Reklama

Turan z wozu, Barcelonie lżej. Arda ląduje w Basaksehirze

redakcja

Autor:redakcja

13 stycznia 2018, 15:36 • 8 min czytania 2 komentarze

Kojarzycie na pewno tę zabawkę dla małych dzieci – pudełko z dziurami na klocki w kształcie różnych figur geometrycznych, które trzeba odpowiednio dopasować, by umieścić je w środku. Nie włożysz kwadratowego elementu w trójkątny otwór, choćbyś nie wiadomo jak bardzo się starał. Z piłkarzami jest podobnie – niektórzy po prostu nie pasują do danego zespołu i nie ma co ich pchać na siłę. Tak było chociażby z Ardą Turanem, który odbił się od Barcelony, choć wydawało się, iż będzie cennym uzupełnieniem zespołu.

Turan z wozu, Barcelonie lżej. Arda ląduje w Basaksehirze

Turek przechodził z Atletico do Blaugrany w newralgicznym dla tego drugiego klubu momencie. Katalończycy musieli czekać na niego sześć miesięcy, bo choć kupili go latem 2015 roku, to ze względu na zakaz transferowy nie mogli zarejestrować pomocnika przed styczniem 2016. – Nie ma co porównywać, intensywność na treningach oraz meczach to zupełnie dwie rożne rzeczy – mówił niedawno Ernesto Valverde w kontekście Ousmane Dembele, lecz równie dobrze te słowa pasowałyby do wcześniejszej sytuacji Ardy. I choć on akurat pozostawał zdrowy przez cały okres oczekiwania na grę, to ostatecznie niewiele mu on dał. Proces adaptacji po prostu się przedłużył.

Turana sprowadzano do Barcelony na życzenie jej ówczesnego trenera, Luisa Enrique – a przynajmniej tak lokalne media opisywały tę sprawę – więc można mu przypisać sporo winy za zmarnowanie potencjału Turka. Lucho bowiem ewidentnie nie miał pomysłu na to jak wykorzystać zalety nowego gracza. Widział go głównie w roli zastępcy dla Andresa Iniesty, sprawiając tym samym, iż zamiast atutów, bardziej eksponował wady byłego Rojiblanco. Przede wszystkim nie za bardzo chciało mu się harować w defensywie, co zakrawa na spory paradoks, biorąc pod uwagę to, że wcześniej grał u Diego Simeone.

Nigdy nie zarzucano mu braku woli walki – przeróbki Leonidasa na Turana z filmu „300” nie wzięły się znikąd – bo kiedy trzeba było, to jeździł na tyłku. Z drugiej strony kiedy tylko mógł, to się oszczędzał, a bronienie pozostawiał kolegom. Kibice Atletico lubili sobie poużywać na Ardzie, zwłaszcza po wywiadzie, w którym stwierdził, iż w drużynie Cholo trzeba za dużo biegać. Kiedy odchodził z Vicente Calderon hiszpańscy dziennikarze wyliczyli, iż pod względem przebywanych podczas meczu kilometrów, był w samej końcówce hierarchii regularnie grających zawodników.

W Barcelonie historia się powtórzyła, przez co każdy miał ograniczone zaufanie do Turka. Próbowano go więc na skrzydle, ale wtedy jeszcze po Camp Nou hasał Neymar, więc jasne było, że Arda nie nawiąże z nim równorzędnej walki o miejsce w składzie. Podczas występów na tej pozycji wychowanek Galatasaray spisywał się jednak najlepiej. Wydatnie pomógł w rozbrajaniu Betisu, Athleticu, Las Palmas czy Herculesa i Gladbach. Dwóm ostatnim zapakował nawet po hattricku, ale żaden z tych meczów również nie zmienił jego sytuacji.

Reklama

Jest w tym coś, że kibice Barcelony są rozpieszczeni zarówno złotą epoką w historii klubu pod względem liczby zdobytych trofeów, a także efektownego stylu gry, ale mieli też sporo racji w swoim sceptycyzmie wobec Turana. Nie bez powodu akapit wcześnie wymieniliśmy zespoły, którym pomocnik mocno uprzykrzał życie. Musicie przyznać – nie jest to zbyt imponująca lista. Krytycy Turka dostali zatem kolejny argument do swojej i tak pokaźnej talii – Duma Katalonii zapłaciła za niego około 35 milionów euro, jednak luksusowa w tym transferze była jedynie jego cena. Jeśli płacisz tyle pieniędzy za jakiegoś gracza (działo się to przed ogromną inflacją na rynku), to oczekujesz, że i z mocniejszymi rywalami pokaże coś ciekawego, a nie tylko będzie statystował w ważniejszych spotkaniach.

