Ferencvárosi TC, mogłoby się wydawać przeciętna drużyna. Raz, że to dopiero czwarta ekipa właśnie zakończonego sezonu na Węgrzech (dopiero 33. miejsce w krajowym rankingu UEFA), a dwa, pełny sezon rozegrał tam odpalony bez żalu z Lecha Gergo Lovrencsics. Patrząc jednak po ostatnich transferach dokonanych z tego klubu, można odnieść wrażenie, że to prawdziwa kopalnia talentów, zwłaszcza dla czołowych klubów z Polski. Jeszcze późną jesienią w podstawowej jedenastce grali tam Dominik Nagy, Michał Nalepa i Emir Dilaver. Dziś ten pierwszy rozkręca się w Legii, drugi przeszedł niedawno do Lechii, a trzeci właśnie podpisał czteroletni kontrakt z Lechem.
24-letni Austriak z bośniackimi korzeniami to były młodzieżowy reprezentant kraju (Austrii) i gracz niezwykle uniwersalny. Praktycznie od sezonu 2011/12, czyli odkąd stawiał swoje pierwsze kroki w Austrii Wiedeń, był rzucany po wszystkich defensywnych pozycjach w drużynie, bo grał na obu bokach obrony, w środku oraz jako szóstka. Z czasem jednak coraz częściej występował po prawej stronie defensywy, co jednak niekoniecznie szło w parze z coraz częstszymi występami w pierwszym składzie swojego macierzystego klubu. W ostatnim sezonie w barwach Austrii Dilaver pracował z Nenadem Bjelicą, ale ciężko powiedzieć, że był ulubieńcem trenera (choć ze słów Chorwata wnioskować można teraz coś zupełnie innego). Za czasów ich współpracy mniej więcej w co drugim meczu wychodził w podstawowym składzie, czy to w lidze, czy w Champions League. Ale też właśnie doświadczenie wyniesione z najbardziej elitarnych rozgrywek to dziś jeden z największych atutów nowego piłkarza Lecha.
Co ciekawe, w sezonie 2013/14 Dilaver po raz pierwszy zaczął regularnie występować w klubie dopiero po odejściu Bjelicy (pięć meczów w lidze z rzędu). Ale też szybko stało się jasne, że nie przedłuży z klubem kontraktu, więc siłą rzeczy pod koniec grał mniej. A latem, z własną kartą zawodniczą na ręku, zamienił Austrię na Ferencvárosi. Jego łączny bilans w ojczystej ekstraklasie zatrzymał się na 70 występach.
Na Węgrzech Dilaver radził sobie o niebo lepiej, bo z miejsca stał się podstawowym prawą obrońcą i grał niemal wszystko od początku do końca. Przez trzy lata należał do wąskiego grona zawodników, od których trenerzy zaczynali wyczytywanie składu i w tym czasie zdobył z drużyną mistrzostwo oraz wygrał trzy krajowe puchary. Tej wiosny nowy piłkarz Lecha niejako wrócił do korzeni, bo jego uniwersalność ponownie zaczęła być w cenie i ponownie zaczął być rzucany po całym boisku. A zwolnione przez niego miejsce na prawej obronie najczęściej zaczął zajmować nie kto inny, jak Gergo Lovrencsics.
Dilaver to piłkarz dynamiczny, grający z poświęceniem, chętnie włączający się do akcji ofensywnych i potrafiący uderzyć z obydwu nóg. Jeśli mielibyśmy porównać go do kogoś z obecnej kadry Lecha, byłby lustrzanym odbiciem Kostewycza, dla którego – z racji doświadczenia na lewej obronie – może być także alternatywą (której wcześniej brakowało). Ogólnie to stuprocentowy transfer Bjelicy i gracz, za którego szkoleniowiec weźmie pełną odpowiedzialność. Ale oddajmy też, że – w kontekście prawdopodobnego odejścia Tomasza Kędziory – cały ruch wygląda naprawdę niegłupio. Raz – pozyskano gracza z kartą na ręku, dwa – zaklepano go bardzo szybko, trzy – zabezpieczono w ten sposób kilka boiskowych pozycji i cztery – zawczasu przygotowano się na odejście Kędziory. Jako że piłkarskie CV Dilavera wygląda także obiecująco, właściwie nie widzimy tu słabych stron.
Tym bardziej, że do Poznania przychodzi facet, który potrafi zrobić coś takiego:
Albo coś takiego:
Witamy więc Emira i życzymy przynajmniej takiego wejścia do Lecha, jak w wykonaniu Semira.