Śląsk to specyficzny mistrz. Z początkiem roku obserwowaliśmy drużynę zachłyśniętą taktyką Barcelony, potem trener Lenczyk doszedł do wniosku, że jednak jakością gry Stevanović Xaviemu nie dorówna. Później mieliśmy Euro, gdzie Hiszpanie pokazali światu, jak wygrywać mecze bez napastnika. Warto jednak zauważyć, że wariant gry bez snajpera już od wiosny serwowali nam inni mistrzowie, ci z Wrocławia.
Od dłuższego czasu Śląsk woli inwestować w bramkostrzelnych obrońców niż napastników. Patologiczne zachowania wśród polskich klubów są codziennością, zatem dlaczego mamy się dziwić i w tym przypadku? Skoro z Wrocławia odchodzi najlepszy strzelec, trzeba kupić kogoś w jego miejsce. I tak za Celebana w szatni ląduje Jodłowiec. Po co napastnicy? Skoro jeden obrońca udowodnił, że potrafi strzelać bramki, niech udowodni i drugi (póki co udowadnia!).
Nie pozostaje nam nic innego, jak stwierdzić, że to właśnie mistrz Polski dysponuje najsłabszym atakiem w lidze. NAJSŁABSZYM. Przez jakiś czas zastanawialiśmy się nad opcją poznańską, ale .. liczby mówią same za siebie.
Drobna analiza – bramki napastników po niedzielnych meczach:
Bełchatów – zero
Górnik – 2 Milik, 1 Oziębała
Jagiellonia – 1 Frankowski, 1 Makuszewski (w meczu, w którym strzelił – czyli z Górnikiem – zagrał na szpicy)
Korona – 1 Korzym, 1 Ł»ewłakow
Lech – 3 Ślusarski, 1 Ubiparip
Lechia – 2 Traore, 1 Wiśniewski
Legia – 4 Ljuboja, 2 Saganowski
Piast – 2 Ruben Jurado, 1 Kędziora
Podbeskidzie – 2 Demjan, 1 Adamek, 1 Pawela
Pogoń – 2 Edi, 2 Djousse, 1 Traore
Polonia – 2 Dwaliszwili, 2 Teodorczyk, 1 Gołębiewski
Ruch – 2 Piech
ŚLÄ„SK – 1 Gikiewicz
Widzew – 1 Rybicki, 1 Ben Dhifallah
Wisła – 2 Genkow
Zagłębie – 1 Woźniak
Powiecie „zaraz, zaraz a Bełchatów”. Póki co drużyna Kieresia podlega nieco innym zestawieniom, a niech o ich postawie najlepiej świadczy fakt, że doprowadzili Gikiewicza do trzech stuprocentowych okazji. Ostatni raz taką nieporadność obserwowaliśmy w wykonaniu Cracovii. Swoją drogą widzieliście reakcję Soboty po zmarnowanej setce Gikiego? Przecież Waldek o mało sam się nie roześmiał.
153 dni trwała ligowa bessa napadziorów Śląska. Po raz ostatni trafili jeszcze w kwietniu, przy okazji meczu z Lechią do wyrównania doprowadził również Gikiewicz. Voskamp? Co transmisję słyszymy, jak dobrze gra w powietrzu, a przecież ANI RAZU udanie nie główkował. Sorry, w meczu z Dundee Sobota trafił go w czoło. Z całego tria najbardziej nam szkoda Diaza. Argentyńczyk chciał zrobić fajny gest, pograł w piłkę z małolatami, ale skutki tej decyzji odczuwa do dzisiaj. Na orlikach rozgrzewka przebiega na zasadzie „laga na bramkę”. Nie wyobrażamy sobie, by „Dino” przeprowadził sumienny stretching.
Śląsk od dwóch rund nie może liczyć na jakiegokolwiek napastnika. Jeszcze przed rokiem w miarę systematycznie strzelał Voskamp. W sumie ciężko zarzucić brak systematyczności Gikiewiczowi, który co sezon suwerennie dokłada po dwa gole. – Nie przeszkadza mi, że piszecie, że jestem drewniany, że nie umiem grać w piłkę. Udało się strzelić bramkę, a wy będziecie pisali, że to wypadek przy pracy i że w następnym meczu Gikiewicz nie zagra. Takie jest życie – powiedział portalowi slasknet.com zdobywca ostatniego gola. No właśnie Łukasz, sam to podkreśliłeś – tobie UDAŁO się strzelić bramkę (średnio raz na pół roku). Jeśli w bieżącym sezonie dobijesz do granicy dziesięciu trafień, my również dołączymy do grona twoich fanów na facebooku. Swoją drogą, po wczorajszym sukcesie ile nowych „lajków” przybyło fan page’owi?
Reasumując, nie pozostało nam nic innego, jak gratulować oryginalności ludziom zarządzającym klubem. Ich polityka przyniosła efekt – Śląsk został mistrzem, a najlepszy strzelec wypromował się do czołowego klubu w Rumunii.
MW
