Z nieba do piekła, czyli przestroga dla Lewego

redakcja

Autor:redakcja

11 stycznia 2012, 07:56 • 6 min czytania

– Ten zespół zawsze będzie w moim sercu. Ostatnie trzy lata w tej drużynie były wspaniałe. Jestem zawodnikiem, który ma potencjał, aby przebić się w Realu. Zgodziłem się na długoletni kontrakt. To była trudna decyzja, ponieważ kocham Borussię – mówił Nuri Sahin, gdy przechodził do Realu. Trudno się dziwić, że Turek zdecydował się na odejście do Madrytu. O prowadzonej przez Jurgena Kloppa BVB można powiedzieć dużo dobrego, w szczególności w ostatnich kilkunastu miesiącach. Jednak klasy światowej do klasy „galaktycznej” porównać się nie da i zapomnijmy tutaj na chwilę, o tym, że Real od jakiegoś czasu nie może zdobyć poważniejszego trofeum. Real to po prostu Real, inna półka i marzenie każdego młodego zawodnika.
Faktem jest, że w szeregach „Królewskich”, w stu (co ja mówię, chociażby osiemdziesięciu) procentach, odnajduje się jakaś jedna dziesiąta wszystkich transferowanych tam zawodników. Ci pozostali, prezentują się nieco gorzej, często, niemal od razu, zostają sprzedawani. Są też tacy, o których słuch ginie niemal całkowicie. Niby gdzieś tam jeszcze są, ale próżno ich szukać na boisku. Dzieje się tak z różnych powodów. Często przez kontuzje, ale są one przecież częścią futbolu. Dramat Sahina jest tym większy, że po kim, jak po kim, ale akurat po nim spodziewano się rzeczy naprawdę galaktycznych. Oczywiście minęło dopiero kilka miesięcy, ale polityka transferowa klubu z Madrytu jest doskonale znana. Nie grasz tak, jak tego oczekiwaliśmy – nie jesteś nam potrzebny. I to bez względu na to, czy miałeś kontuzje czy też nie jesteś ulubieńcem szkoleniowca.

Z nieba do piekła, czyli przestroga dla Lewego
Reklama

Być może Turek płaci w tej chwili tak wysoką cenę, przez swoją pazerność? Marzenia, marzeniami, ale transfer do Madrytu oznaczał dla niego dość dużą podwyżkę swojego wynagrodzenia. A jeśli nawet nie chodziło o pieniądze, czego zarzeka się sam zainteresowany, to może przenosiny do tak wielkiego zespołu przyszły najzwyczajniej w świecie zbyt wcześnie? Owszem, Sahin, od sześciu lat, sezon w sezon, notował ponad dwadzieścia spotkań, ale na ten najwyższy pułap wskoczył stosunkowo niedawno. 6 bramek i 8 asyst w 30 spotkaniach i tytuł najwszechstronniejszego gracza ligi, rzeczywiście mogło to wszystko podziałać pobudzająco. Nie da się opisać słowami, jak Turek był ważny dla BVB. Do każdej akcji musiał dorzucić coś od siebie. A przecież prócz błyskotliwych poczynań w ofensywie i świetnie wykonywanych rzutów wolnych, z powodzeniem brał też udział w akcjach defensywnych. Na boisku był dosłownie wszędzie. Krótko mówiąc, piłkarz kreatywny. Gdy go nie było, Borussia traciła dobrych kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt procent swojego potencjału.

Sahin był zmuszony opuścić sześć ostatnich tygodni poprzedniego sezonu. – Jestem równie dobry, jak przed kontuzją. Nie ma oznak bólu i zamierzam trenować równie intensywnie, jak moi nowi koledzy. Chcę rozpocząć nowy etap. Wierzę w siebie i w to, że będę w wyjściowym składzie. Nie mam wątpliwości i będę na to ciężko pracował – mówił już po powrocie do zdrowia. Owszem, pewność siebie powinna być cechą piłkarzy, zwłaszcza tych młodych, ale w wypowiedziach Turka, pojawiała się ona niebezpiecznie często.

Reklama

Turek wrócił do zdrowia i… niemal od razu, ponownie złapał kontuzję. Podczas jednego z treningów z nowym zespołem nie wytrzymały więzadła w kolanie. Na szczęście operacja nie była potrzebna i po około pięciu tygodniach Sahin powoli wracał do treningów. Jose Mourinho zdradził, że jego nowy nabytek zadebiutuje w drużynie podczas tournee w Chinach. Wszystkie media były pewne, że zagra przeciw Guangzhou, ale portugalski coach ostatecznie postanowił nie desygnować go na boisko. Nie chciał ryzykować, bo wiedział, że uraz wciąż jest świeży. Później wydawało się, że Turek wystąpi z Galatasaray, następnie w pierwszym spotkaniu ligowym z Saragossą, ale nie wyszło i tym razem… Nagle, na początku września gruchnęła wiadomość, że pomocnik nie zagra przez kolejne dwa miesiące. Po raz kolejny odezwały się więzadła, tym razem poboczne.