Kiedy latem 2015 roku ogłoszono przeprowadzkę Ardy z Vicente Calderon na Camp Nou, wiele osób obawiało się o ekonomiczny aspekt tego transferu. Wychowanek Galatasaray miał wówczas 27 lat, więc można było zakładać, iż kilka ładnych sezonów pogra na przyzwoitym poziomie. Problem pojawiał się w chwili, gdy zaczynano się zastanawiać – a co będzie, jeśli nie odpali? Cules wykrakali, bo faktycznie tak się stało, a że Turan ma już 30 wiosen na karku, to nikt nie chciał za niego płacić.

Dziś ten przypadek stawia się za wzór źle obmyślonego transferu. Temat powrócił latem jak bumerang chociażby przy okazji kontraktowania Paulinho, bo tu scenariusz jest podobny – ryzyko było spore, Brazylijczyk miał 29 lat, a Barca dawała za niego 40 baniek. Kluczowa jest ta różnica, że on przynajmniej daje drużynie odpowiednią jakość. Były piłkarz Guanzghou znacznie lepiej wprowadził się do szatni Blaugrany, a i Ernesto Valverde ma sporo pomysłów na odpowiednie wykorzystanie go.

El Txingurri to trener pragmatyczny pod względem taktycznym. Zachowuje pewien określony styl gry dla swojej drużyny, ale w dużym stopniu dopasuje strategię na mecz pod danego rywala. Dlatego też Arda mógł spodziewać się, iż nowy szkoleniowiec da mu więcej szans. Całkiem niezły z niego piłkarz-zadaniowiec, co niejednokrotnie udowadniał za czasów występów w Atletico, lecz jak pokazał czas, Turek pomylił się kompletnie.

Valverde zupełnie odstawił go na boczny tor. W obecnym sezonie Turan w barwach Barcelony nie rozegrał ani jednej minuty. Sporo czasu spędzał natomiast w gabinetach lekarskich, w niejednej aptece dostał zapewne kartę stałego klienta. Jego problemy ze zdrowiem zaczęły się zimą 2017 roku – najpierw stracił cały luty, wrócił na jeden mecz i ponownie przepadł na półtora miesiąca. Latem z kolei pisało się o nim w kontekście kontuzji pleców, jesień zaś stracił przez uraz śródstopia.

Reklama

nintchdbpict000268759790

Spekulacji na temat stanu zdrowia Ardy było sporo. Podejrzewano, iż kolejne urazy to tak naprawdę zasłona dymna i najłatwiejszy sposób wytłumaczenia niechęci El Txingurriego do piłkarza. Działanie na zasadzie – ok, chłop sobie kompletnie nie radzi, więc PR-owo lepiej będzie, jeśli wytłumaczymy to kontuzją. Plotkowano tym bardziej, że latem po internecie zaczęły krążyć zdjęcia przedstawiające Turka na wakacjach. Bynajmniej zawodowego sportowca nie przypominał… No, może poza Rafałem Murawskim. Był to zresztą kolejny powód, przez który Valverde go skreślił.

O Turanie łatwo byłoby zapomnieć, gdyby nie obciążał znacznie budżetu płacowego Barcelony. Według informacji Mundo Deportivo był on szóstym najlepiej zarabiającym piłkarzem w kadrze zespołu, co dodatkowo utrudniało pozbycie się go. Z powodu pensji pobieranej przez wychowanka Galatasaray swego czasu upadł jego transfer właśnie do tego klubu. Lwy ze Stambułu szukały nawet specjalnego sponsora, dzięki któremu mogliby utrzymać Ardę w drużynie, ale nikt nie chciał wykładać na niego wielkich sum.

Ostatecznie zaufał mu Istanbul Basaksehir. Około południa oficjalnie ogłoszono przejście Turka do ekipy, która była jedną z rewelacji poprzedniego sezonu ligi tureckiej i do samego końca rozgrywek biła się z Besiktasem o tytuł mistrzowski. Klub ten jest mocno wspierany przez samego Recepa Erdogana, swoją drogą znajomego naszego bohatera. Był prezydent Turcji pojawił się nawet na ślubie Turana, więc wydaje się, że Arda raczej nie uświadczy krzywdy grając na co dzień na stadionie imienia Fatiha Terima (więcej szczegółowych informacji na temat nowego klubu Turana znajdziecie w tekście Leszka Milewskiego).

