa. Jeśli założymy, że ogólnie Islandia to zespół, który może niejednego zaskoczyć – Gudmundsson powinien być jedną z tajnych broni tego teamu.
JEFFERSON FARFAN
Tak, tak, Jefferson Farfan nie tylko wciąż gra w piłkę, ale w dodatku może stanowić ważne ogniwo reprezentacji Peru na nadchodzącym mundialu. 33-letni piłkarz Lokomotiwu Moskwa dość niespodziewanie zmierza po swój ósmy tytuł mistrzowski. Do tej pory wygrywał ligę trzykrotnie jako piłkarz Alianzy Lima w rodzimym Peru i czterokrotnie w barwach PSV w holenderskiej Eredivisie. Teraz odgrywa bardzo istotną rolę w zespole lidera ligi rosyjskiej, lidera, który na razie godzi w tabeli faworyzowanych przeciwników z Zenitu Sankt Petersburg oraz CSKA i Spartaku Moskwa. W ubiegły weekend Loko zwyciężyło 4:0 na boisku derbowego rywala, Dynama, a Farfan zdobył bramkę i dorzucił do tego asystę, ponadto po faulu na nim sędzia odgwizdał rzut karny zmarnowany przez Miranczuka. Szybkość, przebojowość – te atuty Farfana znamy od lat, ale w tym konkretnym spotkaniu błysnął również precyzją i wizją – gola zdobył bezpośrednio z rzutu wolnego, z kolei asysta to wydane idealnie w tempo podanie do nadbiegającego zza pleców Peruwiańczyka Miranczuka.
Ile dla Peru znaczy 33-latek w formie? Najpełniejszą odpowiedź dał barażowy mecz Peru z Nową Zelandią, w którym stawką były bilety do Rosji. Farfan zdobył gola i dołożył asystę – a jego drużyna wygrała 2:0. Jednostkowy wybryk? Nie. Na ostatnie siedem goli zdobytych przez reprezentację w koszulkach z charakterystyczną czerwoną szafą, dwa strzelił sam Jefferson, przy trzech kolejnych asystował. Jesień piłkarskiej kariery z iście wiosenną werwą!
ANGEL CORREA
W naszpikowanej gwiazdami reprezentacji Argentyny może w ogóle nie być dla niego miejsca. Możliwe, że mundial obejrzy w telewizji, albo z wysokości ławki rezerwowych. Jednak biorąc pod uwagę ostatnie wyniki sparingów drużyny Jorge Sampaolego, zmiany wydają się konieczne. A postawienie na 23-letniego skrzydłowego Atletico Madryt wcale nie wygląda na jakiś wyjątkowo rozpaczliwy ruch. Pomijając oczywiste atuty – wiek, ogranie na wysokim poziomie, występy w jednej z najsilniejszych lig świata – Correa to po prostu piłkarz, który w formie może samodzielnie przesądzić o losach spotkania. W marcu? Gol i dwie asysty w rewanżowym meczu Ligi Europy z Lokomotiwem Moskwa. W kwietniu z kolei równie efektowny występ przeciw Levante, również z golem i asystą, za który portal whoscored.com wystawił Correi notę 9.97 w skali od 1 do 10. Wpływ na ocenę miał nie tylko udział przy bramkach, ale i 6 udanych dryblingów (!), pięć strzałów na bramkę rywala czy dwa kluczowe podania.
Correa w dodatku wydaje się dysponować czymś, co w Argentynie jest towarem deficytowym. W przeciwieństwie do niektórych z gwiazd reprezentacji, bez trudu akceptuje rolę uzupełnienia składu. Podczas gdy Dybala czy Higuain miewają problemy, by przestawić się z pozycji największych gwiazd swojego zespołu do rangi pomocników Messiego, o tyle Correa w klubie pełni podobną rolę, jaką mógłby mieć w kadrze – wartościowego przybocznego liderów drużyny. W Atletico pozostaje w cieniu Griezmanna, Saula czy Diego Costy, w Argentynie bez trudu mógłby więc dostosować się do funkcji pojedynczego trybiku w maszynie nastrojonej pod Lionela Messiego. Nie wysuwamy jednak zbyt daleko idących wniosków – na razie poprzestańmy na tym, że kozacko poradził sobie w ubiegły weekend z Levante.
SANDRO WAGNER
30-letni zmiennik Roberta Lewandowskiego wobec nadchodzących kluczowych meczów w Lidze Mistrzów dostaje coraz więcej minut. Niemiec wykorzystuje je w pełni – tak jak w meczu z Borussią Moenchengladbach, gdy w 70 minut zdołał dwukrotnie pokonać bramkarza rywali i jeszcze dorzucić asystę. Postać Wagnera zasługuje na podziw nie tylko dlatego, że potrafi bez większego wpływu na wynik podmieniać w składzie Bawarczyków jednego z najlepszych napastników świata, ale również z uwagi na fakt, jak ułożyła się jego kariera reprezentacyjna. Wagner zadebiutował w kadrze jako 29-letni, w pełni ukształtowany piłkarz, który dopiero na tak późnym etapie kariery zdołał przekonać Joachima Loewa. Odwdzięczył się już w drugim meczu – zdobywając trzy bramki przeciw San Marino. Kolejne szanse dostał w meczach eliminacji MŚ przeciw Irlandii Północnej i Azerbejdżanowi – i strzelił po golu w każdym z nich.
Największy atut w kontekście reprezentacji? Podobnie jak Correa – to gość, który ego bez trudu schowa do kieszeni. Skoro nie obraża się na funkcję “kaskadera Lewandowskiego”, luksusowego rezerwowego w Bayernie, to tym bardziej nie będzie kręcił nosem jako dżoker w talii niemieckiej reprezentacji.
SANTIAGO ARIAS
Na koniec obrońca naszego grupowego rywala, Kolumbii, który wraz z PSV właśnie postawił kropkę nad i w wyrazie “mistrz”. Trudno zresztą o efektowniejszy finał sezonu – w 31. kolejce na ich boisko przyjechał wicelider i ogółem najważniejszy spośród ligowych rywali, Ajax Amsterdam. Dla gości to była ostatnia szansa, by spróbować zniwelować 7-punktową przewagę zespołu z Eindhoven. Santiago Arias z kolegami zupełnie zneutralizowali jednak wszystkie atuty piłkarzy z Amsterdamu. Sam wynik, 3:0, nie do końca oddaje przebieg meczu. Ajax tradycyjnie miał bowiem przewagę w posiadaniu piłki, ale praktycznie nie tworzył sobie sytuacji. Te zaś taśmowo produkowali gospodarze i tylko dzięki dobrej dyspozycji Onany, wynik nie był wyższy.
Kolumbijski defensor w tym konkretnym spotkaniu nie przydał się z przodu, ale ogółem w ostatnich tygodniach potrafi być groźny – w 8 ostatnich meczach zdobył dwie i wypracował trzy kolejne bramki. Dlaczego to nas martwi? Przede wszystkim z uwagi na to, że Arias gra na prawej stronie boiska. Czyli ewentualne ataki wyprowadza wprost w nasze “miękkie podbrzusze”, najsłabiej obsadzoną pozycję na boisku, lewą stronę obrony.