By stać się popularnym piłkarzem wcale nie trzeba posiadać dużego talentu. Wystarczy wyzbyć się skrupułów, wykorzenić resztki człowieczeństwa, kierować pierwotnymi instynktami i zachowywać się jak zwierzę, albo niezrównoważony psychopata. Defensor Levante – David Navarro nigdy nie grzeszył boiskowymi umiejętnościami i nie wybijał się ponad przeciętność. Mimo to od czasu do czasu potrafił wygospodarować dla siebie pierwsze strony gazet. Niedawno przypomniał światu, że jego zła reputacja brutalnego, żądnego krwi agresora ciągle żyje i ma się bardzo dobrze. W miniony weekend do swojej prywatnej kolekcji poturbowanych gwiazd dołączył Cristiano Ronaldo.
Była dopiero trzecia minuta spotkania Realu z Levante, gdy Navarro wyskoczył z Juanfranem do górnej piłki i przy okazji, z premedytacją zahaczył łokciem o Ronaldo, rozcinając mu łuk brwiowy. Krew polała się strumieniami. Lekarze dopiero po kilku minutach zatrzymali krwotok i przywrócili Portugalczyka do gry, który zresztą potem odpłacił się rywalom i wpisać na listę strzelców. Boisko opuścił jednak już w przerwie, bo… zaczął tracić wzrok (na szczęście tylko chwilowo). Na pewno nie zagra w towarzyskim meczu reprezentacji Portugalii z Gabonem.
Za swój czyn Navarro powinien zapłacić otrzymać nie tylko czerwoną kartkę, ale również kilka spotkań dyskwalifikacji, a nawet grzywną finansową. Ale nic z tych rzeczy ! Widać dla Cesara Fernandeza, widok rozciętego łuku brwiowego i spora ilość krwi to niedostateczny powód, by wyciągnąć z kieszeni chociaż żółty kartonik. Strach pomyśleć co strasznego musiałoby się wydarzyć, żeby skłonić tego pana do odnotowania przewinienia !
Wracając jednak do Navarro – on sam nie bardzo poczuwa się winy i nie widzi w swoim zachowaniu niczego zamierzonego: -Ł»ałuję, że wyrządziłem krzywdę, ale to naprawdę było przypadkowe zagranie. Zadzwoniłem do Ronaldo, spytałem się o zdrowie i życzyłem jak najszybszego powrotu -tłumaczy Navarro. Oczywiście. To nie on, tylko jego ciemna strona wyskoczyła do piłki i wystawiła łokieć widząc, że tuż przed nim truchta Ronaldo…
-Dlaczego w takim razie zadzwonił dzień po meczu, a nie tuż po ostatnim gwizdku ? – pyta na antenie programu „Punto Pelota”, Tomas Roncero – redaktor naczelny madryckiego dziennika AS. -Real powinien wystąpić o ukaranie Navarro. To co zrobił to hańba i to nie tylko dla niego, ale również dla sędziego, który nie wyciągnął odpowiednich wniosków. Pamiętajmy, że Navarro to przecież recydywa ! – dodaje.
I rzeczywiście lista przewinień Navarro jest naprawdę pokaźnej długości. Po raz pierwszy dał się we znaki w 2004 roku, gdy zaatakował wślizgiem kolano Luisa Figo.
Ale tak naprawdę, świat usłyszał o nim dopiero trzy lata później, po wydarzeniach w meczu Valencia-Inter w Lidze Mistrzów. Kiedy na boisku trwała ostra szamotanina między zawodnikami, on wbiegł z ławki rezerwowych i mierzonym ciosem złamał nos Nicolasa Burdisso. Potem uciekał w popłochu przed próbującymi go dorwać zawodnikami Interu. Zajście obiegło cały świat.
Za swój czyn został ukarany siedmioma miesiącami zawieszenia we wszystkich rozgrywkach (karę skrócono potem o miesiąc).
Niewiele sobie jednak z tego zrobił. W minionym sezonie podbiegł jak gdyby nigdy nic do stojącego bez piłki Leo Messiego i nadepnął go na kostkę, a następnie odszedł udając, że nic się nie stało.
Jednak zdecydowanie najbardziej dał się we znaki Athletic Bilbao. Co chwila celowo uderzał łokciami piłkarzy przeciwnika. I tak Javiemu Martinezowi poleciała krew z nosa, a Fernando Llorente tak mocno ucierpiał w wyniku powietrznego pojedynku, że konieczne okazało się założenie trzech szwów z tyłu głowy. Sam winowajca zaliczył przy tym teatralny upadek i…opuścił murawę. -Oprawca uciekł na noszach – pisał wtedy dziennik „El Mundo”. -Nie wiem czemu Navarro upadł. Może przestraszył się krwi ? Za swoje przedstawienie powinien otrzymać Oscara – śmiał się obrońca Mikel San Jose.
Kogo Navarro upatrzy sobie następnym razem ?
DANIEL KAWCZYŁƒSKI
dkawczynski.wordpress.com