„Deal” Barcelony z Basaksehirem jest jednak dość nietypowy, ponieważ pomocnik przeszedł do nowej drużyny na zasadzie wypożyczenia, które ma potrwać… 2,5 roku. To tylko pokazuje jak dużą desperację wykazywali zarządcy Blaugrany w chęci pozbycia się Turka. W końcu też nie najlepiej świadczy to o planowaniu budowy kadry z ich strony, bo pomimo, iż Duma Katalonii sporo oszczędzi na niewypłacaniu mu pensji, raczej nikt nagle nie zgłosi się po niego oferując walizki pełne pieniędzy. Barcelona co prawda zachowała prawo do sprzedaży Ardy w dowolnym z nadchodzących okienek, lecz nie oszukujmy się – chyba tylko Chińczycy mogliby wyłożyć za niego konkretniejszą sumkę. Nie sądzimy jednak, by nawet oni dali się nabrać na kolejny trefny towar z Europy.

* * *

Plotki o powrocie Turana do Turcji pojawiały się praktycznie równorzędnie z pierwszymi mówiącymi o tym, że Barcelona chce się go pozbyć. Ojczyzna była dla niego naturalnym kierunkiem. Najpierw mówiono o powrocie do ukochanego Galatasaray. Klubu, który go wychował, uczynił na lata najdroższym Turkiem w historii ligi i otworzył drzwi do wielkiej kariery. W tle spekulacji widniał też herb Besiktasu. Zastanawiano się, pod czyją umową złoży parafkę, aż nagle pojawiło się zainteresowanie Basaksehiru. I w przeciwieństwie do wcześniej wymienionych ekip, zamiast przeciągających się miesiącami plotek, były konkrety. Prezes klubu Goksel Gumusdag poleciał do Barcelony na rozmowy z piłkarzem i szefostwem Barcy.

Z perspektywy Basaksehiru, to wysłanie wyraźnego sygnału, że chce zadomowić się w czołówce tureckiej ligi. Wcześniej zatrudnili Adebayora czy Clichy’ego, ale w różnych tamtejszych klubach takich pokazów siły było już sporo i zazwyczaj prowadziły one do rozczarowania. Jednak Turan nie jest zagraniczną gwiazdą szukającą ciepłego miejsca na emeryturę za grube miliony, a ikoną. I wciąż najlepszym tureckim piłkarzem, choć po ostatnim Euro był głównie krytykowany. Basaksehir rok temu dał sobie wydrzeć mistrzostwo na ostatniej prostej. Teraz ma być inaczej. Chce rywalizować z wielką stambulską trójcą, nie tylko jeśli chodzi o pieniądze, ale i prestiż.

Dla Basaksehiru ściągnięcie kolejnej gwiazdy, tym bardziej takiej, to coś więcej niż wzmocnienie na boisku. Trzeba spojrzeć na to biznesowo. Jeszcze niedawno mówiło się, że klub może zostać sprzedany Chińczykom i aby doprowadzić transakcję do finału potrzebuje rozgłosu i poprawy frekwencji, a Turan może okazać się kluczem. Kluczem do finalizacji umowy, wielkich pieniędzy i rewolucji w tureckiej piłce. Bo taką byłoby pojawienie się czwartej potęgi w Stambule.

Skąd Basaksehir wziął na to kasę? Mówi się, że zapłacą połowę pensji piłkarza Barcelony. To wciąż mniej niż dostaje chociażby Adebayor. Natomiast trener Abdullah Avci twierdzi, że to zdecydowanie obciąży ich budżet, ale kto jak nie Turan jest tego wart? Klub dzięki mądrym transferom ma w budżecie kilkanaście milionów nadwyżki po sprzedaniu Cengiza.

Przy postaci trenera należy się zatrzymać. Abdullah Avci ma za sobą pracę jako selekcjoner reprezentacji Turcji i w debiucie opaskę kapitana wręczył właśnie Turanowi. Mimo że w kadrze miał „swoich” ludzi, których znał zdecydowane lepiej. Obaj panowie pewnie to pamiętają. Teraz okiełznanie i pobudzenie Ardy będzie dla niego wyzwaniem, ale Avci w Turcji jest znany z dawania drugich szans. Wycieranie piłkarzy z kurzu to wręcz jego specjalność. Inna sprawa, że gościa tak dołującego jak Turan chyba jeszcze nie miał.

MB, SS

Podziękowania dla Filipa Cieślińskiego za informacje prosto z rynku tureckiego.

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
10
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

2 komentarze

Loading...