Porażka z Wisłą Kraków, porażka z Arką, dymy w szatni, niewielkie widoki na poprawę gry zespołu – Romeo Jozak wpakował się w spore kłopoty i jeśli prawdą jest, że nie do końca rozumiał, do jakiego miejsca trafił, lepiej dla niego, by szybko to pojął. A udowadniać, że Legia pod jego wodzą może być dobra, musiał już od meczu pucharowego z Górnikiem, ponieważ kolejnej kompromitacji mógłby nie przetrwać. Nie budujmy sztucznie napięcia i napiszmy od razu: Legia zagrała całkiem niezły mecz, ale właśnie, zwycięstwa kibice Wojskowych znów nie uświadczyli.
O ile goście do szesnastki Górnika Zabrze rozgrywali przyzwoite zawody, to jednak gdy trzeba było postawić kropkę nad “i”, zawodziła skuteczność. Najbardziej rozklekotany celownik przywiózł ze sobą chyba Szymański, bo powinien kończyć to spotkanie z dwoma trafieniami. Raz nie potrafił wykończyć patelni, którą musi sfinalizować średnio rozgarnięty uczestnik zajęć wychowania fizycznego – Vesović trafił po interwencji Loski w słupek, ale piłka zaraz spadła pod nogi młodego Polaka. Szymański miał masę czasu, mógł zrobić wszystko, przyjąć, spytać bramkarza gdzie chce dostać strzał, lecz zamiast tego straszliwie skiksował. Była jeszcze sytuacja, kiedy po ładnej klepce Szymański wyszedł właściwie sam na sam z Loską, ale znów uderzył przeciętnie i golkiper Górnika poradził sobie z tą próbą bez większych problemów.
Nos snajperski zawodził też Hamalainena, gdy Loska w pierwszej połowie wyjął jego uderzenie w krótki róg, oraz Eduardo, kiedy napastnik (albo piłkarz grający na tej pozycji, patrząc na liczby „gwiazdora”) z bliska nie pokonał bramkarza gospodarzy.
W końcu jednak wpadło – stratę w środku pola zanotował Kurzawa, chwilę potem piłka trafiła pod nogi Hamalainena, ten odegrał do Vesovicia, a Czarnogórzec przymierzył już idealnie, Loska akurat wtedy nie miał nic do powiedzenia. No, ale właśnie: świetnie dla Legii, że wyszła na prowadzenie, jednak to powinno stać się już długo wcześniej, a gol Vesovicia powinien być jedynie podwyższeniem wyniku. Przy 1:0 Górnik wciąż był w grze i mimo że grał słabo, swoją szansę wykorzystał.
Jeden rzut wolny – tyle wystarczyło gospodarzom, by to spotkanie przedefiniować. Kurzawa kopnął bardzo dobrze, może Cierzniak mógł zrobić jeszcze więcej, ale oddajmy jednak cesarzowi co cesarskie i pozostańmy przy tym, że klasę pokazał pomocnik zabrzan. I jak do tamtej pory Górnik wyglądał marnie, to potem mógł nawet z Legią wygrać. Tym razem jednak skuteczność zawiodła gospodarzy, w tym Kądziora, który raz, zamiast podawać do Angulo, strzelał niecelnie, a w innym wypadku jego bombę pod poprzeczkę wyjął Cierzniak.
Pewnie dla sprawiedliwości futbolu – jeśli taka istnieje – dobrze się stało, bo Legia na porażkę akurat dziś nie zasłużyła. Ma też niezły wynik, 1:1 na wyjeździe, ale kwestia awansu do finału jest wciąż otwarta i rewanż zapowiada się smakowicie.
Górnik Zabrze – Legia Warszawa 1:1
Kurzawa 75′ – Vesović 62′
Fot. FotoPyk