Wygrana Borussii Dortmund nad RB Lipsk ma symboliczne znaczenie: może i nie idzie nam w tym sezonie, może i nawet teraz tracimy do was osiem punktów, ale w buty drugiej siły Bundesligi tak łatwo nie wejdziecie. Podopieczni Ralpha Hasenhuettla nie dali się zmieść z powierzchni ziemi, jak Bayernowi przed końcem roku, ale z BVB nie byli w stanie wiele ugrać.
Dla piłkarzy z Lipska to była duża szansa, by zbliżyć się do Bawarczyków. Po tym, jak przegrali 0:3 w Monachium, tracili trzy punkty do lidera. Początek roku? Wygrywali jedni i drudzy. Ale dziś piłkarze Carlo Ancelottiego tylko zremisowali z Schalke, co i tak wystarczyło, by powiększyć przewagę nad Die Bullen.
Ousmane Dembele mógł dziś zostać samodzielnym liderem klasyfikacji asystentów Bundesligi. Za pierwszym razem, kiedy z prawej strony boiska dograł na głowę Pierre-Emericka Aubameyanga, ten uderzył niecelnie. Za drugim – Francuz pokazał się z jeszcze lepszej strony, bo przejął piłkę na środku boiska, wrzucił najwyższy bieg, minął dwóch rywali i dorzucił idealnie do niepilnowanego Gabończyka. I w tym momencie PEA znów odskoczył na dwa gole Lewandowskiemu, a Dembele dogonił pierwszego Emila Forsberga. Autor ośmiu ostatnich podań w dalszym ciągu pauzuje jednak za czerwoną kartkę z Bayernem.
Przy okazji ciekawostka: Dembele sześć z ośmiu asyst zaliczył właśnie z wykorzystaniem Aubameyanga.
Borussia, mimo prowadzenia, nie mogła być przesadnie zadowolona z pierwszej pomocy. To nie był dla niej łatwy mecz – dużo było w nim walki, biegania, niewiele wolnej przestrzeni. RB Lipsk przystąpił do meczu bez Forsberga, Wernera i Sabitzera, ale nie dawał po sobie poznać, że jest osłabiony. Wicemistrzowi Niemiec zawiesił więc wysoko poprzeczkę, w końcu to wicelider.
Dortmundczycy wrócili po przerwie z nastawieniem, by jak najszybciej zamknąć ten mecz. Grali tak, jakby Bykom chcieli zrobić drugi Bayern. Po niezłej kontrze i podaniu Aubameyanga Reus fatalnie spudłował, zaraz sam Gabończyk ruszył na bramkę, nawinął ostatniego obrońcę i… uderzył lekko, po ziemi, w sam środek bramki, aż w końcu Reus zmarnował dwie kolejne okazje: po piłkach od Piszczka i PEA. Borussia, będąc nieskuteczna pod bramką rywala i opadając z sił, w końcu zaczęła się cofać.
Efekt był taki, że gospodarze, owszem, wciąż mogli wyprowadzać kontrataki, ale swoje okazje mieli też gracze z Lipska. I tak oto 20 sekund już po doliczonym czasie gry Palacios pokonał Burkiego, goście zaczęli świętować, ale chorągiewkę podniósł liniowy. Spalony był – minimalny, jednak był. Hasenhuettl momentalnie znalazł się obok sędziego, Tuchel prześmiewczo pokazywał, że może sobie gadać, a Dortmund eksplodował radością. Znów jest trzeci stopień podium, teraz też z ośmioma punktami straty do RB.