29. stycznia 2013. France Football publikuje wyniki dziennikarskiego śledztwa, według którego Katar uzyskał prawo organizacji Mundialu 2022 w drodze korupcji. 4. lutego 2013. Europol na specjalnie zwołanej konferencji informuje o dowodach na ustawienie 380 spotkań od rozgrywek krajowych, po Mistrzostwa Świata.
Skandal? Czy właśnie skumulowały się dwie największe afery w historii futbolu? Chyba nie, przynajmniej medialna wrzawa nie oddaje skali afery, która właśnie toczy się gdzieś za kulisami trwających rozgrywek ligowych i pucharowych. Czy coś nam umyka? Czegoś nie dostrzegamy? Moim zdaniem tak. Moim zdaniem właśnie dzieje się coś wielkiego.
Łona rapował kiedyś: „zdziwiłbym się, gdybym tylko potrafił się jeszcze dziwić”. Ten wers najlepiej oddaje reakcję środowiska dziennikarstwa sportowego na rewelacje ujawnione przez France Football. Decyzja o przyznaniu prawa do organizacji MŚ 2022 Katarowi była kontrowersyjna? Chyba nawet coś więcej. Była to jedna z najmniej zrozumiałych decyzji podjętych kiedykolwiek przez piłkarską centralę. Katar nie ma nic, prócz petrodolarów, co mogłoby przyciągnąć cały piłkarski świat do tego małego i przygniatającego klimatem państwa na Bliskim Wschodzie.
Jednak coś w całej tej sytuacji nam umknęło. Pierwszych kilka komentarzy na ten temat może i było nasyconych niedowierzaniem, ale wkrótce takie głosy zostały skutecznie stłumione przez zgodny chór piłkarskich starych wyg, co to z niejednego futbolowego pieca chleb jadły? Jesteście zaskoczeni? Naprawdę? Przecież wszyscy o tym wiedzieli. Tylko nikt nie mówił na głos, bo jeszcze ktoś wrzuciłby nas do szufladki podpisanej „oszołomy”, a stamtąd nie ma powrotu. Ty nie wiedziałeś piłkarski laiku?
Eryk Mistewicz często mówi o żywotności newsów w mediach elektronicznych. Albo coś przykuwa uwagę, albo szybko znika w morzu innych wiadomości, z których każda ma potencjał na zdominowanie przekazu dnia. Najpierw jest czołówka, potem druga strona. Trzecia. A potem śmietnik-news umarł. O wszystkim decydują programy, które intensywnością kolorów sugerują informatykom, co ludzie czytają, co ich interesuje. Kolor czerwony? Świetnie, nie spuszczamy z czołówki. Niebieski? Na to nikt nie klika, dajemy coś nowego.
Dokładnie tak było z newsem o katarskim przekręcie. Katar coś kupił? No skoro śpią na forsie, to kupili. My gdybyśmy mieli petro-, czy też łupkozłotówki, to pewnie też coś byśmy kupili. A że nie mamy, to kupuje Katar. News szybko stracił blask i mało kto zauważył sedno, coś z czego można było zrobić wiadomość nie tylko poranka, ale i główny temat programów informacyjnych. Ł»aden z ogólnopolskich portali nie zatytułował wiadomości w taki sposób: „Prezydent Sarkozy pośredniczył w procederze korupcyjnym” lub w taki: „Platini sprzedał mistrzostwa za petrodolary”. I właśnie tutaj coś nas ominęło.
Gdybyśmy zostali poinformowani, że Włosi kupili mecz na MŚ 2010, to pewnie nikt nie zbulwersowałby się tym faktem jakoś specjalnie. Ot, kolejny dowód na cwaniactwo południowców. Ale gdyby ktoś nam powiedział, że pieniądze pod szatnią przekazywał Marcello Lippi, trener drużyny, która zdobyła mistrzostwo świata, wtedy z pewnością wielu byłoby zszokowanych. A jeśli rewelacje France Football się potwierdzą, to właśnie to samo zrobili Katarczycy. Oni nie kupili delegatom z Chin drogich zegarków, a działaczom z Afryki nie opłacili weekendu z polskimi modelkami. Oni uderzyli na sam szczyt, dostali się do osób, które teoretycznie powinny być poza zasięgiem takich propozycji. Katarczycy zburzyli mur, który wydawał się być nie do przebicia. Właściciel dwuosobowej firmy z Rzeszowa nie może liczyć na wspólne interesy z Microsoftem, czy Apple. Działacz z Kataru nie może swobodnie rozmawiać o procederze korupcyjnym z szefem europejskiej piłki. Przynajmniej do niedawna nie mógłâ€¦
Podobne reakcje zapanowały po konferencji Europolu. Ci, którzy wygłupili się za pierwszym razem i wyrazili niedowierzanie domniemanym sprzedaniem Mundialu, tym razem utrzymali nerwy na wodzy i dołączyli do niczym niewzruszonych komentatorów. Jesteście zdziwieni? Przecież mecze były, są i będą sprzedawane. Taka natura ludzka. Konia z rzędem temu, kto znajdzie tekst, w którym wyrażone jest zdecydowane oburzenie i niedowierzanie raportem Europolu.
