W niemieckich mediach tematy chwilowo się wyczerpały. Sprawa Goetze została przerobiona na wszystkie możliwe strony, transfer Lewandowskiego chwilowo się przejadł (brzmi nieprawdopodobnie), a na upragnionego Guardiolę trzeba trochę poczekać. Podczas, gdy w Hiszpanii Mourinho robi ciągły szum wokół Realu, w Anglii nastąpił mały koniec świata, w Niemczech… rozpoczęło się już odliczanie do finału Champions League. „Bild” od kilku dni prezentuje cykl związany ze starciem Bayernu z Borussią i aż zastanawiamy się, czy pomysły po drodze się nie wyczerpią. Z ostatnich ciekawych materiałów, zanim rozpocznie się sztampa, wyciągnęliśmy kilka ciekawostek.
1. Wielka kasa idzie do Niemiec…
W niektórych ligach kluby traktują europejskie puchary – a zwłaszcza Ligę Europejską – ze sporym przymrużeniem oka. Niemcy pokazują, że na międzynarodowej arenie można naprawdę nieźle zarobić, bo oba kluby zgarnęły już po około 60 milionów euro. A to przecież nie koniec, bo triumfator LM bierze jeszcze dziesięć i pół, przegrany – o cztery mniej.
Rozpatrując aspekt finansowy, nie można zapominać, że niespełna 40 milionów euro za Mario Goetze dostała Borussia Dortmund (od Bayernu). Czy zamierzali go sprzedawać, czy nie – kolejny, mocny zastrzyk gotówki do klubu i tak trafił… A te sześć dych zarobione tylko na Champions League to więcej, niż wartość całej drużyny piątego w tabeli Eintracht („Bild” po raz kolejny w ostatnich tygodniach powołuje się na Transfermarkt).
2. Bayern jest lepszy, większy, bogatszy, ale…
Wszelkie liczby wskazują na korzyść Bawarczyków. Oczywiście, Bayern jest bardziej utytułowany we wszystkich rozgrywkach, generuje wyższe zyski, kupuje piłkarzy za większe pieniądze i ma skład o wyższej wartości rynkowej. To wszystko wiemy. Ciekawe jest jednak to, iż klub z Monachium od głównego sponsora Telecomu dostaje rocznie trzydzieści milionów, BVB od firmy Evonik – piętnaście.
3. Szesnaście lat w Dortmundzie, dwanaście w Monachium…
Tyle czasu upłynęło od ostatnich triumfów w Lidze Mistrzów tych klubów. Tamte wieczory doskonale przede wszystkim pamięta Oliver Kahn, bramkarz drużyny z Bawarii, i…
– Byłem lekko wkurzony, że musiałem tak długo siedzieć na ławce. Hitzfeld mi tłumaczył, że mam być jokerem, że taki jest plan, ale mnie ten plan kompletnie nie odpowiadał – mówił Lars Ricken, który… jedenaście sekund po wejściu odciął Juventus od tlenu i przesądził o pucharze. A Kahn? No, on został bohaterem cztery lata po Rickenie, kiedy Bayernowi przyszło zmierzyć się z Valencią i traumą roku 1999 (Beckenbauer: „tak pechowej porażki nie widziałem nigdy w życiu”).
4. Czy finałowa trauma powraca?
No właśnie, „Bild” przypomina wydarzenia sprzed roku, sprzed trzech i sprzed czternastu. Słynny mecz z Manchesterem United, Inter Jose Mourinho i niedawno Chelsea. Było blisko, bardzo blisko… W Monachium przekonują, że już zapomnieli, co wtedy się działo. Ł»e 25 maja na Wembley przeszłość nie będzie miała żadnego znaczenia i nie odegra żadnej roli. Ł»adnej! Ale z drugiej strony, co innego mieliby powiedzieć?