– Mam nadzieję Sahin powróci do nas w ciągu kilkunastu dni. Przed nami przerwa reprezentacyjna, w sam raz na powrót do pełnej sprawności – mówił jakiś czas temu Mourinho. Od dnia, w którym Portugalczyk wypowiedział te słowa, do debiutu Sahina w białych barwach, minął jednak ponad miesiąc. – To dla mnie wielki dzień. Z tego miejsca chciałbym podziękować każdemu zgromadzonemu na Santiago Bernabeu, moim kolegom z zespołu, trenerowi i prezydentowi. Teraz muszę ciężko pracować, by pomagać zespołowi – skomentował swoje dwadzieścia trzy minuty w meczu z Osasuną. Było to dla niego pierwsze spotkanie od 15. kwietnia, kiedy to, jeszcze w barwach BVB zagrał z Freiburgiem. Wydawało się, że wszyscy puszczą w niepamięć te początkowe problemy 23-latka. Od teraz miało być już tylko lepiej. Ale niestety nie było. Mimo wyleczenia kontuzji, mecz z Osasuną jest dla niego jedynym ligowym spotkaniem. Prócz tego kilka razy zagrał jeszcze w Lidze Mistrzów i Pucharze Króla, ale wszystkie spotkania można policzyć na palcach jednej ręki. Mówi się, że Jose Mourinho powoli przestaje wierzyć, że Sahin może wnieść coś nowego do jego drużyny. A presja jest coraz większa.

Już zaczęły się plotki na temat jego odejścia z Santiago Bernabeu. Jeśli doszłoby do transferu, Real pewnie po raz kolejny straciłby kilkadziesiąt procent z zainwestowanych wcześniej pieniędzy. W pierwszym szeregu drużyn, zainteresowanych jego pozyskaniem wymienia się Borussię. – To tylko i wyłącznie plotki. Nie prowadzimy żadnych rozmów na temat pozyskania Sahina – powiedział kilka dni temu dyrektor Michael Zorc. Jeśli jednak, do końca sezonu nic się nie zmieni, a najprawdopodobniej tak właśnie będzie, to Sahin pewnie powróci do Dortmundu. Choć w tej chwili, jego byli koledzy nie widzieliby go z powrotem w swoich szeregach. Oczywiście nie dlatego, że mają mu za złe odejście sprzed kilku miesięcy. Według nich, Sahin wciąż nie powinien się poddawać i nie ma prawa nawet myśleć o powrocie do ich zespołu. Ostatnimi czasy, kapitalny „news” pojawił się na jednym z portali transferowych. Według niego, BVB jest skłonna od ręki zapłacić za Sahina 20 milionów euro, czyli dwa razy więcej niż wtedy, gdy go sprzedawała. Powodzenia.

Podobnie jak piłkarze Borussii, w Sahina wciąż wierzy idol Romka Kołtonia, Gunter Netzer. – Należy dać mu trochę czasu, rok, pół roku, a w przyszłości stanie się ważnym zawodnikiem Realu. Dysponuje znakomitą techniką, potrafi zagrać niekonwencjonalnie, jest bardzo zdyscyplinowany taktycznie oraz charakteryzuje się ciężką pracą – powiedział świetny niemiecki pomocnik. Prawda jest jednak taka, że Turek czuje się coraz gorzej w Madrycie. Krytyka wobec jego osoby jest naprawdę duża. Coraz mniej komfortowo żyje się obecnej z nim w Hiszpanii rodzinie. A przecież Turek pozostając na Signal Iduna Park byłby dla dortmundzkiej publiczności prawdziwym bogiem… Pytanie tylko, kto zrobił na tym wszystkim gorszy interes. Sahin, który mimo że nie gra, wzbogacił się już o niemałą sumkę czy jednak Real? Chociaż, w sumie, czym jest dla „Królewskich” 12 milionów euro?

Bogiem, a raczej bożkiem w Dortmundzie, został Robert Lewandowski – piłkarz roku wg „Piłki Nożnej”, najlepszy zawodnik w plebiscycie Polskiego Związku Piłkarzy oraz (mimo wszystko trzeba o tym wspomnieć) piłkarz roku wg portalu Bundesliga.de. W sumie, we wszystkich rozgrywkach strzelił szesnaście bramek i zanotował osiem asyst. Już od jakiegoś czasu mówi się o zainteresowaniu jego osobą Chelsea, Liverpoolu czy Valencii. Ł»eby było śmieszniej, z ostatniego wywiadu z drugą połówką „Lewego”, prócz tego, że toleruje ona co najwyżej trzydniowy zarost, można się dowiedzieć, że wymarzonym klubem dla naszego snajpera jest właśnie Real. Oczywiście, na razie to niedorzeczna abstrakcja. W tej chwili cieszyłby się – jak my wszyscy – z transferu do zespołu pokroju Valencii, Sevilli czy Liverpoolu. Pytanie tylko, czy odejście z Dortmundu, jest mu w ogóle potrzebne. Przechodząc do Madrytu, Sahin, miał stosunkowo mocniejszą pozycję w zespole i był większą gwiazdą. Doskonale wiemy, jak się to skończyło. A to, że Bundesliga, rok rocznie będzie zbliżać się pod każdym względem do Premier League i Primera Division jest niemal pewne.

MATEUSZ MICHAفEK

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama