Jeśli piłkarze nie potrafią zrobić na boisku większego show niż trener jednej z drużyn na przedmeczowej konferencji prasowej, to – delikatnie mówiąc – coś jest nie tak. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że wspomnianym trenerem jest Michał Probierz, a zawodnicy ciągle są w fazie docierania się. Nie ukrywamy, że rozważaliśmy w trakcie tego spotkania obejrzenie wspomnianej konferencji jeszcze raz. Ba! Rozważaliśmy też rzucenie tego wszystkiego i zmywanie naczyń (tym bardziej, gdy zobaczyliśmy oprawę kibiców Wisły). Na szczęście mecze trwają po 90 minut, a my zdecydowaliśmy się dać krakowskim drużynom jeszcze jedną szansę.
Ale po kolei. Jasne, nie spodziewaliśmy się fajerwerków od pierwszej minuty, bo o ile w przypadku niektórych derbów wszyscy tylko mówią, że to mecze, w których walczy się na 200%, o tyle w tych krakowskich zawsze iskrzy. Ale przecież jedno nie wyklucza drugiego – można orać boisko jak dzik, a przy tym grać w piłkę. To nie jest ani zadanie z gwiazdką, ani odkrywanie Ameryki. Tymczasem przez 45 minut zobaczyliśmy jedną akcję, w którym wszystko wyglądało tak jak powinno, 3 w miarę udane indywidualne zrywy i z 5 niezłych pomysłów. To byłby niezły wynik, gdybyśmy mówili o meczu kumpli z korpo na orliku w sobotnie przedpołudnie.
Ale żeby nie było, że tylko narzekamy – wspomnianą akcję, po której gola strzelił Piątek, można pokazywać na treningach jako wzór. Wymiana kilku podań, otwierające zagranie Drewniaka pomiędzy obrońcami, w końcu pewne wykończenie – truskawka na zakalcu. Generalnie trzeba powiedzieć, że Cracovia sprawiała wrażenie drużyny zadowolonej z siebie i miała ku temu pewne podstawy – bo nie dość, że strzeliła ładnego gola, to jeszcze znalazła sposób na atuty Wisły, jakkolwiek patrzeć – faworyta tego meczu. Okazało się, że aktywny Brlek to trochę za mało. Zresztą w przerwie Kiko Ramirez poniekąd przyznał, że zestawienie Llonch-Velez było jedną z gorszych decyzji w jego przygodzie z ekstraklasą.
Druga połowa była ciekawszym widowiskiem. Dwa kluczowe momenty:
– 47. minuta: Szczepaniak marnuje setkę na 2-0,
– 75. minuta: drugą żółtą kartkę ogląda Pestka.
Gdyby napastnik pokonał Buchalika, Wisła już by się raczej nie podniosła. Z kolei świadomość gry w przewadze była jak dolanie paliwa do samochodu, który jechał już na oparach. No bo wcześniej był choćby wolny Carlitosa, ale Cracovia i tak kontrolowała przebieg gry. W “10” nie było to możliwe.
W dużej mierze dlatego, że Wisła ma u siebie kozaka. Na początku sezonu jaramy się Angulo, ale nie postawilibyśmy pieniędzy na to, że napastnik Górnika na dłuższą metę będzie większą gwiazdą ligi niż Carlitos. Tak, przy rajdzie, który skończył się golem na 1-1 Hiszpan miał sporo szczęścia. Ale przede wszystkim miał fantazję, której brakuje 95% piłkarzy w tej lidze. Wykończenie wrzutki Sadloka? Chyba nie do końca chciał uderzyć właśnie tak, ale nie ma co się czepiać – wyszło perfekcyjnie. A była jeszcze choćby bomba Halilovicia, przy której świetną paradą popisał się Sandomierski.
Z Wisłą po prostu trzeba się będzie w tym sezonie liczyć. Cracovia na razie sama musi się liczyć z tym, że drużyna potrzebuje czasu, a ludzie pokroju Pestki będą płacić frycowe.
[event_results 346801]