Kilka dni temu Maria Szarapowa w rozmowie z mediami przyznała, że nie może doczekać się ponownej rywalizacji z Sereną Williams. Amerykanka po niespełna rocznej przerwie spowodowanej narodzinami dziecka w styczniu wróci do gry, by obronić jedyny tytuł, który wywalczyła w przeciągu ostatnich miesięcy – Australian Open.
Przyszły rok w ogóle będzie obfitował w wielkie powroty, bo w męskim Tourze znów będziemy mogli oglądać rekonwalescentów – Novaka Djokovicia (leczącego kontuzję łokcia), Andy’ego Murraya (biodro), Stana Wawrinkę (kolano), Keia Nishikoriego (nadgarstek) oraz Milosa Raonicia (udo, nadgarstek i łydka). Mowa więc o nazwiskach z najwyższej światowej półki, bo w sumie – wliczając w to Williams – są to zwycięzcy 41 turniejów wielkoszlemowych. Czy jednak będą w stanie wrócić na szczyt z marszu? Postanowiliśmy przyjrzeć się spektakularnym powrotom innych czempionów po podobnych urazach i przekonać się, po jakim czasie znów pokazali dominację.
Jednym z najświeższych tego typy przypadków jest Roger Federer, który miniony sezon mógł spisać na straty. Wystąpił w dwóch turniejach wielkoszlemowych, na których docierał “tylko” do półfinałów. Po Wimbledonie poddał się operacji kolana, które doskwierało mu od dłuższego czasu. Jak sam zapewniał, wszystko po to, by móc grać na najwyższym poziomie jeszcze przez kilka lat.
I chciałoby się powiedzieć “od słów do czynów”, bo Federer po powrocie na kort przeżywa drugą młodość. Na dzień dobry wygrał Australien Open, całkowicie odpuścił sezon na ziemi, by na trawie znów być mistrzem. Jego dorobek po dziesięciu miesiącach to dwa Szlemy, trzy Mastersy, jeden turniej rangi 500 i powrót na drugie miejsce w rankingu. To wszystko w wieku 36 lat. Trzyma się, nie ma co.
Innym tenisistą, który w trakcie kariery zmagał się z kontuzjami kolana, jest Rafael Nadal. Hiszpan z tego powodu opuścił dwa turnieje wielkoszlemowe. W 2012 roku jego sytuacja wyglądała bardzo podobnie do tej Wawrinki – zakończenie sezonu po zupełnie nieudanym Wimbledonie i narastający ból w kolanie. Hiszpan nie zdecydował się jednak wówczas na operację, zamiast tego wybrał rehabilitację, która w jego przypadku miała okazać się skuteczniejsza.
Powrót Nadala miał nastąpić w noworocznym turnieju w Abu Zabi, ale z powodu wirusa opuścił nie tylko te zawody, ale i Australian Open. Na kort wrócił dopiero w lutym, zaczynając sezon od gry na jego ukochanej mączce. Decyzja ta okazała się słuszna, bo kolejne miesiące w jego wykonaniu wyglądały podobnie, co u wspomnianego wyżej Federera. W 2013 roku wystąpił w 14 finałach turniejów ATP, z czego wygrał 10 (dwa Szlemy).
Nieco dłużej na powrót do formy musiał czekać Juan Martin del Potro, od lat walczący z kontuzjowanym nadgarstkiem. Eskalacja problemów zdrowotnych nastąpiła w 2014 i 2015 roku, kiedy to przeszedł dwie operacje, rozgrywając w tym okresie tylko 14 meczów. Do gry wrócił w lutym ’16, będąc na 1042. miejscu w rankingu.
W pierwszych meczach po kontuzji w jego grze bekhendem można było dostrzec sporo ostrożności. Del Potro wstrzymywał rękę i nagminnie uderzał piłki slajsem nie chcąc ryzykować kolejnym urazem. Przez pewien czas wystarczało to tylko na tenisistów niżej notowanych, ale z meczu na mecz Argentyńczyk się rozkręcał. Na dobre odpalił na igrzyskach w Rio, gdzie na starcie odprawił Novaka Djokovicia i dopiero w finale zatrzymał go Andy Murray. Do końca roku zaliczył jeszcze kolejno: ćwierćfinał US Open, pierwszy triumf w turnieju ATP i zwycięstwo w Pucharze Davisa.
