Agonia przy akompaniamencie czeczeńskich pieśni – Neuchâtel Xamax sięga dna

redakcja

Autor:redakcja

21 stycznia 2012, 09:11 • 6 min czytania

Miało być jak w bajce. Doświadczony trener, znani piłkarze, bajońskie kontrakty. Prawie jak za rządów jakiegoś arabskiego szejka. No właśnie, prawie, bo Bułat Czagajew to jednak Czeczen i to o wątpliwej inteligencji. Szwajcarski klub potraktował jak tani baton z osiedlowego spożywczaka. Kupił, rozpakował, pochłonął i strawił. Teraz wszystko się w nim sypie. Podróż z El Dorado na Syberię przebiegła nawet szybciej, niż odbyłoby się to na pokładzie F-16. Dwukrotny mistrz kraju tonie w ponad sześciomilionowych długach. Ostatnio stracił też ligową licencję i jest na najlepszej drodze do degradacji. Z miejsca, od rundy wiosennej – o trzy lub cztery ligi w dół.
Wykupując pakiet większościowy Neuchâtel Xamax, Czagajew postawił sobie jeden cel – grę w Lidze Mistrzów. Przyspieszonego pulsu dostali właściciele wszystkich szwajcarskich klubów. W oczach rósł im przecież rywal, mający możliwości ku temu, aby znaleźć się poza zasięgiem wszelkich radarów i całkowicie zdominować rodzime rozgrywki. Ze spokojem, ale jednocześnie w towarzystwie delikatnego dreszczyku, w stronę malutkiego, nadjeziornego miasteczka zerkali także ci najmocarniejsi. Szumu zrobiło się co nie miara. O początkach mającego powstać imperium z resztą pisaliśmy i my. Wszystko jednak chyli się ku końcowi, zanim jeszcze na dobre ruszyło z miejsca.

Agonia przy akompaniamencie czeczeńskich pieśni – Neuchâtel Xamax sięga dna
Reklama

– Jako kapitan zespołu spotykałem się tutaj z sytuacjami… szczególnymi. Przez ostatnie miesiące nie mogłem zmrużyć oka. Teraz, kiedy wiem, że odchodzę, czuje się odciążony. Nareszcie mogę spać spokojnie – powiedział na początku stycznia Stéphane Besle. Piłkarz, który w Xamax występować od ponad siedmiu lat. Nie odszedł nawet wówczas, kiedy przyszło mu grać w drugiej lidze. Zacisnął zęby i na nowo dźwignął Xamax na boiska Ekstraligi. Czagajew miał być tym, który wynagrodzi mu jego lojalność i oddanie. Rzeczywistość wszystko brutalnie zweryfikowała. Okazało się, że opaska kapitańska, zamiast napawać dumą, niesamowicie go parzyła. Nie tak dawno umowa z Francuzem została rozwiązana. Wyrzucono go na zbity pysk. Potraktowano jak radioaktywny odpad, ponoć za to, że stanął w obronie swoich kolegów. Siedzibę klubu opuszczał ze łzami w oczach.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Besle, choć dla kibiców znaczył najwięcej, na stole Czagajewa i jego wspólników był tylko przystawką do sutych, znanych w Europie nazwisk. Jakość w ekipie Xamax mieli stanowić gracze z nieco innej, wyższej półki. Znani z występów w hiszpańskiej La Liga – Javier Arizmendi, David Navarro oraz szczególnie bliski nam, Polakom, Kalu Uche. Ten ostatni, jeszcze nie tak dawno, miał przed sobą perspektywę wypróbowania się w angielskiej Premier League, skąd napływały konkretne zapytania. Do Szwajcarii trafił skuszony wielkimi pieniędzmi. Jak okazało się w praniu, zera pięknie prezentowały się tylko na kartach umowy. Teraz wylewa swoje żale i bije się w pierś, opowiadając o koszmarze, który przeżywał przez ostatnie miesiące. – To, co działo się w Xamax, było totalnym burdelem. Pracowaliśmy ciężko, choć nikt z nas nie otrzymywał ustalonych pensji. Od sprzątaczki, po trenerów. Ci, którzy wcześniej coś zaoszczędzili, jakoś dawali sobie radę, ale dla młodych chłopaków był to gigantyczny problem. Kiedy podpisywałem kontrakt obiecywano mi złote góry. Mistrzostwo, grę w europejskich pucharach… Chcę stąd uciec, jak najszybciej. Gra w piłkę przestała sprawiać mi jakąkolwiek przyjemność. Ze swojego pobytu w tym miejscu zapamiętam piękny kraj i cudowne widoki jezior. Nie chcę jednak więcej słyszeć wyrazu Xamax. Przyjście tutaj było najgorszą decyzją w mojej karierze – powiedział na łamach szwajcarskiej prasy.

