Ruch Chorzów idzie do Ekstraklasy jak burza. Ledwie się obejrzeliśmy, a chorzowianie już zredukowali swój bilans z -5 punktów do -2. Jeśli wystarczyło im do tego ledwie pięć meczów, aż strach pomyśleć: co będzie dalej?!
Wygranie ligi już w kwietniu? Marcu? Lutym? Z taką grą i takim tempem zdobywania punktów to możliwe pewnie nawet i w styczniu. Dziś Ruch po mistrzowsku zaprezentował, jak za żadne skarby świata nie wygrać meczu z zamurowanym Podbeskidziem Bielsko-Biała, dla którego zresztą dzisiejsza wygrana była pierwszym kompletem punktów w sezonie. Bielszczanie zasłużyli sobie na to zwycięstwo, owszem. No bo jak tu nie zasłużyć, skoro poprzeczka wisi na poziomie kostek?
Podbeskidzie w zasadzie nie ukrywało się ze swoim planem na ten mecz – zamurować, zamurować, zamurować, a kiedy się da – wyjść z kontrą. Plan wypalił w stu procentach. Nie mogło być inaczej, skoro Ruch Chorzów podczas tych kontrataków dokonywał niebywałego wyczynu: udowadniał, że w tyłach drużyny mogą pojawić się jeszcze większe luki niż w klubowej kasie. Takim sposobem Tomczyk już w pierwszych minutach powinien zaliczyć asystę, ale nie potrafił celnie wystawić koledze piłki. Ogólnie to nie był jego dobry mecz, w drugiej połowie wyszedł sam na sam z bramkarzem (miejsca było tyle, że biegł z piłką od połowy), ale po drodze… zgubił piłkę. Na bokach szalał Sierpina, który po raz 12525 udowodnił, że w polskich realiach do zrobienia różnicy wystarczy zwykle sama ambicja. Samemu wykreował dwie dogodne akcje – po jego wrzutce Wiktorski doszedł do strzału głową z czterech metrów (dał piłkę w kozioł, bramkarz złapał), to po jego podaniu też Sobczak był bliski odpowiedniego dołożenia nogi w powietrzu, ale że Zlatanem nie jest – trochę się pomylił.
Bramkę Podbeskidzie strzeliło jedną i znów duża w tym zasługa defensywy Ruchu. Mateusz Zawal udowodnił, że nieprzypadkowo nazywa się tak jak się nazywa i zawalił bramkę, spóźniając się z interwencją w Ilieva w polu karnym. Bułgar z niejednego pączka marmoladę już wyjadał – wiedział, że w tej sytuacji należy zostawić nogę, a później samemu wykorzystał wywalczonego karnego.
Ogólnie po strzelonej bramce Podbeskidzie bardzo rzadko wychodziło już z atakami. Normą był widok, w którym Sierpina samotnie holuje piłkę, ale kompletnie nie ma do kogo podać i musi oddawać ją do tyłu. Ruch? No tak, optycznie przeważał, ale co z tego, skoro nie miał pojęcia, jak dobrać się rywalowi do skóry. Ujmijmy to tak – gdyby w podobnym tempie kruszał mur Berliński, co mur defensywy z Bielska, zachód Berlina komunikowałby się dziś ze wschodem tylko za pośrednictwem Facebooka.
Dramatycznie wygląda Ruch Chorzów. Oczywiście jest za wcześnie by wyrokować, ale na tę chwilę obiera drogę innego śląskiego klubu, który w ostatnich latach spadł z Ekstraklasy. I nie mamy na myśli Górnika Zabrze.
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Ruch Chorzów 1:0
’24 Iliev
Fot. FotoPyK