Stefanowi Majewskiemu wciąż trudno pogodzić się z faktem, że jego reprezentacja do lat 23 stała się obiektem drwin, a on sam przestał uchodzić za poważnego trenera. I dalej broni poronionego pomysłu na tę kadrę, jak tylko potrafi. Oto fragment wywiadu z “Gazety Wyborczej”:
– Czy kadra U-23 spełniła swoje zadanie?
– A ilu jej piłkarzy zagrało później w pierwszej reprezentacji?
– Radosław Majewski, Jakub Tosik, Daniel Gołębiewski…
– W sumie siedmiu, ośmiu, którym umożliwiliśmy rywalizację z przeciwnikami zagranicznymi.
Siedmiu, ośmiu?! Niezła liczba. Prawie uwierzyliśmy. No bo zaraz, zaraz… Radosław Majewski to debiutował w reprezentacji Polski za kadencji Leo Beenhakkera, a nie dzięki promocji w U-23. On więc odpada. Gołębiewski w reprezentacji Polski nigdy nie zagrał, Tosik natomiast tak – mamy więc pierwszego. Kto dalej? Tytoń, no i Adrian Mierzejewski.
Trzech. Wszyscy oni, zanim zaliczyli debiut w reprezentacji Polski, zmuszeni zostali do odbębnienia spotkania w U-23 (chociaż oczywiście nikt ich gry nie śledził, w związku z czym wiadomo, że powołanie do pierwszej kadry nie miało z występami dla “Doktora” nic wspólnego). Ale jest chyba różnica między trzema piłkarzami a siedmioma lub ośmioma? Majewski celowo zawyża sobie statystykę, czy już mu się doszczętnie wszystko pomieszało? Nie, Stefku, ani Mójta, ani Tomasik, ani Kocot, czyli ci twoi genialni podopieczni, w pierwszej reprezentacji jeszcze nie wystąpili i jak na razie się na to nie zanosi.
– Jeśli nie chce brać z U-23, niech nie bierze z żadnej reprezentacji i skasujmy je wszystkie – obruszył się Majewski na wieść, że Smuda ma jego drużynę w dupie. Nie, Stefanie drogi, wszystkich reprezentacji kasować nie będziemy. Na razie, tylko twoją.