Ale i tym razem coś nam umknęło. Korupcja była, jest i będzie? Pełna zgoda. Tego nigdy nie zwalczymy w stu procentach. Tyle tylko, że i tutaj odbiera się nam resztkę złudzeń. Bo nie mówimy o trzeciej lidze włoskiej, czy chińskiej ekstraklasie. Mówimy o Lidze Mistrzów i Mistrzostwach Świata. Jeśli w futbolu istniały swego rodzaju świętości, mecze czyste jak łza, to mogły być to jedynie spotkania w LM, lub na MŚ. Mogły być do wczoraj. Czar prysł.
Gdzieś w tym wszystkim bardzo znamienne są reakcje dziennikarzy. Czy jest to widoczne tylko w naszym kraju? W środowisku piłkarskim tak przeżartym korupcją, że nic nie może nas zaskoczyć i zdziwić moglibyśmy się tylko, gdybyśmy jeszcze potrafili się dziwić? Swego czasu Krzysztof Stanowski zamieścił na weszło tekst na temat jego doświadczeń z biurami podróży. Wydźwięk był taki: biura podróży zdzierają konkretne pieniądze z nieświadomych, pragnących egipskich plaż turystów, a procederem tym nikt się nie zajmuje i nikt go nie nagłaśnia – kto głupi ten lgnie do biur podróży i przepłaca za dwa tygodnie przy hotelowym basenie.
Tylko, czy taka sama sytuacja nie ma miejsca w przypadku dziennikarstwa piłkarskiego i afer, które przed chwilą ujrzały światło dzienne? Czy mamy pewność, że ktoś wcześniej nie badał metod działania biur podróży, ale uznał, że przecież jest to sprawa oczywista, wszyscy o tym wiedzą i nie ma sensu tego nagłaśniać? Czy tak samo nie zachowują się dziennikarze żyjący z pisania o futbolu? „Przecież my o korupcji już wiemy, nikt nie może być zaskoczony. O, zaraz wkleję mój artykuł sprzed dwóch lat, tam jest wszystko opisane.” Czy warto nagłaśniać i pisać o pierwszym golu samobójczym CR7? O tym, że Robert Lewandowski chciał strzelać karnego i teraz jest trochę zły na Błaszczykowskiego? W momencie, gdy za kulisami dzieją się rzeczy naprawdę ważne?
W innym tekście Krzysztof Stanowski pisał, że jeżeli wejdzie się w środowisko boksu zawodowego, to traci się wszelkie złudzenia. Widzi się jak na dłoni procesy rządzące tym sportem i więcej autentyczności można dostrzec oglądając wrestling, bo tam przynajmniej nikt nie udaje, że to sport na poważnie. I pytanie do Was, drodzy dziennikarze: czy będąc blisko środowiska piłkarskiego nie macie podobnych wrażeń? My, czyli osoby z drugiej strony komputera, czy też czytelnicy Waszych gazet, nie mamy kontaktu z piłkarzami, czy to aktywnymi, czy też emerytowanymi. A nawet jeśli mielibyśmy, to i tak nikt nie zwierzy się zupełnie obcej osobie z czynu przestępczego. Czy piłka to jeszcze piłka, czy już trochę taki wrestling? Czy jeśli za kilka lat wybuchnie kolejny skandal korupcyjny (a w międzyczasie Arabia Saudyjska zostanie trzecią siłą piłkarską świata, najlepszym zespołem klubowym będzie PSG, na zmianę z Anży, a Messi i Fabregas będą kopali w Tajlandii, bo po ujawnieniu skandalu dopingowego nikt w Europie ich chciał nie będzie), Wy, drodzy dziennikarze ograniczycie się do zdawkowego odnotowania newsa, bo przecież i tak wszyscy o tym wiedzieli? Czy to jeszcze zabawa dla wszystkich, czy też tylko dla nielicznych, dla smutnych panów bez imion, bez rysopisów i nie zostawiających dowodów swojej przestępczej działalności?
Miałem zabawkę – naszą rodzimą Ekstraklasę, ale potem przyszli panowie w już dawno niemodnych garniturach, razem z przeciętnymi piłkarzami i umorusali ją niemiłosiernie. Umorusali i pojechali dalej, prosto do Wrocławia. Od tej pory już nie mam tyle radości z zabawy. Znalazłem więc inną – Serie A. Aż ktoś mi powiedział, że gwiazdami nie są tam Del Piero, Totti, czy Zanetti, a drogie zegarki, ekskluzywne hotele i obietnice szybkiego awansu. Teraz mam Ligę Mistrzów i Mundial, ale właśnie ktoś chce mi powiedzieć (a ja bardzo nie chcę tego słyszeć), że te zabawki to singapurskie podróbki.
In St