Swego czasu poważne problemy z łokciem miał Kei Nishikori. Było to jeszce w momencie, gdy Japończyk jako nastolatek dopiero pukał do drzwi światowej czołówki, ale i tak miał już na koncie swój pierwszy tytuł ATP. Niemal cały 2009 rok musiał jednak spisać na straty z powodu wspomnianego urazu. Jego przerwa w grze trwała aż jedenaście miesięcy.
Po powrocie na kort Nishikori występował wyłącznie w Challengerach. Osiągał tam niezłe wyniki, ale prawdziwy test miały dla niego stanowić turnieje Wielkiego Szlema. W nich nie miał szczęścia w losowaniu – na French Open i Wimbledonie w pierwszych rundach trafiał kolejno na Djokovicia i Nadala, co kończyło się szybkimi porażkami. Znacznie lepiej zaczął się dla niego US Open, w którym sensacyjnie pokonał Marina Cilicia. Niestety, już w trzeciej rundzie musiał poddać mecz z Albertem Montanesem i tym samym zakończył poważne granie w 2010 roku. Po kilku wygranych Challengerach do głównego Touru wrócił dopiero w w styczniu.
Siedem lat temu problemy z biodrem po raz kolejny poważnie zahamowały karierę Tommy’ego Haasa, który generalnie był niesamowicie podatny na kontuzje (przechodził również operacje m.in. ramienia czy… palca u stóp). Skupmy się jednak na samym biodrze, na które w ostatnich miesiąch narzeka też Andy Murray. Sezon 2009 – głównie jego trawiasta część – zwiastował powrót Haasa do formy. Ogrywał m.in. Djokovicia, Tsongę czy Cilicia,, osiągnął półfinał Wimbledonu, w wyniku czego powrócił do czołowej dwudziestki rankingu.
Wszystko szło w dobrym kierunku, jednak wówczas na drodze stanęło prawe biodro. Do gry wrócił po piętnastomiesięcznej przerwie, będąc już 33-latkiem. Mimo tego nie poddał się i podjął kolejną próbę nawiązania do czasów, gdy był światową “dwójką”. W 2012 roku wygrał swój ulubiony turniej w Halle (w finale ograł Federera). Jeszcze lepiej spisał się rok później, gdy po raz pierwszy od 14 lat pokonał lidera rankingu (Djokovicia), osiągnął półfinał Mastersa i wygrał dwa kolejne turnieje.
A jak wyglądały powroty pań ze światowego topu po ciąży? Najbardziej pozytywnym przykładem ostatnich lat jest Kim Clijsters, która już rok od powrotu na kort (2009) ponownie awansowała na szczyt światowego rankingu. Będąc matką wygrała aż trzy imprezy wielkoszlemowe, triumfowała również w kilku turniejach rangi Premier. Sezon 2010 – również pod względem finansowym – był dla niej najbardziej owocnym w karierze.
Inną mistrzynią, która z impetem wróciła do gry jest Lindsay Davenport. Amerykanka w swoim pierwszym turnieju po porodzie okazała się bezkonkurencyjna, a w sumie w 2007 roku przegrała… tylko jeden mecz. W następnym sezonie, w wieku 32 lat, wygrała dwie kolejne imprezy WTA, ale słabiej radziła sobie podczas Wielkich Szlemów, na co jednak wpływ miał również uraz kolana. Z tego powodu zdecydowała się wówczas zakończyć (a jak się później okazało zawiesić) karierę.
Ogólny wniosek wydaje się więc dla powracających pozytywny. Najświeższa historia pokazuje, że w przypadku czołowych zawodników i zawodniczek – o ile po powrocie na kort omijają ich kolejne problemy zdrowotne – wyniki są jedynie kwestią czasu. Przyszły sezon, stanowiący powrót wyjadaczy i napierających “nextgenów”, zapowiada się zatem wyjątkowo interesująco…
WD