Wszyscy wiedzą, że trzepot skrzydeł motyla w Chinach może spowodować halny, który w Bieszczadach zrujnuje dorobek życia juhasa. Nie wszyscy wiedzą natomiast, że na mocy tego samego prawa, nieudana wyprawa sokolnicza była jedną z przyczyn rekordowego transferu Neymara.
Najstarsze ślady sokolnictwa pochodzą z Bliskiego Wschodu, gdzie już pięć tysięcy lat temu uprawiały je plemiona koczowniczych beduinów. Taka forma polowań była jedną z podstaw ich egzystencji.
Dziś to tradycja kultywowana jak sport narodowy w Katarze. Najlepsze sokoły kosztują dziesiątki tysięcy dolarów, otrzymują własne paszporty, a samolotem latają wspólnie z właścicielami. Wielu Katarczyków wydaje fortuny na łowy, bo poza samym ptakiem, kosztem jego tresury, a także profesjonalnym sprzętem, potrzebne są furgonetki 4×4, radiolokatory itd. W Katarze istniało nawet reality show, gdzie sześciu doświadczonych sokolników dostało pewną sumę pieniędzy, za którą miało kupić sokoła, wytrenować go, a w finale polować walcząc o terenowego Lexusa.
Gdy w grudniu 2015 członkowie katarskiej rodziny królewskiej wybrali się na łowy, nie było w tym nic wyjątkowego. Pustynia Muthanna na południu Iraku to jedno z najbardziej cenionych miejsc do sokolnictwa. Obóz mieścił się tuż przy granicy z Arabią Saudyjską, a uczestnikom bezpieczeństwo zapewniało irackie wojsko.
Ale zostali napadnięci, zdziesiątkowani i wzięci do niewoli. Nie podam wam przez kogo – jest tak wiele ugrupowań terrorystycznych w tym rejonie, tak wiele ich odłamów, że nie będę ryzykował kompromitującej pomyłki. Fakt faktem jednak, że samo ustalenie, że porwani wciąż są żywi, kosztowało Katar dwa miliony dolarów, a proces był załatwiany przez wyspecjalizowaną firmę z San Diego.
Okup, jak Neymar, pobił rekord świata: według Financial Times opiewał na około siedemset milionów dolarów.
Niewiele rzeczy tak wkurwia Arabię Saudyjską, co Katar. Przez lata był to w zasadzie ich wasal. Ale pod rządami Hamada bin Khalify Al Thaniego (1995-2013, schedę aktualnie przejął jego syn) kraj nie tylko dynamiczne się rozwinął, ale przede wszystkim zaczął zgłaszać własne ambicje, odchodząc od prosaudyjskiej polityki. Z kamyka uwierającego Saudyjczyków, stał się poważnym problemem. Sama Al Jazeera to w świecie arabskim ewenement: nikt tak nie potrafi objechać rządzących jak ta wpływowa katarska telewizja. Już w 2002 Arabia Saudyjska wycofała swojego ambasadora z Kataru w proteście przeciwko działalności Al Jazeery. Ambasador wrócił w 2008, gdy Saudyjczycy zostali zapewnieni, że nie stacja nie będzie z nimi jechała jak z burą suką. Delikatnie mówiąc, w kolejnych latach pozostał na walizkach.
Ambicje Kataru to bynajmniej nie sztuczne wyspy, budowane od zera ultranowoczesne miasto Lusail i inne cuda architektoniczne. Bogactwo płynące z największych na świecie złóż paliw wykorzystywane jest na wpływanie na politykę regionalną, choćby przy przeróżnych konfliktach Bliskiego Wschodu. Łatwo się domyślić, że zazwyczaj na kontrze do Arabii Saudyjskiej.