I rzeczywiście, za wesoło nie było. Klub od kilku miesięcy zalegał z wypłatami, za co ukarano go ośmioma ujemnymi punktami w lidze. Nie uiszczano też składek ubezpieczeniowych. Chwilami robiło się nawet niebezpiecznie. Do przerwy pucharowego spotkania ze Sionem, Xamax przegrywali 0:2. Wtedy Czagajew, znany z niekontrolowanej porywczości, nie wytrzymał napięcia i wpadł w furię. Wparował do szatni swoich piłkarzy, krzycząc od drzwi, że wszystkich ich pozabija. Nie zrobił tego dosłownie, ale graczy odstrzeliwał wedle uznania, jednego po drugim – wręczając wypowiedzenia umów. Podobnie było z trenerami. Od maja ubiegłego roku, kiedy przejął klub, na ławce trenerskiej zasiadało ich czterech. Niezrozumiałe roszady i irracjonalne decyzje rozwścieczyły kibiców, którzy woleliby raczej spaść do trzeciej ligi, niż choćby chwilę dłużej oglądać Czagajewa na trybunach swojego stadionu.

Image and video hosting by TinyPic

Ten ma jednak ich zdanie w głębokim poważaniu, co wyraźnie dawał do zrozumienia od samego początku. Kilka tygodni temu wyjawił, że tak naprawdę wcale nie chciał podjąć się tej inwestycji. – Nie miałem w tym żadnego celu. Teraz dziwię się, że w ogóle dałem się namówić. Przyszedł do mnie prezes i błagał, żebym wykupił od niego akcje, bo klub jest w tarapatach. No i zgodziłem się – mówił z charakterystycznym dla siebie luzem. Jak już go kupił, to koniecznie chciał ogrodzić i uczynić z niego swój prywatny folwark. Zaczął od chęci zmiany nazwy na Neuchâtel Xamax Vainakh, co doraźnie nawiązywałoby do jego pochodzenia. – To moje największe pragnienie. Nazwa przypominałaby o moich korzeniach. Myślę, że jako prezes mam do tego pełne prawo – prowokował. Nie wypaliło. Potem zarządził, że podczas przerw pomiędzy połówkami ligowych spotkań, z głośników popłyną tradycyjne czeczeńskie pieśni. Kibice nie posiadali się ze złości i zażenowania. – Skoro wykładam na ten klub miliony, to chyba mam prawo do dwóch minut tańca? W końcu to ja tu rządzę – ripostował fanom.

To, że Czagajew bardziej nadawałby się do filmów sensacyjnych, niż komedii, wiadomo na pierwszy rzut oka. Na dzień dzisiejszy jest oskarżony o oszustwa podatkowe i pranie brudnych pieniędzy, a jego wiza na pobyt w Szwajcarii straciła ważność ponad trzy lata temu.
Przygodę z Neuchâtel Xamax również zaczął w swoim stylu – od przekrętu – fałszując, opiewające na kwotę 35 milionów dolarów, gwarancje finansowe niezbędne do jego przejęcia. To jednak prawa ręka prezydenta Republiki Czeczeńskiej, Ramzana Kadyrowa, co poniekąd gwarantuje mu nietykalność.

Największym przegranym całej sprawy jest były właściciel klubu, Gilbert Facchinetti. Człowiek w podeszłym już wieku, który prezesował Xamax przez dwadzieścia cztery lata. Ł»ywa legenda. Chodził na mecze ukochanej drużyny już jako chłopiec, a później wziął za rękę poprowadził ją do tytułów mistrzowskich oraz pamiętnych zwycięstw nad Realem Madryt, czy Bayernem Monachium. Myślał, że sprzedając pakiet większościowy mocarnemu biznesmenowi, zapewni klubowi dostatnią przyszłość. Nie kryjąc łez, patrzy, jak dzieło jego życia popada w ruinę. – Bóg zabrał mi trzy córki. Teraz jeden człowiek odbiera mi kolejne dziecko. Sprzedaż klubu była fatalną decyzją. W tej chwili pozostaje mi już tylko bezczynne przyglądanie się temu co się dzieje. On ma pakiet większościowy, 52% akcji. Co mam zrobić? Liczę na cud. Jeśli Czagajew przyjdzie do mnie z propozycją odsprzedania swoich udziałów, to na pewno dojdziemy do porozumienia – wypowiedział się dla miejscowej prasy.

Image and video hosting by TinyPic

Sam zainteresowany jest jednak w dobrej formie i za największą ofiarę zajść z ostatnich dni uważa, a jakże, samego siebie. O skandaliczną niegospodarność oskarża natomiast poprzednie władze klubu. Obronę swoją i wspólników zapowiada do samego końca. Na odwołanie się od decyzji sądu otrzymał kilka dni. – Wiedzcie, że Xamax to moja pasja, a piłka nożna to moja dusza. Nie oddam nikomu ani tego, ani tego.

Piłkarze Neuchâtel, którzy dotychczas przebywali na obozie przygotowawczym, powoli rozjeżdżają się w swoje strony. Ich kontrakty niebawem zostaną rozwiązane i otrzymają wolną rękę do szukania sobie nowych klubów. A Xamax? Jeśli obędzie się bez szczególnych rewelacji, podzielą los Servette sprzed pięciu lat i ogłoszą upadłość. Wiele wskazuje na to, że wszystko trzeba będzie zaczynać od nowa. A miało być tak pięknie.

PIOTR BORKOWSKI

Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
2
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama