Już dziś wielki szlagier ekstraklasy – na wypełnionym po brzegi stadionie przy Bułgarskiej trzeci Lech podejmie drugą Legię. Stawka spotkania jest ogromna, a na boisku zatrzęsienie dodatkowych smaczków. Na jakie starcia szczególnie dziś czekamy?
Najskuteczniejsza obrona kontra najskuteczniejszy atak
To chyba najlepsza możliwa rekomendacja – dziś zetkną się ze sobą najlepsza ofensywa ligi, jaką dysponuje Legia (54 gole w 27 kolejkach, co daje średnią okrągłych dwóch bramek na mecz) oraz najlepsza defensywa ligi, jaką dysponuje Lech (ledwie 20 straconych goli). O tym, jak “Kolejorz” radzi sobie w tyłach najlepiej może świadczyć przypadek Tomasza Kędziory, który w lidze i pucharze rozegrał w tym roku osiem spotkań i wszystkie zakończyły się zerem po stronie strat. Nieważne też, czy w Lechu na środku obrony gra Bednarek, Wilusz czy Nielsen, bo wiosną wszyscy wyglądają więcej niż solidnie. Tym razem jednak przyjdzie im zaliczyć test najpoważniejszy, bo naprzeciw staną piłkarze z wyjątkową, jak na nasze warunki, jakością – Odjidja-Ofoe, Moulin, Guilherme czy Radović. Ale też przed legionistami cholernie trudne zadanie. Bo utrzymanie w Poznaniu średniej dwóch goli na mecz oznaczałoby przy okazji, że Lech straci w jednym meczu dwa razy więcej goli, niż w ośmiu poprzednich spotkaniach na wiosnę. Która seria okaże się więc bardziej miarodajna, Lecha czy Legii?
Przyszłość kontra teraźniejszość
W defensywie Legii oglądamy dwóch obecnych reprezentantów Polski, a w defensywie Lecha dwóch chłopaków z młodzieżówki Marcina Dorny. I tak naprawdę lechitom można by tylko życzyć, żeby zrobili kiedyś porównywalną karierę w drużynie narodowej, jak obecni legioniści. Żeby na imprezie rangi mistrzostw Europy Bednarek skutecznie powstrzymywał napastników najlepszej drużyny świata, natomiast Kędziora w najważniejszych meczach nie zawodził na boku formacji defensywnej (niekoniecznie prawym). Tak jak w hierarchii reprezentacyjnej oba duety wciąż dzieli przepaść, tak w lidze szczególnej różnicy już nie widać. Co więcej, ani Pazdan, ani Jędrzejczyk na początku roku nie są w specjalnie wysokiej formie, natomiast Bednarek z Kędziorą aktywnie współtworzą formację nie do przejścia. To jednak dopiero mecz o tak wysoką stawkę, jak ta dzisiejsza, da pełniejszą odpowiedź, w którym miejscy znajdują się obaj lechici. A także dowiemy się, czy legioniści wreszcie będą potrafili przełożyć formę z reprezentacji na wiosenne występy w klubie.
Majewski kontra Hamalainen
Tu mamy do czynienia z nieoczekiwaną zamianą miejsc. Tak się akurat złożyło, że o obliczu ofensywy Lecha w dużym stopniu decyduje dziś piłkarz urodzony w podwarszawskim Pruszkowie, w którym wszyscy kibicują Legii. Na Łazienkowską miał kilkanaście kilometrów, ale – jako piłkarz “Wojskowych” – nigdy tam nie trafił, chociaż dwukrotnie taki temat trafiał na wokandę. Z kolei w Legii, najpewniej z poziomu ławki rezerwowych, mecz będzie oglądał człowiek wyszukany przez skauting Lecha, który niegdyś świętował w Poznaniu tytuł mistrzowski. Ale z pewnością roli Hamalainena, który ostatnio jest zupełnie bez formy, nie należy bagatelizować. Bo przecież to on zdobył zwycięskiego gola w poprzednim meczu obydwu drużyn, pojawiając się na boisku kilka chwil wcześniej. Jako że futbol uwielbia tego typu historie, w ogóle byśmy się nie zdziwili, gdyby któryś z nich ponownie przesądził dziś o losach całego starcia. A nawet, jakby jeden i drugi zapracowali dziś na swoje skalpy.
Robak kontra Kucharczyk
Nie oszukujmy się, żaden z nich zimą nie był szykowany do miejsca w pierwszym składzie w ataku swojego zespołu. W Legii mieli błyszczeć Necid i Chukwu, a w Lechu Kownacki, za którego odrzucono bardzo intratną ofertę, i który wreszcie zaczął grać na miarę swoich niemałych możliwości. Różnica jest tylko taka, że “Kownaś” rzeczywiście błyszczał, ale plany pokrzyżował mu uraz. Dziś więc w ataku obydwu drużyn najprawdopodobniej zobaczymy piłkarzy, którzy mieli pozostać w cieniu. Tych, których styl gry być może jest nieco toporny, ale też strzelone przez nich gole ważą naprawdę dużo. Dość napisać, że to właśnie Kucharczyk (dwoma golami) i Robak (kluczową asystą) dali swoim drużynom zwycięstwo nad długo liderującą Lechią. Obaj są w naprawdę dobrej formie i – jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi – na obu obrońcy rywali muszą dziś zwrócić największą uwagę, co jeszcze w niedalekiej przeszłości byłoby nie do pomyślenia.
Chorwat Bjelica kontra Serb Vuković
Na ławce rezerwowych także może być dziś gorąco, głównie za sprawą bałkańskiej krwi. Zarówno Nenad Bjelica, jak i Aleksandar Vuković niejednokrotnie pokazywali już, że poszliby za swoimi drużynami w ogień. Drugi trener Legii dał upust emocjom chociażby w ostatnim bezpośrednim starciu Legii z Lechem, kiedy to po golu Hamalainena zdarł sobie kolana tuż pod sektorem kibiców gości. Bjelica natomiast wkroczył do akcji w ostatnim meczu na szczycie z udziałem “Kolejorza”, kiedy to ruszył z pretensjami do Peszki, przez co mocno zakotłowało się na całym boisku. Na co dzień obaj spokojni i wyważeni, imponują podejściem do zawodu, co widać po takich drobiazgach, jak chociażby nauka języka. “Vuko” jest w Polsce od wielu lat i mówili lepiej, niż niejeden nasz rodak, z kolei Bjelica już po kilku miesiącach nie zabierał tłumacza na konferencje prasowe. Kiedy jednak zaczyna się mecz, obaj zapominają o spokoju czy profesjonalizmie i potrafią porządnie się zagotować. Kto pierwszy wybuchnie dziś wieczorem?
Fot. FotoPyK