Zaglądamy do archiwów: Dziś Legia Daewoo Warszawa i Borussia piętnaście lat wstecz

redakcja

Autor:redakcja

25 września 2012, 11:30 • 4 min czytania

Kontynuujemy naszą mini-wycieczkę w przeszłość. Podobnie, jak przed tygodniem, zaglądamy do archiwalnej prasy w poszukiwaniu różnych smaczków, zdjęć, tekstów i zapomnianych historii. Nie będą to materiały sprzed roku, dwóch czy pięciu, ale przynajmniej sprzed piętnastu. Nie ma sensu tłumaczyć szczegółowo – sami zobaczycie. Na początek rzucamy okiem na gazetkę być może niezbyt poważną, bo Bravo Sport z października 1997 roku, ale materiały, które w niej znaleźliśmy wydają się tyle zabawne, co warte uwagi.
Dziennikarze Bravo Sportu postanowili przybliżyć kibicom zespół Legii Daewoo Warszawa, który – tu pierwszy cytat – niezbyt udanego początku sezonu, pozostaje poważnym kandydatem do zdobycia mistrzostwa Polski. Wojskowi stracili kilka punktów, ale jak uczy historia, nie taką stratę do liderów potrafili już odrabiać. Warszawianie słyną bowiem z walki do samego końca – pisze dziennikarz „BS”. My, wyprzedzając tę historię o dobrych kilka miesięcy, przypominamy, że pościg jednak się nie udał – Legia zajęła piąte dopiero piąte miejsce w tabeli pierwszej ligi, wygrywając tylko 16 z 34 spotkań. Mistrzem Polski został فKS.

Zaglądamy do archiwów: Dziś Legia Daewoo Warszawa i Borussia piętnaście lat wstecz
Reklama

Gazeta przedstawia filary zespołu, a my cytujemy najciekawsze fragmenty:

– Czyściciel: Dariusz Czykier – ma za zadanie czyścić przedpole bramki wojskowych. Robi to skutecznie.
– Dyrygent: Ryszard Staniek – bez mała wszystkie akcje ofensywne zaczynają się od niego. Ulubieniec kibiców, wyróżniający się na boisku oryginalną fryzurą.
– Motor napędowy: Paweł Skrzypek – dynamiczne ataki skrzydłami sieją spustoszenie wśród przeciwników
– Nerwus: Grzegorz Szamotulski – doskonale gra na linii. Nie boi się akcji „jeden na jeden”. Czasem jednak ponoszą go emocje. Towarzyszą temu gesty uznawane za obraźliwe. Jednak kibice kochają Szamo.
– Czarny koń: Kenneth Zeigbo – nigeryjski napastnik, idol kibiców, ma strzelać gole.
– Mecenas: Jacek Bednarz – wyróżnia się nie tylko ogoloną głową. Kochają go za dynamiczne rajdy, które kończą się dokładnymi dośrodkowaniami lub mocnymi strzałami.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Mamy również wywiad ze wspomnianym Zeigbo, który w chwili przeprowadzania rozmowy jest w Polsce od pół roku, a w swoim debiucie – w meczu o Superpuchar Polski z Widzewem zdobył piękną bramkę.

Image and video hosting by TinyPic

Kenneth, widziałeś już kiedyś śnieg?
– Tak, kiedy byłem z wizytą u brata w Stanach Zjednoczonych.

Ale w piłkę na śniegu jeszcze nie grałeś?
– Nie, ale nie boję się. Profesjonalizm polega na tym, że grać trzeba na każdej nawierzchni. No i trzeba mieć dobre buty (…) Może i ja będę w szoku przez tydzień lub dwa, ale nie będzie to miało wpływu na moją formę.

Co sądzisz o kolegach z warszawskiej Legii?
– To fajni goście i bardzo dobrzy piłkarze. Lubię Szamotulskiego, Zielińskiego, Koseckiego… Wszyscy w Legii są OK. A zapomniałbym – Jacek Bednarz jest super!

Czym różni się polska piłka od nigeryjskiej?
– Trochę inaczej trenuje się w Nigerii. Po prostu ciężej, niż w Polsce. W Afryce gra się dużo ostrzej. Aby osiągnąć szczyty, zawodnicy nie wahają się na treningach faulować kolegów z drużyny. W meczach ligowych piłkarze tną się równo z trawą.

Mieszkasz w Polsce pół roku. Co cię zaskoczyło?
– Lubię wszystko oprócz pogody, która jest fatalna. Na początku miałem problemy z przystosowaniem się do waszego jedzenia. Stołowałem się w jadalni na Fortach Bema. Przez pierwsze dni ciagle wymiotowałem, bo potrawy były zbyt… łagodne. Teraz jest w porządku, ponieważ przyjechała do mnie moja dziewczyna Adaora i mi gotuje.

A teraz płynnie przenosimy się do Niemiec, gdzie korespondent polskiej gazety zagląda za kulisy funkcjonowania Borussii Dortmund, towarzysząc jej w podróży na mecz ligowy do Stuttgartu.

Image and video hosting by TinyPic

– Punktualnie o 10:58 specjalna maszyna linii Eurowings wystartowała do Stuttgartu. W stolicy Badenii – Witembergii klubowym autokarem BVB (wyjechał z Dortmundu o piątej rano) piłkarze udali się bezpośrednio do eleganckiego hotelu. Po obiedzie (kluski z sałatą, ulubiony napój – białe wino wymieszane z sokiem jabłkowym w stosunku 1:1), nastąpiła trzygodzinna siesta.

Image and video hosting by TinyPic

Wieczorem większość spotkała się w sali konferencyjnej, aby przyjrzeć się transmisji meczu VFL Bochum z FC Kaiserslautern. Po trzeciej bramce Jorg Heinrich zniknął w swoim pokoju. – Chcę pogrzebać jeszcze w magazynach sportowych i prospektach biur podróży. W sobotę dokładnie o dziewiątej w planie przewidziany był 15-minutowy jogging. Aby uniknąć spotkania z fanami, czekającymi przed hotelem, gracze opuścili go tylnymi drzwiami. – Najważniejszy jest krótki, intensywny bieg – przekonywał ich włoski trener. – Tylko w ten sposób wygonisz z ciała zmęczenie i pobudzisz system krążenia. O godzinie jedenastej zwycięzcy europejskich rozgrywek mieli w programie ostatnie omówienie meczu z trenerem. Nevio Scala zrezygnował ze wspólnej dyskusji przy stole. – To nie jest dobra metoda. Jeśli mam coś do powiedzenia moim graczom, mówię im to od razu prosto w twarz. Większość zawodników mieszkała w pojedynkę – tylko Reuter, Kloss, Moeller i Chapuisat oraz Ricken i But mieli dwuosobowe pokoje. (…)

Borussia wywalczyła remis 0:0. O 19:30 samolot z drużyną na pokładzie wystartował ze stuttgarckiego lotniska w stronę Dortmundu – lądowanie nastąpiło równo godzinę później.

Za tydzień wrócimy do kraju i sprawdzimy m.in., co do powiedzenia mają Piotr Reiss i Marcin Mięciel.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
0
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama