– Jesteśmy w nowym sezonie i przed piłkarzami nowe zadania. Chcemy napełnić stadion. Chcemy, żeby Śląsk się liczył w walce o mistrzostwo Polski. Chcemy, żeby zawodnicy grali nieco bardziej ofensywnie. Mamy nowego trenera. Będziemy trzymali kciuki za jego pracę i jestem przekonany, że pod jego wodzą, drużyna ma bardzo wiele potencjału – powiedział prezydent Wrocławia, Rafał Dutkiewicz na powitalnej konferencji Stanislava Levy’ego. Nie jesteśmy pewni, czy pan prezydent w ogóle wiedział, kogo przedstawia, bo CV Levy’ego rozdane dziennikarzom to jeden wielki kit. W Śląsku chyba nie wiedzą, kogo zatrudnili.
Oddajmy głos prezesowi klubu, który wygłosił kwieciste przemówienie.
– Decyzja o jego zatrudnieniu jest składową wielu elementów i researchu jaki zrobiliśmy w ostatnim czasie. Podjęliśmy decyzję, że szukając następcy Lenczyka skupimy się na rynku czeskim, słowackim i bałkańskim, aby był to człowiek o mentalności zbliżonej do naszej, polskiej. Z kolei, konkretnie na Stanislava Levego zdecydowaliśmy się dlatego, że jego filozofia prowadzenia drużyny jest połączeniem szkoły czeskiej i niemieckiej. Pan Levy był zarówno zawodnikiem, jak i trenerem Bundesligi. Spędził tam naprawdę długi czas. W czasie swojej kariery był także skautem niemieckich klubów, o czym sam na pewno zaraz powie i powie też, jacy zawodnicy dzięki jego pracy pojawili się na rynku europejskim. Dla nas, bardzo ważnym elementem jego pracy jest fakt, że skupia się na tym, aby wykorzystywać potencjał zawodników jakimi klub dysponuje i to, że widzi możliwość i chęć pracy z młodymi piłkarzami. Mamy nadzieję, że dzięki temu nasz klub będzie mógł w pełni wykorzystywać potencjał tych, którzy już u nas grają i dzięki temu nie będziemy ograniczać się do tego, aby ciągle pozyskiwać coraz to droższych graczy, ale starać się wykorzystać funkcjonujących na naszym rynku i na rynku krajów, gdzie warunki finansowe są zbliżone do polskich – stwierdził Piotr Waśniewski.
“Research”. Zapachniało wielkim światem. Zrobiliśmy też swój “research”.
Generalnie bardzo to wszystko pięknie brzmi. Naprawdę. Jesteśmy pod wrażeniem. Niestety, z tą Bundesligą, o której opowiada Waśniewski, prawie wszystko się zgadza. Prawie, bo rzeczywiście Levy grał i trenował w Bundeslidze, ale niestety w drugiej. O pierwszą nigdy się nawet nie otarł, a prezes Waśniewski sugeruje, że otarł się i to całym sobą. Albo więc Waśniewski nie wie, kogo zatrudnił, albo wie, ale rżnie głupa i ma nadzieję, że nikt jego słów nie zweryfikuje. A już o kpiną są kartki rozdane dziennikarzom podczas dzisiejszej konferencji prasowej. Sorry za kiepską jakość, ale coś tam widać poniżej.
Zdaniem Śląska Stanislav Levy był trenerem Tennis Borussii Berlin w latach 1995 – 2000. W rzeczywistości prowadził ten drugoligowy zespół od listopada 1998 roku do marca 1999, w zaledwie dziewięciu meczach 2. Bundesligi.
Później rzekomo był trenerem Hannoveru (wow, Hannoveru!). Problem w tym, że wcale nie prowadził tej drużyny w latach 2000 – 2002, jak chcieliby nas przekonać działacze Śląska, lecz w tylko czterech spotkaniach. Łącznie jego kariera w tym klubie, w roli pierwszego trenera, trwała nie dwa lata, tylko trzy tygodnie. I też to była 2. Bundesliga.
Idźmy dalej. Śląsk informuje: 2002 – 2004 i 1. FC Saarbruecken. Spieszymy donieść, że nie 2002 – 2004, ale dokładnie od 6 listopada do 10 listopada 2003, czyli niespełna tydzień. Była to liga regionalna.
Kariera trenerska Levy’ego w ojczyźnie wyglądała następująco:
Viktoria Ł»iżkow – druga liga czeska, zwolniony po rundzie jesiennej. FC Slovacko – pierwsza liga czeska, siódme miejsce. Viktoria Pilzno – pierwsza liga czeska, szóste i dziewiąte miejsce. Tescoma – pierwsza liga czeska, piętnaste miejsce (SPADEK). Na tym się owa kariera urywa. Sukcesów brak. W poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy Levy musiał wyjechać do Albanii.
Nie piszemy tego, by nad człowiekiem się znęcać, bo kto wie – może dla Śląska będzie idealny. Nie lubimy jednak, gdy działacze klubu robią z ludzi wokół idiotów. Warto chyba precyzować, że jeśli ktoś “był trenerem w Bundeslidze” to znaczy, że tak naprawdę był drugim trenerem w drugiej Bundeslidze. Skoro mistrzowi Polski nie wstyd było zatrudnić takiego szkoleniowca, to niech teraz nie wstydzi się przedstawić go zgodnie z prawdą. Jeśli ktoś dopisuje “mistrz Albanii” to niech dopisze też “spadek z ligi”. Jak informacja to informacja – pełna! A tu mamy zwykłe mydlenie oczu.
Sam Levy wypowiedział się też, kogo wynalazł dla… HSV Hamburg. Uwaga: – Nie chcę, żeby to tak wyglądało, iż teraz mówię, kogo to nie znalazłem dla Hamburga, ale zajmowałem się specjalnie dwójką graczy. Obserwowałem, oglądałem ich mecze. Był to Van Buyten i Vincent Kompany. Jestem przekonany, że dla HSV to była niezwykła oferta, a przy sprzedaży rewelacyjny wynik. Jak wszyscy pewnie pamiętamy, zostali oni sprzedani potem za wielkie pieniądze.
Musimy sympatycznego przybyszowi zepsuć humor. Na transferze Kompany’ego HSV nie zarobił, tylko stracił. Belg został kupiony za 10 milionów euro, a sprzedany za około 8 milionów. Trudno nam uwierzyć, by HSV wydawało 10 baniek na podstawie opinii człowieka, który nigdy nie był w HSV zatrudniony i który w trakcie dokonywania transferu pracował jako trener w lidze czeskiej. Jakim cudem łączył pracę trenera w czeskim klubie z pracą skauta w HSV? Prawdziwa zagadka. W każdym razie Kompany’ego nie trzeba było odkrywać, ponieważ mówiła o nim cała Europa – w wieku 17 lat wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie Anderlechtu Bruksela i uchodził za złote dziecko belgijskiego futbolu.
Z odkrywaniem Van Buytena sprawa wygląda podobnie – chociaż na nim HSV faktycznie zarobiło. Jednak trudno mówić tu o pracy skauta, skoro Van Buyten sprowadzony został do Hamburga z Olympique Marsylia, dodatkowo po epizodzie w Manchesterze City.
Jak takim skautem zamierza być Levy także w Śląsku to proponujemy mu transfer jeszcze jakiegoś Belga. Może być Hazard z Chelsea.
A tak w ogóle to w tej Bundeslidze nie pracował z tobą Barry Solan?
KS, TK