Chociaż w sobotę Anthony’ego Joshuę czeka potyczka z Francuzem Carlosem Takamem, to w tle wciąż trwa dyskusja o szansach na bitwę o Anglię, czyli walkę z Tysonem Fury. Plotki jeszcze bardziej podgrzał ostatnio sam mistrz, który publicznie zadeklarował nawet… pomoc i wsparcie w jego powrocie na ring. Brzmi słodko, ale wiadomo, że to gra o górę hajsu, a walka z „Królem Cyganów” byłaby tego gwarancją. Czy jest na to szansa?
Anthony Joshua, zapraszając Fury’ego do tańca, daje jasny sygnał: sobotnia walka w Cardiff z Takamem to po prostu obowiązek do odhaczenia, taka trochę rozgrzeweczka przed grubszymi pojedynkami. Sorry Tyson, to tylko gra słów, żaden przytyk do Ciebie. Nic więc dziwnego, że zamiast grzać się weekendową galą, kolejny raz szeroko komentowane są jego słowa o chęci skrzyżowania rękawic z byłym mistrzem świata, który po raz ostatni stanął między linami w 2015 r. podczas zwycięskiej walki z Władimirem Kliczką.
– Nie tracę nadziei, że wyjdę z nim na ring. Uwierzcie mi, wkrótce się spotkamy. Wszystko to co czytacie, co dzieje się między nami w mediach społecznościowych, również dzieje się za kulisami. Potrzebujemy ludzi takich jak on. Jego powrót byłby dobry dla sportu i przyniósłby korzyści dla wszystkich – mówił cytowany przez „The Sun” Joshua, mając pewnie przed oczami gigantyczną gażę, jaką zarobiłby w takiej bitwie. Propozycja więc padła, ale Fury musi wziąć się do roboty, bo jeszcze trochę i zdecydowanie łatwiej będzie go przeskoczyć niż obejść.
Przypomnijmy krótko, jak wygląda dziś jego sytuacja. Chłop od jesieni ubiegłego roku pozostaje bez licencji bokserskiej, którą zawiesiła mu brytyjska komisja bokserska (BBBofC). Było to oczywiście pokłosiem wpadki dopingowej. A glejt odzyska tylko wtedy, kiedy zarzuty wobec niego wycofa komisja antydopingowa. Sam Fury, chociaż drzwi do boksu ma na razie zamknięte, regularnie zaczepia jednak w mediach aktualnych mistrzów, a ostatnio nawet będącego już na emeryturze Witalija Kliczkę. Zaczęły więc pojawiać się informacje, że być może będzie chciał wrócić do treningów.
Przypomnijmy, facet już dwukrotnie kończył karierę, a ostatni raz zrobił to w lipcu. Napisaliśmy o nim wtedy większe story, ale w kościach czuliśmy, że klepaliśmy kolejne akapity po próżnicy. Zanim skończyliśmy pisać, Tyson zmieniał pewnie zdanie co do swojej przyszłości jeszcze jakieś 6-8 razy. Mówimy przecież o gościu, który – jak sam o sobie opowiadał – w jednej chwili ma ochotę polecieć na księżyc, żeby sekundę później pędzić samochodem i rozpieprzyć się o ścianę.
Czy dawny champion byłby więc w stanie pozbierać się do kupy?
Janusz Pindera, ekspert bokserski: – Myślę, że taka bitwa nie jest teraz możliwa. Eddie Hearn (promotor Joshuy – red.) mówił wyraźnie, że ma już zaplanowany kalendarz, oczywiście z góry zakładający wygraną z Takamem. Najpierw na 3 lutego zarezerwowano halę O2 Arena w Londynie, gdzie ma odbyć się walka unifikacyjna z Josephem Parkerem. Później jest mowa o pojedynku z Deontayem Wilderem, gdzie są dwa warianty: Wembley lub Stany Zjednoczone, w zależności od tego, kto ile pieniędzy wyłoży. Jeśli to wszystko wypali, to ewentualnie dopiero wtedy mógłby pojawić się Fury. Pytanie, czy uda się go na tyle zmobilizować, żeby wrócił na ring, zrzucił kilkadziesiąt kilogramów i przede wszystkim rozwiązał całą historię z dopingiem. Taka walka na pewno jednak sprzedałaby się jak świeże bułki, każdy obiekt na Wyspach Brytyjskich – Wembley czy Cardiff – zostałby wyprzedany. I wszystko odbyłoby się pewnie pod hasłem „To ci dwaj, którzy pokonali Władimira Kliczkę”.
Jak mówi Andrzej Kostyra, komentator i szef sportu w „Super Expressie”, taka walka byłaby absolutnym hitem. – Byłaby pewnie rekordowa jeśli chodzi o wpływy i zainteresowanie, bo z jednej strony mielibyśmy wspaniałego boksera, czyli Joshuę, a z drugiej dobrego pięściarza i wielkiego showmana, czyli Fury’ego. To sprzedałoby się rewelacyjnie, ale czy taki układ jest realny w ciągu najbliższego roku? Moim zdaniem raczej w ciągu dwóch lat. Fury wciąż jest zawieszony, chociaż oczywiście w boksie różne historie się zdarzały. Musi jednak przede wszystkim zrzucić z siebie trochę rdzy i pewnie ze dwadzieścia kilogramów – mówi.
Odpowiedź na pytanie, czy taki głośny powrót jest możliwy, zna pewnie tylko sam „Król Cyganów”. Ale jak widać w ostatnich miesiącach, on nawet bez boksu bawi się całkiem dobrze.
“What’s Love…”