Na nic zda się wygrana przy Łazienkowskiej, na nic piękne bramki Lipskiego i Urbańczyka, na nic bezlitosny, gdy tylko ma piłkę przy nodze w polu karnym, Niezgoda. Doświadczenie Surmy, determinacja Kowalczyka, refleks Hrdlicki. Wszystko to spełznie na niczym, jeżeli Ruchowi wreszcie nie uda się zacząć punktować w meczach, które z racji wsparcia kibiców powinny być dla nich znacznie łatwiejsze. Tych na własnym stadionie.
Bo trzeba to powiedzieć wprost – wyniki Niebieskich w Chorzowie naprawdę głośno i wyraźnie wołają o pomstę do nieba:
Ruch jak Święty Mikołaj – brał na kolanko, pytał, co kto chce, a potem rozdawał hojnie prezenty. Trzy punkty tu, trzy tam, do Płocka jeden, do Niecieczy komplet… Nikt w lidze nie zdobył do tej pory mniej punktów u siebie niż Ruch. Jeszcze tydzień temu mniej zasobnym worem ze zdobyczami mógł się co prawda pochwalić… dzisiejszy rywal chorzowian, Śląsk, ale po wygranej z Wisłą miano domowej czerwonej latarni znów przypadło w udziale Ruchowi.
A że umiejętność wykorzystania przewagi, jaką daje gra przy swoich kibicach, jest absolutnie kluczowa w kontekście utrzymania? Przykładem niech będą dwa ostatnie sezony ligowe:
2015/16 – z ligi spadają dwie z trzech najgorszych domowych drużyn ligi: Górnik Zabrze – 21 pkt (4 wygrane, 9 remisów, 5 porażek) i Podbeskidzie Bielsko-Biała – 17 pkt (3 wygrane, 8 remisów, 8 porażek)
2014/15 – z ligi spadają dwie najgorsze domowe drużyny ligi: GKS Bełchatów – 21 pkt (5 wygranych, 6 remisów, 7 porażak) i Zawisza Bydgoszcz – 22 pkt (6 wygranych, 4 remisy, 8 porażek)
A przecież Ruch zawsze lubił – i potrafił – grać u siebie. Dwa lata temu minimalnie lepszy bilans domowy od Bełchatowa dał mu utrzymanie, trzy lata temu niepokonana seria spotkań domowych w grupie mistrzowskiej pozwoliła bandzie Jana Kociana na zajęcie miejsca na najniższym stopniu podium.
W meczu z kim zapoczątkować więc dobrą zmianę, jeśli nie ze Śląskiem? Śląskiem, który przecież w ostatnich dwóch sezonach rok po roku przyjmował w Chorzowie po sztuce, samemu nie odpowiadając choćby golem. Śląskiem, który można tym samym znów zepchnąć na niechlubną, ostatnią pozycję w tabeli, uwzględniającej wyłącznie spotkania ligowe u siebie.
fot. FotoPyK