Co najgorsze dla Saudyjczyków, Katar zaczął coraz aktywniej romansować z Iranem, który od rewolucji Chomeiniego w 1979 jest wielkim rywalem Arabii. To kraj, który podobnie jak Arabia zgłasza ambicje by przewodzić regionem. Ta rywalizacja ciągnie się od dekad, polega na fundamentalnych różnicach w polityce zagranicznej, a także pojmowaniu Islamu. Iran zawsze mocno akcentował retorykę – Arabia Saudyjska to zdrajca, amerykański agent w naszym świecie. Mekka zdaniem Chomeiniego jest w niegodnych rękach, bo Saudyjczycy luźniej podchodzą do nauk koranu. Ostatnio relacje tylko się zaostrzyły, czego dowodem choćby fakt, że w Syrii oba kraje wspierają dwie różne strony. Kraje nie utrzymują dyplomatycznych relacji, ambasadorem Arabii Saudyjskiej w rozmowach z Iranem jest… Szwajcaria.
Katar postawił na irańskiego konia. Gdy w 2006 Iran rozpoczął plan nuklearny, Katar jako jeden z niewielu popierał ten pomysł. W tym roku miało jednak miejsce zdarzenie, które może zachwiać równowagą w regionie i uczynić z Iran absolutną potęgę.
South Pars/North Dome Gas-Condensate To największe na świecie złoża gazu ziemnego, wspólne dla Iranu i Kataru. To złoże ma więcej gazu, niż wszystkie inne na planecie razem wzięte. 25 kwietnia 2017 Katar postanowił zacieśnić współpracę w sprawie wydobycia ze wspólnych złóż, co będzie skutkować niewyobrażalnie potężnym zastrzykiem finansowym dla ekonomii Iranu.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź Arabii Saudyjskiej, dla której bogaty Iran jest poważnym zagrożeniem wszelkich interesów. Wykorzystując kwestię okupu zapłaconego terrorystom, rozpoczęli blokadę Kataru. Oczywiście w przeszłości Katar, mieszając się w politykę wewnętrzną różnych krajów, też finansował ruchy zbrojne uwikłane w terroryzm, ale dzięki pojmanym sokolnikom Saudyjczycy zyskali świeże i mocne “casus belli”.
Do blokady Kataru dołączyło wiele krajów. Niektórym też nie w smak wzrost znaczenia Iranu, niektórzy po prostu są lojalni Saudyjczykom, bo mają w tym swój interes, ale taki prezydent Egiptu: Katar podczas wojny domowej finansował jego rywali.
Katar to najbogatszy na świecie kraj jeśli chodzi o PKB w przeliczeniu na liczbę ludności. Niemniej i tak blokada sprawiła, że ludzie ruszyli do sklepów by zrobić zapasy. 99% żywności jest sprowadzane zza granicy. Arabia Saudyjska zamknęła granicę, więc droga lądowa odpada. Porty w Katarze są zbyt płytkie i wiele transportowców tam nie wpłynie – ostatnio głośna sprawa transportowców MAERSK – a porty sąsiadów są już niedostępne, tak samo jak lotniska. Oberwało się także katarskim bankom i instytucjom finansowym. Kraj dostał – by tak rzec – piętrowy cios.
Arabia Saudyjska, w zamian za zwolnienie blokady, zażądała m.in. zamknięcia tureckiej bazy wojskowej, zamknięcia Al Jazeery, znacznego osłabienia relacji dyplomatycznych z Iranem, a także dziesięcioletniego nadzoru.
Czyli w istocie chciała powrotu do 1994, kiedy miała Katar pod butem.
Dość otwarcie, choć zarazem powierzchownie, Katar zaatakował Donald Trump.
Katar nie może sobie w obliczu takiego kryzysu pozwolić na zrobieniu w Amerykanach wroga. Nic dziwnego, że raptem kilka dni po odważnych wypowiedziach Trumpa, katarski departament obrony wydał… kilkanaście miliardów dolarów na trzydzieści sześć F-15. Niebawem wydał 6 miliardów w Europie – lukratywny kontrakt na uzbrojenie katarskiej marynarki otrzymali Włosi.
