Bardzo gorące dni w Wiśle Kraków. Nowy inwestor chce przejąć klub i w teorii wszystko powinno być bardzo proste. Jeśli dysponuje konkretną kasą (40 milionów złotych), pozostaje mu tylko wejść do klubu i po prostu wziąć co swoje. Dokładnie tak stanowi klauzula w umowie, jaką Towarzystwo Sportowe Wisła podpisało biorąc klub w swoje ręce. Wykładasz na stół do 23 lipca 2017 roku 40 baniek? OK, grzecznie sprzątamy swoje szpargały z biurek i zwalniamy szafki.
Wedle zapisów, po aktywowaniu klauzuli obie zainteresowane strony mają podzielić się kasą. 60% wpada na konto Tele-Foniki, poprzedniego właściciela klubu, 40% na konto TS Wisły, obecnego właściciela. Jeśliby do 23 lipca nie zgłosił się nikt – Tele-Fonika straciłaby wówczas jakąkolwiek szansę na odzyskanie choć części wpompowanej kasy w klub. Sprawą dyskusyjną jest, czy taki model przejęcia jest dobry dla samego klubu. Możemy sobie wyobrazić, że Tele-Fonika szukała w sposób desperacki, nie weryfikując kontrahentów, mając przed oczami tylko odzyskanie 24 baniek? Możemy.
Sprawą bezdyskusyjną powinno być natomiast to, że skoro tak stanowi umowa – TS Wisła ma w tym sporze właścicielskim niewiele do gadania. Sama się na taki układ zgodziła.
TS Wisła mówi jednak dużo.
Co jest bardzo dziwne, bo – jeśli stowarzyszeniu faktycznie zależałoby na dobrze klubu i gdyby w nowym inwestorze faktycznie widziało szansę na powrót do złotych czasów – nie waliłoby obuchem już na starcie procedury przejęcia klubu, a zachowało większą wstrzemięźliwość. A jednak na starcie zwołano konferencję prasową, na której zarzucano inwestorowi całkowity brak wiarygodności. W zasadzie od pierwszego dnia rozpoczęło się tupanie nogami na nowego inwestora i wyrażanie sprzeciwu, co – nazwijmy to delikatnie – nie oczyszcza atmosfery potrzebnej do dalszych rozmów. Mówiąc wprost – to było jedno wielkie obcesowe “nara”. Niemcy mogą wręcz teraz zastanawiać się, czy ten biznes w ogóle jest im potrzebny. Zakładając, że wszystkie kruczki prawne stoją po ich stronie, muszą mieć świadomość, że niezadowolenie TS-u = niezadowolenie najważniejszych osoby w środowisku kibiców. Jeśli wydrą im klub siłą – na starcie narobią sobie masę wrogów, wejdą do klubu ze świeżym problemem, który może być bardzo trudny do rozwiązania, szczególnie w krakowskim klimacie kibicowskim. Niewykluczone zatem, że Löser zaczyna bić się właśnie z wątpliwościami.
I bardzo możliwe, że Towarzystwu dokładnie o to chodziło.
Z drugiej strony to dziwne, że nowy inwestor wiedząc, że TS może niespecjalnie palić się do oddawania klubu, nie zdecydował się w jakiś sposób udobruchać stowarzyszenia. Wolał przyjąć postawę: “wy i tak macie gówno do gadania, więc z wami rozmawiać nie trzeba”, czym tylko dołożył argumentów w ręce TS-u (Sarapata skarżyła się na konferencji na brak jakiegokolwiek kontaktu z pełnomocnikiem Lösera, Norbertem Bernatzky’m). Słusznie? Umowa mówi, że nie (pełnomocnictwo do rozmów z inwestorami miała Tele-Fonika, to ona ma władze). Dobre maniery i chęć zbudowania przyjaznego gruntu – w sumie tak.
A wystarczył jeden drobny gest: – Tak, chcemy przejąć klub, jesteśmy wiarygodni. Tu nasze gwarancje, tu zabezpieczenia. A tak w ogóle to Jörg jestem.
No i doszło do jeden wielkiej szopki. TS Wisła mówi teraz: – Pisma jakie dostaliśmy są niewiarygodne! Wycofaliśmy pełnomocnictwo, nie oddamy klubu!
Tele-Fonika odpowiada: – Musicie oddać klub, nie możecie ot tak wycofać pełnomocnictwa! No, dalej!
A cytując dosłownie, najpierw Marzena Sarapata na wczorajszej konferencji prasowej: – W ślad za otrzymaniem dokumentów, które wzbudziły nasze wątpliwości, wypowiedzieliśmy pełnomocnictwo Tele-Fonice po to, żeby chronić interesy klubu, po to, żeby nie doszło do ruchów trudniejszych do odwrócenia. Była to reakcja na dość wątpliwy kształt tego pisma, które do nas wpłynęło.
