Ostatnio na Górnym Śląsku rozprzestrzenia się wirus kibicowskiej debilozy. Dopiero co kibice Piasta Gliwice zostali najśmieszniejszymi chuliganami na świecie, gdy przy prowadzeniu swojego zespołu rozwalili bramę własnego stadionu i… stracili koncept. Gdyby mieli pod ręką spawarkę, zaraz by tę bramę naprawili. Skończyło się na przedwczesnym zakończeniu meczu i walkowerze dla Górnika Zabrze, który na boisku przegrał 0:1. Teraz wirus przeniósł się do Tychów.
W poprzednią sobotę GKS podejmował u siebie Ruch Chorzów i zasłużenie wygrał 2:0. Niewiele jednak brakowało, żeby i tutaj sprawy potoczyły się inaczej. Scenariusz był podobny: kibice gości palili flagę – poświęcając sześć siedzisk – co wyprowadziło z równowagi co mniej odpornych fanatyków gospodarzy. W tym przypadku skończyło się na tym, że wyrywali krzesełka (przypominamy: na swoim stadionie), którymi i tak nie potrafili dorzucić w sektor “Niebieskich”, a nawet jeśli się to udało, nie robiło to na “wrogu” żadnego wrażenia. Mecz został przerwany na osiem minut.
Finalny efekt był taki, że wyrwano lub zniszczono 149 krzesełek. Każde z nich kosztuje (bez montażu) 200 zł. Do tego uszkodzono kilka innych elementów typu balustrada czy mocowanie bramy. Klub od razu zapowiedział, że będzie się domagał pokrycia kosztów napraw od stowarzyszenia kibiców. Stowarzyszenie przynajmniej nie udawało, że nie ma tematu, wyrażając chęć pomocy w pracach i dołożenia się finansowo. Rozbroił nas jednak fragment: (…) Czujemy dumę, gdy nasi kibice wspaniale dopingują i robią fantastyczne oprawy, zbieramy pochwały za nasze akcje które organizujemy. A dziś nie chowamy głów w piasek, gdy część naszych fanów dało się ponieść niepotrzebnym emocjom i stało się to co się stało.
Hmmm… Jakby to powiedzieć? Może się mylimy, ale wydaje nam się, że normalny człowiek nawet “ulegając emocjom” nie wyrywa krzesełek na stadionie – zwłaszcza własnym. Naprawdę nie ma co rozmiękczać zachowań typowych dla jaskiniowców (bez obrazy dla jaskiniowców).
Stowarzyszenie nie rzucało słów na wiatr i szybko wzięło się do roboty. Na mecz z Chojniczanką Chojnice nie udało się doprowadzić obiektu do stanu idealnego (czyli takiego, jak tydzień temu). Część krzesełek nie nadawała się do ponownej instalacji i trzeba było je zamówić, co trochę potrwa. Stadion wygląda już jednak dużo lepiej.
Komisja Dyscyplinarna PZPN ukarała GKS zamknięciem czterech sektorów na najbliższe dwa mecze u siebie, a widzowie, którzy tam zasiadali, nie będą mogli w nich uczestniczyć. Nie do końca to sprawiedliwe, gdyż krzesełkowi wojownicy raczej przywędrowali z innych miejsc. Oprócz tego klub dostał siedmiomeczowy zakaz wyjazdowy dla kibiców, tracących przy okazji jeszcze raz. Dlaczego? Przed meczem z Ruchem sponsor rzucił im wyzwanie: jeżeli przyjdzie co najmniej 7100 widzów, za każdego z nich zapłaci złotówkę, a całość pójdzie na rzecz organizacji wyjazdu do Grudziądza na spotkanie z Olimpią. Widzów stawiło się ponad 8 tys., kasy byłoby jeszcze więcej, ale teraz temat siłą rzeczy stał nieaktualny. Podwójne nasranie do własnego gniazda – to trzeba umieć.
Miejmy nadzieję, że ta debiloza nie rozprzestrzeni się na kolejne miasta. Już wystarczy, naprawdę.
Fot. newspix.pl