Jeśli chodzi o Trumpa, jest jeszcze jeden intrygujący trop. Corey Lewandowski, wpływowy lobbysta, który był jednym z szefów kampanii Trumpa po zwycięskich wyborach utworzył w Waszyngtonie “Avenue Strategies”, firmę konsultingu politycznego, cokolwiek to by miało znaczyć. Zobaczcie nawet jak jest ulokowana:
Lewandowski musiał zrezygnować z oficjalnego stanowiska w firmie, ale jest jasne, że wciąż pociąga tu za sznurki, mając dojścia w wielu miejscach. Oczywiste jest to np. dla Kataru, które stało się słono płacącym klientem Avenue Strategies.
To sposób walki Katarczyków na obostrzenia Arabii Saudyjskiej – poszerzanie wpływów. Katarskie pieniądze są ulokowane w wielu istotnych miejscach, natomiast tak jak poprzez potężne firmy, względnie lobbystyczne podmioty w stylu Avenue Strategies, można dotrzeć do nielicznych, kluczowych osób, tak trzeba też dbać o PR wśród tłumów. A do tego najlepszy jest futbol, na co na pewno zgodzi się Władimir Putin, który przecież nie organizuje mundialu z wielkiej miłości do piłki.
Katar przez ostatnie lata był sponsorem Barcelony. Doskonały interes finansowy dla klubu, wspaniała ekspozycja dla Kataru. Ale już dwa lata temu włodarze z Camp Nou dostrzegły zasadniczy problem. Klub jest bardzo popularny na Bliskim Wschodzie, ale reklama “Qatar Airways” na tym rynku coraz bardziej szkodzi. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich np. tak promowano mecze Barcy:
A przecież miało to miejsce jeszcze przed wybuchem konfliktu tego lata. Można sobie wyobrazić, że gdyby Qatar Airways przedłużyło współpracę z Barceloną, ktokolwiek wychodzący w koszulce Messiego na saudyjskie ulice wzbudzałby w najlepszym wypadku nieprzychylne spojrzenia. Krążyła plotka po internecie, że w ZEA za promowanie Kataru – w tym więc i noszenie koszulek Barcy – groziło więzienie. Barca wyczuła pismo nosem i nie przedłużyła kontraktu, teraz na jej koszulkach mieści się japoński Rakuten, które znacznie lepiej nadaje się do budowania globalnej marki.
Strata Barcelony z katarskiej strefy wpływów byłaby wielkim PR-owym ciosem dla kraju, który chce wszystkim na świecie pokazać, że blokada Saudyjczyków nim nie wstrząśnie. Stąd też i Neymar, doskonale nadrabiający utratę Camp Nou.
Neymar, czyli transfer pilotowany przez najważniejszych ludzi w Katarze. Transfer, który odwraca uwagę, transfer, który jest demonstracją katarskiej siły nabywczej, ze szczególną mocą wyrazu na Bliskim Wschodzie. Transfer, który ma pokazać też Barcy: odwróciliście się od nas, to spróbujemy zrobić z PSG kogoś większego od was, w dodatku w oparciu o waszą supergwiazdę. Tak to czytam, chęć zemsty na Katalończykach moim zdaniem też tu istniała.
Zamiast o kłopotach Kataru, mówi się o transferze wszechczasów. Zamiast Barcy z “Qatar Airways”, najgorętszą drużyną sezonu ma stać się PSG kojarzone z Katarczykami. Także na Bliskim Wschodzie: każdy ich wygrany mecz będzie cierniem w oku Saudyjczyków i innych nieprzychylnych Katarowi krajów. Oczywiście piłka zarazem jest w tych krajach bardzo popularna, Liga Mistrzów szczególnie, a jakby tego było mało… transmituje ją katarska telewizja beIN Sports. Zresztą, Katar oplótł wpływami również lokalne rozgrywki – Hossam el-Badry, menadżer egipskiego Al Ahly, został ukarany dziesięcioma tysiącami dolarów kary przez azjatycką federację za odmowę wywiadu beIN Sports po meczu African Champions League.