Czy zarzut prezes Sarapaty ma sens? No cóż – pismo faktycznie nie wygląda jakoś super-ekskluzywnie (krąży na Twitterze, więc wrzucimy).
źródło: @michalwolf85
Natomiast reakcja TS wydaje się zupełnie niewspółmierna do wątpliwości, jakie inwestor miałby budzić. Odpowiedź Tele-Foniki na konferencję Sarapaty była błyskawiczna. Choć w firmie o Wiśle indywidualnie nikt rozmawiać nie chce, odpowiedziano po krakowsku – oświadczeniem. Cytujemy w całości, bo jest dość mocne:
Pragniemy poinformować, że Towarzystwo Sportowe WISŁA, jest zobowiązana odsprzedać akcje Wisły Kraków S.A., na podstawie umowy zawartej w dniu 23 lipca 2016 roku.
Warunkiem zawartym w tej umowie było wyłącznie to, że Grupa TELE-FONIKA znajdzie Inwestora, który zapłaci odpowiednio wysoką i ustaloną kwotę.
Fakty są takie, że stosowne dokumenty zostały już przedstawione zgodnie z treścią i w czasie wynikającym z umowy. Teraz rozpoczyna się już faza sprzedaży akcji.
Wspomniane przez TS WISŁA wypowiedziane pełnomocnictwo – nie ma żadnego znaczenia, bowiem Grupa TELE-FONIKA działała na podstawie uprawnienia wynikającego wprost ze wspomnianej umowy.
Na dzisiaj znaczenie ma to, że po złożeniu wspomnianych dokumentów TS WISŁA ma 60 dni na sprzedaż akcji, a jeśli tego nie uczyni – to Towarzystwo zobowiązane będzie zapłacić wysokie kary umowne.
Pomimo całej sytuacji, powodowani troską o dobro Wisły Kraków, rozumiemy, że Towarzystwo ma potrzebę bliższego poznania nowego nabywcy. W pełni podtrzymujemy deklarację, że pomożemy w tym TS Wisła – w każdy możliwy sposób.
Jednocześnie informujemy, że prawnicy Grupy TELE-FONIKA będą pozostawać w kontakcie z prawnikami TS Wisła i podejmą konieczną współpracę.
Tak zdecydowane oświadczenie prawdopodobnie zamyka sprawę. Wątpliwe wydaje się, by nie mając pewności co do prawidłowości umowy Tele-Fonika tak otwarcie atakowała Wisłę i przekazywała tak jasny sygnał: niczego nie ugracie, oddawać klub. Jak informuje na Twitterze wiarygodny Janekx89 – dokumenty zostały wnikliwie przeanalizowane przez dwie niezależne kancelarie i być może dlatego oświadczenie jest tak zdecydowane w swojej wymowie.
Tele-Fonika jest zatem pewna swego. Pewna, że z ofertą wszystko jest w porządku.
TS Wisła jednak – na to wygląda – oddawać klubu bardzo, bardzo, bardzo nie chce i będzie się go trzymać rękami i nogami. A gdy już zostanie wyrzucone przez okno – złapie się rynny i dalej będzie się desperacko trzymać. Dlaczego Towarzystwo nie chce powitać Jörga Lösera i grupy Stechert chlebem i solą? Mamy na to trzy hipotezy.
WERSJA 1 – SPODOBAŁO MU SIĘ RZĄDZENIE KLUBEM
TS Wiśle spodobało się rządzenie do tego stopnia, że do ustąpienia nie przekona ich nawet 16 milionów złotych, jakie mieliby dostać od Niemców. Teoretycznie taka kasa dla stowarzyszenia kibicowskiego to kwota z kosmosu – nie dość, że starczy na spłatę zadłużenia, to jeszcze zostanie kupę kasy na bieżącą działalność. Jak na stowarzyszenie kibicowskie – absolutny luksus.
Ale nie tylko własny interes ma tu do odegrania rolę, ale przede wszystkim też interes klubu. Zakładając, że inwestor jest wiarygodny i ma dobre intencje – czy na operacji zyskałoby dobro klubu, które tak patetycznie podkreśla TS czy to na konferencji, czy w oświadczeniu? Oczywiście, że tak. No i samo TS Wisła zakończyłoby ten deal w glorii chwały: uratowali klub, pozostawili go w dobrych rękach, a na wszystkim jeszcze solidnie zarobili.
