Kojarzycie nazwisko Marcin Krukowski? Wcale się nie zdziwimy, jeśli dziś słyszycie je po raz pierwszy. Jego historia rozwija się jednak jak niezły film, który wieczorem może mieć świetny happy-end. Może też skończyć się wtopą, jak w Rio de Janeiro. Zdecydowanie wolimy jednak pierwszą opcję.
Marcin Krukowski ma 25 lat i rzuca oszczepem. W Londynie będzie jednym z kandydatów do medalu, choć złoty byłby sensacją porównywalną z porażką Usaina Bolta. A niewiele brakowało, żeby przy jego nazwisku wcale nie widniała biało-czerwona flaga. Wszystko przez konflikt młodego zawodnika z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki. Dwa lata temu nastąpiła jego kulminacja. Wicemistrz Europy juniorów powiedział wprost: jestem o krok od zmiany obywatelstwa.
O co poszło? Związek nakazał oszczepnikowi zmianę trenera (pracuje z ojcem, Michałem, byłym mistrzem Polski w dziesięcioboju). Ten odmówił, twierdząc, że na rok przed igrzyskami to zbyt poważne ryzyko. W efekcie PZLA nie pozwolili mu dalej trenować na warszawskiej AWF. Krukowski musiał się wynieść na Skrę, gdzie warunki były delikatnie mówiąc koszmarne.
– Na siłowni było tak zimno, że gryf sztangi przyklejał się do rąk – opowiadał w głośnym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”, w którym sugerował, że poważnie myśli o zmianie barw. – Działacze PZLA wyplenili ze mnie wszelkie pokłady patriotyzmu. Rozwijam się, a oni rzucają mi kłody pod nogi. Gdyby jakiś kraj zaproponował mi starty w nowych barwach, rozważyłbym to.
To nie był koniec sporu. Związek w ostatniej chwili zablokował wyjazd Michała Krukowskiego na igrzyska do Rio de Janeiro. Ten doleciał do Brazylii tuż przed startem syna, ale wiele mu nie pomógł. 15. miejsce w eliminacjach było wynikiem zdecydowanie poniżej możliwości i oczekiwań.
– Przygotowany do tych igrzysk byłem bardzo dobrze za co dziękuję sponsorowi, klubowi, no i oczywiście trenerowi. Wydaje mi się, że zabrakło trochę szczęścia oraz braku trenera na ostatnich najważniejszych technikach przed startem, za co serdecznie dziękuję związkowi – napisał na Facebooku. – Dla mnie już zaczęły się przygotowania do igrzysk w Tokio, gdzie będę w najlepszym dla oszczepnika wieku.
Przed Tokio jest jeszcze trochę startów, w tym dzisiejszy finał mistrzostw świata w Londynie. Czego można się spodziewać? W Rio Krukowski rzucił 80,62 m. Minimum kwalifikacyjne w angielskich mistrzostwach wynosiło 83 metry. Polak w trzeciej próbie rzutem na 83,49 zapewnił sobie awans.
Nie musicie znać się na rzucie oszczepem i mieć w małym palcu rekordów świata czy najlepszych tegorocznych wyników w tej dyscyplinie. Od razu podpowiadamy: 83,49 to nie jest na pewno wynik, który może dać medal w Londynie. Czemu więc zaczęliśmy ten tekst od tego, że wieczorem może być piękny happy-end? Bo trzy tygodnie temu na mistrzostwach Polski w Bydgoszczy Krukowski odpalił prawdziwą petardę: 88,09. 15-letni rekord Polski pobił o prawie półtora metra, a wicemistrza kraju o prawie 9 metrów!
88,09 daje Krukowskiemu piąte miejsce na świecie w tym roku. Poza zasięgiem raczej są dwaj Niemcy – Johannes Vetter (94,44) oraz Thomas Roehler (93,90). Nieznacznie dalej od Polaka w 2017 roku rzucali także Andreas Hoffman (88,79) oraz Tero Pitkamaki (88,27).
Dziś Krukowski będzie pierwszym od 10 lat Polakiem w finale rzutu oszczepem na mistrzostwach świata. Problemy z PZLA się skończyły, Związek sfinansował mu zagraniczne obozy. – Wreszcie trenowałem w komforcie, stąd wzięły się lepsze wyniki. W Londynie mogę pobić własny rekord Polski. Teraz nie mam już w głowie żadnych barier – mówi.
Na razie wygrał wojenkę z działaczami i pobił 15-letni rekord kraju. Teraz może zostać pierwszym polskim medalistą mistrzostw świata w rzucie oszczepem. Do tej pory w tej dyscyplinie mamy dwa medale IO: srebro Janusza Sidły z 1956 roku i brąz Marii Kwaśniewskiej z 1936…
PS. jeśli zastanawia was znaczenie tatuażu na jego przedramieniu – to po prostu data urodzenia: 14 czerwca 1992.