Transfer tej wagi jednak znacznie wykracza poza futbol. Pokazuje, że Katar jest stabilny, jest bardzo silny, ciężko go zranić, a jego pieniądze mogą dokonać ogromnych rzeczy. To przekaz, który można przenieść na inne pola działalności. Przekaz, jakiego oczekiwał chociażby niejeden inwestor i polityk.
PSG nie jest w sprawie żadną stroną, jest tylko narzędziem. UEFA ze swoim Financial Fair Play? Gdy w grę wchodzi polityka światowa, potężny kryzys polityczny, miliardy euro, jest nieistotną drobnostką. Paradoksalnie dlatego transfer Neymara FFP nie zabije – to transakcja jedyna w swoim rodzaju, najbardziej wielokontekstowa w dziejach piłki nożnej, istotna dla pałaców rządzących, Białego Domu i szefów koncernów paliwowych. Nie można jej równać do kupna Benjamina Mendy’ego czy Higuaina.
Transfer Neymara rozliczany w kwestiach ekonomicznych też nie ma sensu. Nie jest istotne czy się zwróci czy nie, tak jak nie zwrócą się F-15. Jakby Neymar miał kosztować pół miliarda, a potem nie sprzedał żadnej koszulki, i tak by się Katarczykom opłacał. PSG ma tyle do gadania, co młotek przy doborze wbijanych gwoździ.
Jedyną stroną w tym całym zamieszaniu był Neymar, który mógł po prostu powiedzieć “nie”. On jeden, nie Tebas z La Liga, nie UEFA, nie Barca, on jeden mógł to wysypać. I moim zdaniem nie pieniądze zdecydowały, ale ostatecznie to, że z punktu widzenia budowania jego własnej marki, te przenosiny mu się opłacają.
Bo w Barcelonie nigdy nie wyszedłby z cienia Messiego.
Trafia do klubu znacznie mniej utytułowanego, o nieporównywalnie mniejszej historii, zarówno dawnej, jak i bieżącej. Trafia do zespołu słabszego, o zdecydowanie mniejszej rozpoznawalności na świecie.
Być może już w najbliższym sezonie byłby wyraźnie lepszy, byłby numerem jeden. Ale tak długo jak w Barcelonie będzie Messi, to drużyna Argentyńczyka, to przez jego pryzmat będzie ostatecznie postrzegana. Nawet jeśli najbliższe pięć lat Neymar by wygrywał z Barcą wszystko jako najlepszy piłkarz, to Messi byłby kapitanem. Tylko ukoronowałby karierę Messiego w Katalonii, samemu w najlepszym wypadku ciesząc się rolą wspaniałego pomocnika Leo. A gdy w wieku 30, 31 lat zostałby wreszcie sam jako numer jeden, nie miałby szans przebić tego, co Messi osiągnął bez niego.
Dla wszystkich kibiców – nie będącymi cules – transfer Neymara to doskonała informacja. Neymar w Paryżu ma klucze od drużyny, a jego bój z Messim i Barceloną z miejsca staje się najbardziej pasjonującym na planecie. Nawet El Clasico ma mniejszą temperaturę, niż ewentualne starcie paryżan z Barcą. Jeśli wygra Ligę Mistrzów i ogra Barcę, to taki triumf będzie miał wymiar większy, niż pięć kolejnych ważnych trofeów z Leo u boku.
Neymar zacznie pisać własną historię. Może spróbować ścigać się z Ronaldo czy Messim – ścigać nie na przestrzeni sezonu, ale na przestrzeni karier. Czy tak trudno uwierzyć, że większą ambicją niż kolejne trofea z Barcą, jest zostanie większą od Argentyńczyka legendą? Brzmi jak mission impossible? Jeszcze trudniej byłoby mu w Barcy, gdzie pomagałby Leo powiększać gablotę z troeami.
Leszek Milewski