Nie jest jednak żadną tajemnicą, że w klubie bardzo dużo doo powiedzenia mają najważniejsze postaci z trybun. W przypadku zmiany właściciela – ich głos stanie się znacznie cichszy. Można zakładać, że wśród tych osób panuje przekonanie: nie po to przejmowaliśmy klub, by po roku go oddawać. I trudno się dziwić. To trochę tak jak z dzieckiem w rodzinie z problemami. Wiesz, że jeśli trafi w normalne warunki, będzie mu tam lepiej, ale mimo wszystko oddawać nie chcesz – bo twoje, bo kochasz, bo nie i już. TS Wisła oddawać klubu nie chce tym bardziej, ze starało się o przejęcie go od Cupiała już dużo, dużo wcześniej. Decyzja nie została podjęta w potrzebie chwili, gdy Meresiński miotał się w swoim gabinecie, gdy do mediów wychodziły kolejne zarzuty wobec niego. Wieść niesie, że nie bez znaczenia może być też fakt, iż blisko klubu kręcą się firmy bezpośrednio powiązane z członkami zarządu.
Reasumując: TS Wisła może chcieć zablokować ofertę, gdyż nie chce utracić władzy w klubie. Z jednej strony – trudno się dziwić. Z drugiej – możemy się zastanowić, co byłoby lepsze dla klubu.
WERSJA 2 – CHCĄ ODDAĆ WISŁĘ, ALE GRAJĄ O PEŁNĄ PULĘ
Niewykluczone, że TS Wisła pogodziła się z utratą władzy w klubie, jednak po odpaleniu kalkulatorów sprytnie doszło do wniosku, że można wyciągnąć z tego dealu więcej. Obecny układ gwarantuje TS 40% od kwoty zbycia, więc dokładnie 16 milionów złotych. Przypomnijmy, że obecny układ wygasł 23 lipca. Ktoś mógł wpaść w TS-ie na pomysł: – Mamy gości chcących wyłożyć na klub 40 baniek, zagrajmy na czas i zagarnijmy całą pulę!
By tak się stało, wystarczy zablokować pismo z 23 lipca i poczekać na nowe, które mogłoby wpłynąć – powiedzmy – 26 lipca. Dla inwestora zmieniłoby się tylko to, na czyje konto przeleje kasę (w drugim układzie 100% idzie na konto TS). Można zatem zakładać, że dla Niemców to wszystko jedno. Z biznesu zostaje w tym układzie wykolegowana Tele-Fonika, której bardzo zależy na odzyskaniu pieniędzy.
Prezes Sarapata na konferencji prasowej wręcz kategorycznie zanegowała pisma, jakie wpłynęły do tej pory: – Pismo nie może być uznane za ofertę przede wszystkim dlatego, że zawarty w nim jest warunek, a żeby dokument formalnie był ofertą – musi być skonstruowany bezwarunkowo. Oferta powinna być zbudowana tak, by strona sprzedająca powiedziała tylko “tak, zgadzamy się, by doszło do zawarcia umowy”. Mamy do czynienia z warunkiem, który dodatkowo nie jest objęty terminem i który jest niezgodny z zasadami współżycia społecznego (tym warunkiem jest przeprowadzenie audytu – red.). Pismo po prostu jest nieważne. Podpisany pan nie przedłożył pełnomocnictwa.
I jednocześnie zaprosiła do składania ofert w przyszłości: – Jako że termin skorzystania z klauzuli minął, potraktujemy potencjalnego inwestora jak każdy inny podmiot, który zgłosiłby chęć wykupienia Wisły Kraków SA. Podejmiemy chęć rozmowy z każdym, kto wyrazi chęć zainwestowania środków, budowania silnej marki klubu.
Brzmi jak idealny plan na zarobienie 24 baniek więcej. Jednak teoria zakłada, że obecni właściciele działają dość naiwnie – musieliby założyć, że inwestor nie będzie chciał się przepychać i nie skieruje sprawy do odpowiednich organów. No i że postąpi nie fair wobec Tele-Foniki, która de facto go do tego interesu namówiła.
WERSJA 3 – NIEMIECKI INWESTOR FAKTYCZNIE JEST NIEWIARYGODNY
Wersja najmniej wiarygodna (aczkolwiek możliwa) z dwóch powodów:
a) inwestor został zweryfikowany przez TeleFonikę,
b) inwestor to firma z długoletnią tradycją, nie żadna kukułka.
Wprawdzie wiadomo, że pierwszy argument można odbić w banalny sposób: hej, a czy ta sama Tele-Fonika nie weryfikowała Meresińskiego? Weźmy jednak pod uwagę, że Löser na zarzuty Wisły zareagował błyskawicznie: w czwartek wyląduje w Krakowie i zjawi się w klubie osobiście. Nie jest więc tak, że kręci, odwleka, zataja. Chcecie mnie uwiarygodnić? Proszę bardzo, oto jestem.
