Murapol chce rządzić rozsądnie i nowocześnie, mierząc w sukces. Która część tego zdania jest najważniejsza? “Murapol chce rządzić”. Choć do startu sezonu zostały trzy dni, trener Przemysław Cecherz już jest na walizkach. Piłkarze powinni wyciągnąć z tego wniosek: was ściągali inni ludzie, inny zarząd. Murapol może mieć zupełnie inną wizję co do kadry.
Za Cecherzem mało kto na trybunach będzie płakał. Kibice raczej płakali widząc topornie grający RTS. Wielu miało wątpliwości, czy to człowiek, który ma dostatecznie dobry warsztat aby zrealizować cele stojące przed Widzewem, czyli marsz w górę poziomów rozgrywkowych. Kibice mieli go za krzykacza, który specjalizuje się w usprawiedliwieniach na konferencjach prasowych. Był w tym niesłychanie przewidywalny: po niemal każdym meczu narzekał, że wynik mógł być lepszy, gdyby jego zawodnicy wykorzystali sytuacje – prawdziwe odkrycie Ameryki. Nie dostrzegał zarazem, że dziesiąty raz narzekając na niewykorzystane sytuacje, godzi najbardziej w swój własny warsztat.
Fakty są takie: zimą dostał wielu nowych, niezłych graczy. Widzew wygrywał więcej. Ale ostatecznie nie awansował, nie punktował tak dobrze, jak się spodziewano, nie wygrał derbów z ŁKS.
Niektórzy żartowali, że dokonał sztuki niemałej: piłkarze lepsi, a poziom gry ten sam. Czarodziej.
Niemniej sam moment decyzji jest wyjątkowo mało fortunny. Przecież jest za pięć dwunasta startu sezonu. To Cecherz był wiodącą postacią jeśli chodzi o budowę zespołu, to on przez cały okres przygotowawczy wpajał zawodnikom własną koncepcję. Teraz ma przyjść ktoś nowy i testować rozwiązania podczas meczów ligowych? Z całym szacunkiem, może i Murapol ma dużo pieniędzy, może i Widzew jest największą firmą w trzeciej lidze, ale te rozgrywki nie wygrają się same. Szanse, że to wszystko uda się bezboleśnie, są nikłe. Konkurencja nie śpi, awansuje tylko mistrz. Żeby z tego nie zamieszania nie wyszedł brak kilku ważnych punktów na koniec sezonu.
Siedzący na walizkach szkoleniowiec, jeszcze przed chwilą zapewniany o pewnej przyszłości, jest też przestrogą dla piłkarzy. Murapol już do Podbeskidzia sprowadzał swoich zawodników. W Widzewie nie maczał palców jeszcze w żadnej transakcji, cała kadra jest zmontowana przez ludzi, którzy rządzili wcześniej. Skoro ot tak wyleciał trener, to nie zdziwi nas, jak Widzew będzie czekało wyjątkowo długie okienko transferowe, a w trakcie sezonu będą pojawiać się piłkarze mający zmienić oblicze drużyny. Oczywiście kosztem tych, którzy już siedzą w szatni, a cały okres przygotowawczy coś próbowali wspólnie zbudować. Spokojnego okienka zimowego też się nie spodziewamy.
Nawet jeśli zaraz przyjdzie o wiele bardziej obiecujący trener, nawet jeśli pojawią się gracze, którzy przed chwilą byli nieosiągalni, to bezsprzecznie jest to wyjątkowo ryzykowny moment na eksperymenty. Eksperymenty póki co, bo zaraz może się okazać, że na rewolucję.
Kto ma zastąpić Cecherza? Najgłośniej jest o kandydaturze Smudy – tę informację podał Widzewiak, potem Dziennik Łódzki, Radio Łódź, na Twitterze dziennikarz “Przeglądu” Piotr Wołosik i Mateusz Borek. Pomysłodawcą takiego ruchu mają być własnie władze Murapolu. Dla kibiców Widzewa powrót Smudy to byłoby coś. Trochę zagranie na emocjach – za Franza były wielkie sukcesy, teraz znów jest Franz, więc będzie dobrze. Poprowadzi klub nasz człowiek. Powrót Smudy byłby informacją, która zagrałaby na czułych strunach nawet tych, którzy na stadionie pojawiają się rzadko albo wcale.
Ale czy jemu samemu by się chciało? Zająć na całego walką o trzecioligowy bój, tłukąc się po stadionach mogących pomieścić stu widzów nie licząc ciecia i jego rodziny? Teraz, gdy dziennikarze go wydzwonili, powiedział, że oczywiście, Widzew to jego klub, chciałby go poprowadzić, ale jest w Zakopanem i pracę może podjąć od poniedziałku. Czyli po starcie pierwszej kolejki…
Fot. FotoPyK