Kim tak w ogóle jest Jörg Löser? Jest udziałowcem Stechert Gruppe, którą przejął w tym roku. Zorientowane osoby twierdzą, że to specjalista w wyciąganiu firm z tarapatów – tak też było ze Stechertem, którym po śmierci Petera Stögera w 2015 roku, czołowej postaci firmy przez lata, zaczęto zarządzać w sposób nieudolny. Na tyle nieudolny, że trzeba było po dwóch latach szukać wsparcia. Na portalu nordbayern.de można przeczytać, że sytuacja była naprawdę poważna: Frankońska firma Stechert uratowana: wszedł do niej nowy inwestor. Przedsiębiorstwo znane na całym świecie przede wszystkim z produkcji krzesełek stadionowych walczyło od roku o przeżycie i było o krok od bankructwa. (…) Nowy inwestor chce oddłużyć przedsiębiorstwo i zasilić je świeżym kapitałem. Wszyscy 230 pracownicy zachowają swoje miejsca pracy.
Wtedy jednak za firmę wziął się ze swoim kapitałem Löser i o problemach od tamtej pory ani widu, ani słychu. Stechert siedzi w wielu branżach, lecz najbardziej znana jest z zaopatrywania stadionów w krzesełka. Biura, uniwerki, hale – to ich cel. W tym również stadiony – od mundialowych (Recife, Cuiaba, Kurytyba, Manaus), przez niemieckie (m.in. Wolfsburg, Schalke) po Premier League (Stoke, Everton). Co najistotniejsze, Stechert ma ponad sześćdziesięcioletnią tradycję. To naprawdę nie jest kukułka Meresińskiego, która istnieje tylko jako adres w KRS. A propos – prezes Sarapata sugerowała na konferencji prasowej, że nie da się znaleźć firmy w niemieckim KRS. No cóż, nie jest to szczególnie trudne.
Grupa od jakiegoś czasu zaopatruje kluby nie tylko w krzesełka, lecz także pompuje w nie kasę. Jakiś czas temu wykupiła prawa do nazwy hali sportowej w Brambergu, którą nazwała Stechert Arena. Przedsiębiorstwo współpracuje też z klubem Greuther Fürth, który sponsoruje od wielu lat i przy stadionie którego wybudowało swoje centrum biznesowe.
No naprawdę – nie wygląda nam to na niewiarygodną i niepoważną firmę.
***
Na papierze wszystko wygląda doskonale. Wątpliwość jest w zasadzie tylko jedna: po co komuś Wisła Kraków za 40 milionów złotych, kwotę – jak na polskie realia – absolutnie kosmiczną? Jeśli ktoś chce przejąć klub w Polsce, może po prostu…
a) przejąć Śląsk Wrocław za O WIELE mniejszą kasę (Ślak był dogadany, że za akcje klubu przekaże miastu 3 miliony złotych),
b) spróbować negocjować z Wisłą warunki przejęcia i zapłacić odpowiednio mniej.
Nieskorzystanie z drugiej opcji wydaje się o tyle dziwne, że w tym konkretnym przypadku było bardzo duże pole do negocjacji. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Löser przyjeżdża do Krakowa zrobić rekonesans. Oprowadzany jest po stadionie, gabinetach, odwiedza bazę w Myślenicach. I wtedy wypala:
– No dobra, misie, biorę to. Według obecnej klauzuli dostaniecie za to 16 baniek. Czy wam się to opłaca?
– Nie.
– A ja muszę wyłożyć na to 40 baniek. Czy mi się to opłaca?
– Pewnie nie.
– No to zróbmy tak, że przejmę Wisłę w sierpniu już bezpośrednio od was. Z Tele-Foniką jakoś to załatwimy. Wyłożę wtedy na to 25 milionów złotych, całość trafi wyłącznie do was. A klub mogę kupić tak czy siak, od was zależy, ile zarobicie. Zły biznes?
– Bardzo dobry!
Przedsiębiorstwo stwierdziło jednak, że wyjedzie z grubej rury z 40 milionami i w żadne gadki bawić się nie będzie. A czemu nie Śląsk? Pozostaje wierzyć, że niemiecki inwestor po prostu stwierdził, że 40 milionów to cena za historię, tradycję, potencjał kibiców, miasta i infrastruktury. Niewykluczone, że Stechert chce tym samym zaznaczyć swoją pozycję na polskim rynku, na którym stadiony buduje się ostatnio na potęgę. Kilka ubitych transakcji i kasa wpompowana w klub szybko się zwróci.